Osoba, która ma bulimię bardzo rzadko mówi o sobie, że jest chora. Raczej jest przekonana, że to kwestia słabej woli, że gdyby tylko chciała, nie objadałaby się. Trzeba sobie jednak jasno powiedzieć, że to jest choroba, i to taka, z którą ciężko jest poradzić sobie samemu – mówi lekarz psychiatra dr Michał Feldman z Centrum Terapii Dialog.
Na czym polega bulimia?
Przede wszystkim trzeba podkreślić, że bulimia to choroba, o czym wiele osób nie wie, albo nie chce tak traktować tego zaburzenia. Polega ona na napadowym objadaniu się, podczas którego w bardzo krótkim czasie taka osoba zjada ogromne ilości jedzenia. Występuje wtedy zupełny brak kontroli nad jedzeniem – podobnie jak alkoholik przestaje panować nad swoim piciem, tak chory na bulimię nie jest w stanie powstrzymać chęci jedzenia. Pacjenci opowiadają, że jest to uczucie nie do opanowania.
O bulimii mówimy wtedy, gdy po napadowym objadaniu się następują zachowania kompensacyjne, czyli chory czuje przymus naprawienia tego, że zjadł tak dużo i albo wymiotuje albo stosuje środki przeczyszczające lub moczopędne albo bardzo dużo, wręcz ekstremalnie dużo ćwiczy. To niezwykle wyniszczające działania.
Dużo osób ma takie problemy?
Napadowe objadanie się to problem, który występuje u około kilku procent dorosłych – to więc bardzo częste zjawisko, bo dotyczy ponad miliona osób w Polsce. Na bulimię choruje zaś kilkaset tysięcy Polaków. Specjaliści zajmujący się zaburzeniami odżywiania zauważyli, że w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat liczba osób chorujących na bulimię i napadowe objadanie się rośnie.
Zaburzenia odżywiania to dość szerokie pojęcie...
Tak, należy do nich wiele rozmaitych chorób, najbardziej znane spośród nich to bulimia, anoreksja, ale i ortoreksja, czyli bardzo silne skupienie na zdrowym, odpowiednio kalorycznym odżywianiu się. W tym zaburzeniu ważne jest dokładne liczenie kalorii, a sprawdzanie składu każdego pożywienia przybiera wręcz natrętny i obsesyjny charakter. O ortoreksji mówimy, gdy zajmowanie się swoim odżywianiem zajmuje nieadekwatnie dużo czasu w ciągu dnia. Według niektórych specjalistów to nie są oddzielne choroby tylko jeden stan, który manifestuje się w różny sposób, w zależności od cech osobowości, charakteru oraz osobistych doświadczeń danej osoby.
Czyli o tym, kto zachoruje na bulimię decydują jakieś konkretne cechy? Są osoby bardziej niż inne predysponowane do zachorowania?
Większe tendencje do anoreksji mają osoby perfekcjonistyczne, anankastyczne, niezwykle dokładne, szczegółowe, wręcz wzorowe. Zaś osoby uzewnętrzniające swoje emocje, mające tendencję do postrzegania świata w czarno-białych barwach, ze skłonnościami do skrajnych ocen, spontaniczne będą miały raczej problem z bulimią. Charakterystycznym objawem dla zaburzeń odżywiania jest bardzo krytyczne spojrzenie na siebie i ocena swojej wartości przez pryzmat własnego wyglądu. W dodatku postrzeganie własnego wyglądu też jest nieprawdziwe – osoba z zaburzeniami odżywiania zazwyczaj widzi się znacznie mniej atrakcyjnie, niż widzą ją inni ludzie. Kiedy zdrowa osoba ma jakieś fizyczne defekty najczęściej albo je akceptuje albo stara się je ukryć, ale nie jest to dla niej życiowy problem, nie wpływa to znacząco na jej samoocenę, nie postrzega siebie przez pryzmat tego defektu. Natomiast osoby z zaburzeniami odżywiania myślą o sobie o wiele mniej przychylnie, wydaje im się, np. że fakt, że są otyli (albo nawet ich wrażenie, że tacy są) sprawia, że są mniej wartościowymi ludźmi.
Czy to przybliża nas do zrozumienia z czego wynikają zaburzenia odżywiania? Skąd się biorą?
