Niezależnie od geniuszu wojskowego Napoleona, wojna 1812 r. była przedsięwzięciem, które przekraczało logistyczne możliwości epoki. Wielka Armia miała trudności z marszem i aprowizacją, co przełożyło się na ostateczną klęskę kampanii – mówi PAP prof. Jarosław Czubaty z Uniwersytetu Warszawskiego.
PAP: Jakie były przyczyny wojny 1812 r.?
Prof. Jarosław Czubaty: Przyczyn wojny należy poszukiwać w istniejącym wówczas w Europie układzie sił politycznych. Od kilkunastu lat była ona areną rosnących wpływów Napoleona Bonaparte, który budował swoje Imperium dzięki ograniczaniu strefy wpływów Austrii, Prus, Wielkiej Brytanii i Rosji. Do pewnego momentu Napoleon próbował tworzyć nową organizację Europy w oparciu o porozumienie z Rosją, którego podwaliny stworzył traktat tylżycki z 1807 r. Było to jednak złudzenie polityczne. Pokojowe współdziałanie obu władców w perspektywie kilku lat okazało się nierealne, gdyż zakłócona została zasada równowagi sił charakterystyczna dla XVIII-wiecznego systemu politycznego w Europie.
W 1807 r. na mapie Europy pojawiło się Księstwo Warszawskie, państwo, które miało być początkiem odbudowy Królestwa Polskiego. Fakt ten niepokoił władców Rosji, Austrii i Prus. Oznaczało to powrót na scenę polityczną sprawy polskiej, która z perspektywy państw zaborczych była niebezpieczna. Wszelkie tendencje zjednoczeniowe i niepodległościowe Polaków ograniczały bowiem wpływy zaborców i stwarzały zagrożenie dla ich stanu posiadania. Utrzymywanie się tego niewielkiego państwa, nazywanego czasem „najdalej wysuniętą na wschód Marchią Wielkiego Cesarstwa” i „zbrojnym przyczółkiem Napoleona” nie było dla nich na rękę.
Do wybuchu wojny przyczyniły się też względy ekonomiczne. Głównym odbiorcą eksportu rosyjskiego, opartego na rolnictwie i gospodarce leśnej, była Wielka Brytania (flotę brytyjską budowano w głównej mierze w oparciu o dostawy drewna z Rosji). Ogromne znaczenie miał również eksport zboża. Przystąpienie Aleksandra I do sojuszu z Napoleonem było równoznaczne ze zgodą na blokadę kontynentalną, co przecinało kontakty handlowe z Wielką Brytanią i zmniejszało dochodowość majątków ziemskich rosyjskiej szlachty.
W przypadku wojny Francji z Rosją można również mówić o mechanizmie eskalacji konfliktu przez spiralę rosnącego strachu i nieufności. Napoleon nie do końca wiedział, jak daleko był w stanie się posunąć. Obaj władcy nie umieli się porozumieć z powodów emocjonalnych i prestiżowych. Od roku 1810 trwał marsz ku wojnie. Pierwsza inicjatywa wojenna wyszła od cara, który powziął plan zajęcia Księstwa Warszawskiego, a następnie porwania Austrii, Prus i państw niemieckich do wojny z Francją. Elita polityczna Księstwa Warszawskiego, dyskretnie sondowana w sprawie przejścia na stronę rosyjską, odmówiła udziału w realizacji tego planu. Rosyjscy sztabowcy zaczęli więc przygotowania do wojny obronnej.
PAP: Jakie były założenia wojenne obu stron konfliktu?
J. Cz.: Plan Napoleona był charakterystyczny dla jego sztuki wojennej – poszukiwał walnej, rozstrzygającej o losach wojny bitwy. Chciał szybko rozbić nieprzyjacielskie siły i zawrzeć korzystny pokój. Chodziło tu o szybkość działania i oszczędności finansowe – im krócej toczono wojny, tym mniejsze były ich koszty.
Napoleon chciał zmusić siły rosyjskie – armie gen. Michaiła Barclaya de Tolly’ego i gen. Piotra Bagrationa - do bitwy na terytorium Litwy. Francuzi przygotowali zakrojony na imponującą skalę manewr oskrzydlający, który jednak, jak się okazało, całkowicie spalił na panewce.