Wielu rodziców zastanawia się: „co zrobiliśmy nie tak?”, „gdzie popełniliśmy błąd, że nasze dziecko ma takie problemy?”
Z badań naukowych wynika, że musi się złożyć kilka elementów które sprawią, że rozwiną się zaburzenia odżywiania. Jednym z nich jest jakiś czynnik biologiczny, genetyczny, który dana osoba posiada. On wciąż jest jeszcze dla nas nieuchwytny i niezbadany, chociaż to już kwestia czasu, bo prowadzone są na ten temat liczne badania. Wiemy już na pewno, że istnieją rodzinne skłonności do tego typu chorób, bo często w rodzinie osoby z zaburzeniami odżywiania, była lub jest osoba, która miała/ma podobne problemy. Jest też trochę hipotez na temat genów, na przykład tego jak działają hormony głodu i sytości – grelina i leptyna. Wiemy np., że spożywanie pokarmów silnie wpływa na poziomy tych hormonów we krwi, a co za tym idzie na działanie ośrodka sytości w mózgu. Być może o zaburzeniach decydują jakieś nieprawidłowości w wydzielaniu się greliny i leptyny, może u chorych sygnał „jesteś syty” nie jest do mózgu prawidłowo wysyłany. Ale może to być też problem na poziomie mózgu i ośrodka sytości, który źle reaguje i wysyła nieprawidłowy sygnał dotyczący głodu, umożliwiając osobom z anoreksją głodzenie się, a tym z bulimią odczuwanie silnego głodu. Tak więc wydaje się, że biologia ma w tym ważny udział.
A co z aspektem środowiskowym? Wpływem relacji rodzinnych?
One również mają znaczenie. Wiemy o tym, że są pewne sytuacje rodzinne czy wręcz modele rodzin, które predysponują do wystąpienia zaburzeń odżywiania. Np. bardzo surowi i wymagający rodzice, rodziny w których nie rozmawia się o uczuciach, gdzie okazywanie uczuć jest piętnowane, uważane za złe.
A krytykowanie wyglądu?
Co do tego zdania specjalistów są podzielone. Wydaje się, że w rodzinach, w których pojawia się problem z zaburzeniami odżywiania o wyglądzie mówi się więcej, ale istnieją też badania, które tego nie potwierdzają. Zauważono natomiast, że mniej więcej jedna trzecia pacjentów z zaburzeniami odżywiania doświadczyła jakiegoś nadużycia seksualnego w dzieciństwie albo we wczesnej młodości.To skomplikowany temat, ale naukowcy obecnie interesują się bardzo zaburzeniami odżywiania, więc myślę, że w ciągu najbliższych kilku, kilkunastu lat lepiej poznamy ich przyczyny.
Czy w ostatnim czasie daje się zauważyć więcej zaburzeń odżywiania?
Tak, obserwujemy coraz więcej napadowego objadania się i bulimii i to zjawisko powoli narasta. Obecnie znacznie większą wagę przykładamy do odżywiania się i to zarówno w dobrym jak i niekoniecznie dobrym znaczeniu tzw. zdrowego stylu życia. Po kilkudziesięciu latach różnych dyskusji w środowisku psychiatrów mamy obecnie dość jasno zdefiniowane co jest chorobą, a co nie. I tak - choroba jest wtedy, gdy to co się z nami dzieje jest dysfunkcjonalne, źle wpływa na nasze codzienne życie. Czyli w momencie, gdy ktoś jest zafascynowany zdrowym odżywianiem się, ale nie przeszkadza mu to w codziennym życiu, w pełnieniu swoich ról społecznych, to jest to w porządku. Natomiast jeśli objawy sprawiają, że ktoś zaniedbuje wywiązywanie się ze swoich obowiązków, to wpływa niekorzystnie na jego funkcjonowanie - uważamy że to już stan chorobowy. Tak jak o depresji mówimy, kiedy zaburzenia snu czy smutek mają wpływ na nasze życie, natomiast kiedy po prostu mamy melancholijny charakter czy taką osobowość, ale to nie wpływa na nasze funkcjonowanie - nie uważamy tego za chorobę. Takie rozróżnienie jest ważne, żeby wiedzieć gdzie przebiega granica między stanem zdrowia a chorobą.
A bulimia to choroba.