Plan obronny Rosjan przewidywał opuszczenie Litwy w pierwszej fazie działań – ewakuowanie urzędników, wywiezienie archiwów, map i pieniędzy, co udało się osiągnąć. Usuwano nawet słupki milowe na drogach, aby utrudnić przeciwnikowi orientację w terenie. Chciano wycofać się do wielkiego obozu warownego nad Dryssą, na północny wschód od Wilna, skąd zamierzano prowadzić działania zaczepno-odporne.
Rozwój sytuacji sprawił, że Rosjanie zaczęli wycofywać się dalej na Wschód – w kierunku Smoleńska, a następnie Moskwy.
PAP: Jak przedstawiał się polski wysiłek zbrojny w kampanii 1812 r.?
J. Cz.: Przedstawiał się naprawdę imponująco. W 1807 r. zakładano, że – zgodnie z konstytucją Księstwa Warszawskiego – wojsko polskie będzie liczyło ok. 30 tys. U progu kampanii 1812 r. te siły wzrosły do ponad 70 tys. Istniały także inne wojska polskie, jak np. pułki znajdujące się na żołdzie francuskim – szwoleżerowie gwardii, Legia Nadwiślańska czy Dywizja Księstwa Warszawskiego. Ponadto oddziały polskie tworzono na Litwie po wkroczeniu do niej Wielkiej Armii. Można założyć, że w kampanii moskiewskiej wzięło udział co najmniej 100 tys. Polaków.
W całości polski był V Korpus pod dowództwem ks. Józefa Poniatowskiego. Składał się on z trzech dywizji; służyło w nim wielu doświadczonych polskich dowódców – gen. Józef Zajączek, gen. Jan Henryk Dąbrowski i gen. Karol Kniaziewicz. Korpus miał działać na prawym skrzydle Wielkiej Armii. Miał za zadanie zdobycie w pierwszej fazie kampanii Mińska, a następnie odcięcie drogi odwrotu armii gen. Bagrationa na Wschód, co się nie powiodło.
Polacy walczyli również, choć w mniejszej liczbie, po stronie rosyjskiej. Oprócz chłopów z zaboru rosyjskiego, którzy trafili do armii carskiej z poboru, w wojsku rosyjskim służyło kilkanaście tysięcy polskich ochotników, głównie szlachty. Niektóre pułki kawalerii uznawano za typowo polskie.
Najbardziej znanym dowódcą polskim po stronie rosyjskiej był gen. Eufemiusz Czaplic. W armii carskiej służyli także członkowie rodzin magnackich o tradycji targowickiej, jak np. gen. Adam Ożarowski. Wielu polskich dowódców na służbie cara – podobnie jak niemieckich, a nawet francuskich – było otoczonych ze strony Rosjan niechęcią. Wynikało to z obaw przed szpiegostwem i zdradą z ich strony.
PAP: Jakie znaczenie miało zdobycie Moskwy przez Napoleona?
J. Cz.: Początkowo, w otoczeniu Napoleona wierzono, że zajęcia „serca” Rosji skłoni Aleksandra I do podjęcia negocjacji pokojowych. Niektórzy uważają, że porażka cesarza Francuzów była podobna do tej, jaką doznał Hannibal po zajęciu Kapui podczas II wojny punickiej. Wymęczona uciążliwymi marszami i wielką rzezią w bitwie pod Możajskiem, przez Rosjan nazywanych bitwą pod Borodino, armia napoleońska wkroczyła do miasta, w którym opływała w dostatki. Zaczęły się rabunki i rozkład dyscypliny.
Zdobycie Moskwy nie miało wielkiego znaczenia. Co więcej, cesarz niewątpliwie stracił w mieście cenny czas, który mógł poświęcić np. na rozpoczęcie sprawnego odwrotu do Smoleńska.
Spalenie Moskwy nie było wynikiem celowego działania Napoleona. W tym ogromnym mieście dominowała drewniana zabudowa. Gdy wkroczyła do niego ogromna liczba głodnych, zmęczonych, często zdemoralizowanych żołnierzy doszło do rabunków i podpaleń, które doprowadziły do katastrofy. Część winy spada również na gubernatora Moskwy, hrabiego Fiodora Rostopczyna, który wypuścił z więzień kryminalistów z zamiarem szerzenia drobnej dywersji.
PAP: Jaka była skala strat po stronie Wielkiej Armii w kampanii 1812 r.?
J. Cz.: Siły użyte przez Napoleona podczas wojny sięgały około 500 tys. Około 100 tys. z nich udało się wyjść z Rosji. Trudno oszacować liczbę poległych i zmarłych, zapewne około 100 tys. zostało jeńcami. Do tej pory nie przeprowadzono jednak dokładnych badań dotyczących tych, którzy dostali się do niewoli rosyjskiej w trakcie działań zbrojnych, nie ustalono również, ilu z nich przeżyło.
To samo dotyczy Polaków walczących u boku Napoleona. Z liczby około 100 tysięcy walczących na wojnie Polaków, powróciło około 24 tys. Podobnie, jak w przypadku innych żołnierzy Napoleona, nie wszyscy polegli w boju. Prowadzone są badania nad jeńcami polskimi, którzy po 1812 r. trafili do rosyjskiej niewoli i zostali zesłani do odległych regionów imperium, m.in. na Kaukaz. Część żołnierzy umarła z chorób, część zginęła w boju, a inni zdezerterowali. Warto zauważyć, że straty marszowe Wielkiej Armii w pierwszych tygodniach wojny – kiedy nie toczono większych bitew – wynosiły ok. 30 procent.
PAP: Z jakimi trudnościami zmagali się żołnierze Wielkiej Armii?
J. Cz.: Żołnierze zmagali się z wieloma przeciwnościami; w pierwszych tygodniach wojny najmniejszym problemem była konieczność walki z Rosjanami, którzy jej unikali. Działania wojenne prowadzone przez kilkaset tysięcy ludzi na obszarze o bardzo słabo rozwiniętej infrastrukturze musiały sprawiać trudności. Istniała niewielka liczba dróg, w dodatku nie brukowanych a piaszczystych. Terytorium, na które wkroczyła Wielka Armia było bardzo słabo zurbanizowane.
Wielka Armia weszła do Rosji w czerwcu. Marsze odbywały się przy temperaturze około 30 stopni Celsjusza; w nocy występowały częste burze, a temperatura o spadała do kilku stopni. Wozy, na których znajdowały się zapasy żywności i piekarnie polowe miały trudności w przemieszczaniu się. Na wąskich, złych drogach tworzyły się zatory, opóźnienia marszowe sięgały kilkunastu godzin. Gdy oddział docierał na miejsce, jego tabory wciąż znajdowały się w drodze – żołnierze często musieli więc wyruszać w marsz głodni. Napoleon stosował zasadę, że „wojna żywi się sama” – była ona jednak trudna do realizacji na terenach słabo zaludnionych. Pierwsze oddziały Wielkiej Armii po dotarciu do jakiejś miejscowości zjadały wszystko, co udało się skonfiskować; brakowało studni, a przez to wody pitnej.
W regulaminowym jadłospisie żołnierza znajdowało się 50-100 gramów wódki na dzień. Alkohol traktowano jako środek wzbogacający kaloryczność diety, ale i lekarstwo na choroby wewnętrzne oraz środek dezynfekujący. Widok pijanych żołnierzy nie był niczym nadzwyczajnym. Jednak nasilenie tego zjawiska w trakcie kampanii moskiewskiej mogło w jakiś sposób przerażać francuskie dowództwo.
PAP: Jakie relacje łączyły księcia Józefa Poniatowskiego z francuskim dowództwem?
J. Cz.: W 1812 r. ks. Poniatowski był już kimś w rodzaju żywej legendy narodowej. Do bitwy pod Raszynem w 1809 r. uważano go za odważnego, dzielnego w boju, ale niekoniecznie kompetentnego dowódcę i niesłychanie lekkomyślnego człowieka. Ten wizerunek zmienił się właśnie w trakcie kampanii 1809 r. Poniatowski był niewątpliwie dowódcą kompetentnym, choć wielu współczesnych zarzucało mu niewielką troskę o organizację marszu, sprawy codziennego bytowania żołnierzy itp.