Tak, choć nawet przez wielu pacjentów wcale nie jest tak postrzegana. Osoba, która ma bulimię bardzo rzadko mówi o sobie, że jest chora. Raczej jest przekonana, że to kwestia słabej woli, że gdyby tylko chciała nie objadałaby się. A gdy zaczyna się już orientować, że jest inaczej, ukrywa to obawiając się, że jej problem będzie bagatelizowany, że usłyszy porady takie jak: weź się w garść, zmobilizuj się, po prostu nie jedz tyle. Tymczasem mechanizmy kontroli w napadzie objadania się są wyłączone i taki chory nie umie zapanować nad potrzebą jedzenia. Ukrywanie tej choroby ma też związek z tym, że bulimia kojarzy się z czymś nieprzyjemnym, obrzydliwym ze względu na wymioty, więc osoby unikają kojarzenia siebie z tą chorobą.
Czy bulimia jest czymś, co może „samo przejść”?
Zdecydowanie nie. Zjadanie ogromnych ilości jedzenia w krótkim czasie, nawet pomimo zachowań kompensacyjnych zazwyczaj prowadzi do tego, że chory albo jest na granicy prawidłowej wagi albo ma nadwagę. Co gorsze - zachowania kompensacyjne są ogromnie destrukcyjne dla organizmu. Osoby, które często wymiotują mogą mieć groźne zaburzenia rytmu serca lub uszkodzony przewód pokarmowy. Nie bez znaczenia przez tysiące lat układ pokarmowy nie został przystosowany do tego, aby wydalać przez usta. Kwas solny, który przy wymiotowaniu przechodzi przez przełyk i jamę ustną bardzo uszkadza zęby i śluzówkę, powstają nadżerki, wrzody, kamica ślinianek. Podobnie niebezpieczne jest przeczyszczanie się czy nadmierne odwadnianie się. Traci się wtedy elektrolity, powstają zaburzenia elektrolitowe, które prowadzą do problemów w funkcjonowaniu narządów. To bardzo destrukcyjny stan, ale oprócz konsekwencji biologicznych pojawiają się też konsekwencje społeczne.
Jakie mogą być konsekwencje społeczne tego, że ktoś zwraca jedzenie?
Przy nasileniu tych objawów pojawia się tak silne, wręcz obsesyjne myślenie o jedzeniu, że trudno jest skupić się na czymś innym. Chorzy często stosują restrykcyjne diety przez co jeszcze silniej myślą o tym, żeby coś zjeść, potrafią godzinami wymyślać i planować co zjedzą. Także pod kątem późniejszego wymiotowania, bo warto wiedzieć, że osoby które mają bulimię, szczególnie po pewnym czasie trwania tej choroby, dobierają sobie pokarm tak, żeby się go „przyjemnie” wymiotowało. Dowiedziałem się tego od moich pacjentów. I na przykład dużo lepiej wymiotuje się lody czy kostkę masła niż chipsy lub pieczywo.
Skoro mówimy o przyjemności – to czy właśnie o nią rozchodzi się w bulimii?
W napadzie bulimicznym jedzenie jest przyjemne tylko przez chwilę, później jest już przymusem. Na początku jest celebracja jedzenia, a po kilku, kilkunastu minutach jest już tylko przymus, aby zjeść jak najwięcej i jak najszybciej. Ale to się dzieje tylko wtedy, kiedy chory jest sam. Częsty mit, który dotyczy bulimii jest taki, że osoby chore łatwo rozpoznać w towarzystwie czy na przyjęciu. Że tam, gdzie jest jedzenie, nie będą w stanie się powstrzymać. Tymczasem jest wręcz odwrotnie, najczęściej chorzy są zupełnie nie do rozpoznania, bo żeby nikt się nie domyślił, nic nie jedzą w publicznych miejscach. Wielu moich pacjentów przez lata ukrywało swój problem tak perfekcyjnie, że o napadach objadania się, o zwracaniu jedzenia nie wiedzieli nawet najbliżsi. Czasem tylko zastanawiali się, jak to się stało, że wieczorem była pełna lodówka, a rano nie ma kostki masła, pół kilo szynki, serków topionych, twarogu.
Czy to ukrywanie wiąże się ze wstydem czy raczej z obawą, że ktoś dowie się o problemie?
Z jednym i z drugim.
Jak zatem można pomóc takiej osobie? Jak leczy się bulimię?
Jest na to kilka naprawdę skutecznych sposobów. W około 70 - 80% przypadków jesteśmy w stanie doprowadzić do sytuacji, w której chory nie będzie miał napadów objadania się i przymusu kompensowania tych zachowań, albo będą one zdarzały się bardzo rzadko. Do dyspozycji mamy leki, które potrafią zmniejszyć przymus objadania się, ale są też odpowiednie nurty psychoterapeutyczne, które pozwalają pracować z pacjentem z bulimią. Jednym z nich jest psychoterapia poznawczo-behawioralna, podczas której na ponad dwudziestu spotkaniach z psychoterapeutą pacjent przerabia określone wcześniej scenariusze różnych zachowań. Uczy się sposobów jak wyczuć, że zbliża się napad, jak sobie radzić w sytuacji kiedy nadchodzi, jak mu przeciwdziałać.
Większość osób z zaburzeniami odżywiania ma zaburzone postrzeganie swojego ciała i dlatego bardzo często te osoby się głodzą. Wiele z nich korzysta z diety pudełkowej oferującej na przykład dietę „1000 kalorii” podczas gdy zapotrzebowanie dorosłej osoby wynosi zazwyczaj minimum 1800 kalorii. Zamiast więc sobie pomóc tylko pogarszają swoją sytuację, gdyż stosowanie restrykcyjnych diet powoduje niedojadanie i nasila częstość napadów objadania się. Pierwszą rzeczą, którą pacjent słyszy, gdy przychodzi do gabinetu jest więc zakaz stosowania takich diet. Zaczyna się od takiego ustawienia diety, aby jak najrzadziej odczuwać głód, szczególnie ten nasilony. Jest też cała masa różnych sposobów, żeby nie dopuszczać do objadania się, do rozkręcenia się napadu oraz sposobów postępowania, gdy napad się przydarzy i zadbania, aby nie pojawił się następny.
I jeszcze jeden ważny aspekt – z wielu badań wynika, że niezwykle trudno jest pokonać bulimię samemu. I nie chodzi o to, że koniecznie trzeba zgłosić się do profesjonalisty, lecz o samotną walkę. Aby pokonać zaburzenia odżywiania potrzebna jest druga osoba, która będzie osobistym wsparciem. Trudno znaleźć taką osobę, bo otoczenie najczęściej nie wie o tym problemie. Dlatego to często chory musi wyjść z inicjatywą i poprosić o pomoc. Jest kluczowe, aby znaleźć osobę, której można zaufać, opowiedzieć o swoim problemie i która zaoferuje wsparcie. Nie będzie krytykowała, denerwowała się na chorego, że znowu miał napad, która będzie miała czas na rozmowę i chęć pomocy, nie oczekując nic w zamian. I która będzie potrafiła cieszyć się z drobnych zwycięstw. Ważne, aby ten kontakt był dość częsty. Jest udowodnione, że jeżeli chociaż jedna osoba z otoczenia jest wtajemniczona w problem bulimii i umie tak „po ludzku” pomóc, to szansa na wyzdrowienie gwałtownie wzrasta.
Jest Pan redaktorem merytorycznym poradnika dla pacjentów i ich rodzin „Pokonać bulimię i zespół napadowego objadania się”. Dlaczego zdecydowali się państwo przetłumaczyć i wydać akurat tę książkę?
Ponieważ „Pokonać bulimię...” otwiera na zmianę i pomogła dziesiątkom tysięcy pacjentów z bulimią i zespołem napadowego objadania wyjść z tych zaburzeń. To pozycja napisana przez dwóch brytyjskich psychiatrów – praktyków: Ulrike Schmidt i Janet Treasure oraz dziennikarkę June Alexander, która już w wieku 11 lat zmagała się z zaburzeniami odżywiania, doskonale więc wie, o czym mówi. Książka jest znana na całym świecie, ale to jej pierwsze wydanie w Polsce.
Autorki w bardzo prosty sposób, krok po kroku pokazują co zrobić, żeby poradzić sobie z napadowym objadaniem się i bulimią. Książka ma formę poradnika i faktyczne taka jest – zawiera konkretne, praktyczne wskazówek dla pacjentów i napisana jest w bardzo przystępny sposób. Przedstawia również prawdziwe historie osób, które same borykały się z bulimią i napadowym objadaniem, a dzięki metodom opisanym w książce pokonały zaburzenia odżywiania.
Źródło informacji: Serwis Zdrowie