Zdaniem wielu historyków ks. Poniatowski pozbawiony był „napoleońskiego polotu”, niechętnie podejmował zdecydowane działania – np. wzbraniał się przed prowadzeniem zdecydowanych ataków przy użyciu dużych sił. Po bitwie pod Borodino zarzucano mu, że był zachowawczy, posyłał w bój pojedyncze bataliony i czekał co z tego wyniknie.
Pod Smoleńskiem został natomiast przez Napoleona surowo zbesztany za to, że nie udało mu się przeciąć drogi uchodzącemu na wschód gen. Bagrationowi. Odpowiedzialność za to ponosił jednak nie Poniatowski, a brat Napoleona, Hieronim Bonaparte.
PAP: Co zadecydowało o klęsce Wielkiej Armii w kampanii 1812 r.?
J. Cz.: Było wiele przyczyn przegranej Napoleona. Niewątpliwie Rosjanie zachowali się znacznie bardziej racjonalnie, niż mógł przypuszczać cesarz. Nie przyjęli walnej bitwy na terytorium Litwy, co ocaliło Rosję. W dużej mierze było to zasługą ówczesnego głównodowodzącego gen. de Tolly’ego, który ryzykując „utratę twarzy” sprawnie przeprowadził odwrót na wschód.
Niezależnie od geniuszu wojskowego Napoleona, wojna 1812 r. była przedsięwzięciem, które przekraczało logistyczne możliwości epoki. Infrastruktura ogromnego teatru działań wojennych nie mogła zapewnić sprawnego marszu i aprowizacji Wielkiej Armii. Zorganizowanie zaplecza logistycznego dla kilkuset tysięcy ludzi na tego typu obszarach było na dłuższą metę niemożliwe.
PAP: Jak funkcjonuje pamięć o wojnie 1812 r. we Francji i w Rosji?
J. Cz.: Pamięć o kampanii 1812 r. funkcjonuje przede wszystkim w Rosji. We Francji nie jest to zjawisko żywe, poza kręgami akademickimi i gronem pasjonatów epoki napoleońskiej nie przykłada się zbytniej wagi do rozpamiętywania klęski sprzed dwustu lat.
Inaczej w Rosji, gdzie wciąż działa „magia dat”. Istotny dla Rosji był rok 1612, gdy skapitulowała polska załoga na Kremlu i zakończył się okres Wielkiej Smuty. Po 200 latach miał miejsce kolejny najazd Zachodu na Świętą Ruś, który został odparty. Ten sposób ujmowania kampanii moskiewskiej – jako pierwszej zwycięskiej wojny ojczyźnianej - był niezwykle popularny w wieku XIX, a jego echa można znaleźć w rosyjskiej literaturze, np. w „Wojnie i pokoju” Lwa Tołstoja.
Kulminacją obchodów związanych z kampanią moskiewską była 100. rocznica wojny obchodzona w 1912 r. W związku z sojuszem francusko-rosyjskim część uroczystości obchodzono wspólnie, a na polu bitwy pod Borodino pojawiły się francuskie pomniki.
PAP: Jak odbierana jest legenda Napoleona?
J. Cz.: Legenda napoleońska była w Polsce niesłychanie żywa jeszcze w latach 70. i 80. XX w. W polskiej kinematografii i literaturze występuje często spiżowy wizerunek Napoleona jako męża opatrznościowego, człowieka wyrastającego zdecydowanie ponad przeciętność. Jest on obecny np. w „Popiołach” Andrzeja Wajdy.
Polska legenda Napoleona jest „białą legendą”. Wydaję się, że istnieje ku temu jeden zasadniczy powód. Choć można krytycznie oceniać bilans zaangażowania Polaków po stronie napoleońskiej Francji, to jednocześnie trzeba pamiętać, że nikt spośród ówczesnych władców, „wielkich rozgrywających w polityce europejskiej w XIX w.”, nie dawał Polakom więcej. Między innymi na tym polegał dramat polskich dziejów w tej epoce.
PAP - Nauka w Polsce, Waldemar Kowalski
wmk/ ls/bsz
Źródło informacje: https://naukawpolsce.pap.pl