Narracja, fikcja literacka i czytanie książek ma konkretne, pozytywne przełożenie na postawy wobec zwierząt - ustalili naukowcy z Uniwersytetu Wrocławskiego. Dzięki współpracy ze znanym autorem kryminałów Markiem Krajewskim udało im się ten wpływ zmierzyć.
Badanie przeprowadził tercet naukowców z Uniwersytetu Wrocławskiego: kierujący zespołem filolog dr Wojciech Małecki (z Instytutu Filologii Polskiej), antropolog prof. Bogusław Pawłowski (kierownik Katedry Antropologii) oraz psycholog dr hab. Piotr Sorokowski (dyrektor Instytutu Psychologii).
"Mówi się dziś, że +Chata wuja Toma+ przyczyniła się do wojny secesyjnej, bo za sprawą tej książki Amerykanie przejęli się losem afroamerykańskich niewolników. I że powieść +Czarny książę+, jeden z największych bestsellerów w dziejach, doprowadziła w Wielkiej Brytanii do prawnego zakazu poddawania koni pewnym powszechnie wcześniej stosowanym okrutnym praktykom" - zauważa w rozmowie z PAP dr Małecki.
I choć pozytywny wpływ literatury na moralność czy postawy wobec innych wydaje się oczywisty, to - jak zwrócili uwagę naukowcy - potwierdzające ten efekt dane eksperymentalne są nieliczne. A w końcu mnóstwo rzekomych oczywistych prawd na temat ludzkiej psychologii ostatecznie nie wytrzymało próby eksperymentu. Jeśli zaś chodzi o wpływ narracji na nasz stosunek do zwierząt, to danych eksperymentalnych praktycznie brak, choć z biegiem czasu temat zwierząt staje się w społeczeństwie coraz ważniejszy. Coraz więcej osób angażuje się np. w działania na rzecz praw zwierząt czy poprawy ich dobrostanu.
Naukowcy z Wrocławia postanowili więc ten efekt zmierzyć, choć - jak podkreśla dr Małecki - eksperymentalne badania tego rodzaju stanowią nie lada wyzwanie. Czytanie jest bowiem czynnością swobodną i intymną, która mało ma wspólnego z optymalną dla badań oprawą laboratoryjną. Żeby obejść problemy metodologiczne, naukowcy nawiązali współpracę z poczytnym pisarzem i wykorzystali odpowiedni moment w cyklu wydawniczym. Do eksperymentu zaprosili Marka Krajewskiego - który jest nie tylko znanym autorem kryminałów (cyklu o Eberhardzie Mocku czy Edwardzie Popielskim), ale też doktorem nauk humanistycznych i byłym wykładowcą Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak powiedział w rozmowie z PAP Krajewski, do momentu napisania "Władcy liczb" jego głównym celem - jako pisarza - "było dostarczenie czytelnikom godziwej rozrywki". "Choć oczywiście niektórzy dostrzegali, że mówię też ludziom, jaki był Wrocław przedwojenny - wielokulturowy, a czasami przemycam też treści filozoficzne" - zauważył. Do eksperymentu włączył się - jak mówi - z dwóch powodów. Po pierwsze, ze względu na zainteresowanie psychologią, biologią ewolucyjną i wielki szacunek dla prof. Pawłowskiego. Po drugie - z powodu miłości do zwierząt. "Mam suczkę, która często towarzyszy mi w pracy, siedzi obok biurka i jest dobrym duchem w moim gabinecie" - powiedział.
Kiedy przygotowywano eksperyment, Marek Krajewski pracował właśnie nad nową książką pt. "Władca liczb" (http://www.znak.com.pl/kartoteka,ksiazka,5312,Wladca-liczb ). Na prośbę naukowców - uwzględniając ich wskazówki, autor umieścił w akcji zdania przedstawiające scenę maltretowania zwierzęcia.
"Ze względu na cel i warunki tego eksperymentu musiałem się bardzo ograniczać" - podkreślił Krajewski. Zauważył, że nie mógł przedstawić "chyba najbardziej naturalnego, najbardziej powszechnego w czasach, kiedy osadzałem akcję mojej powieści - czyli w latach 50. - obrazu znęcania się nad zwierzętami, jakim byłoby bicie psa. Nie mogłem, bo on z pewnych względów nie pasował moim współpracownikom. Musiałem wybrać inne zwierzę - kapucynkę Kloto". Na dwa tygodnie przed premierą książki na swoim facebookowym profilu Marek Krajewski ogłosił konkurs dla czytelników. W zamian za wypełnienie internetowej ankiety można było przedpremierowo przeczytać fragment książki.
W badaniu wzięły udział 1833 osoby w wieku od 14 do 81 lat. Czytelników podzielono na dwie grupy. Jedna dostała do przeczytania neutralny (kontrolny) fragment powieści, druga - fragment, który zawierał napisane specjalnie na potrzeby eksperymentu sceny niedoli małpki Kloto. Po przeczytaniu fragmentu czytelnicy wypełniali ankietę, która - pod pozorem badania profilu osobowościowego i światopoglądu czytelników - pozwalała ocenić ich postawy wobec zwierząt. Czytelników pytano m.in. o to, czy cierpienie zwierząt jest dopuszczalną ceną wynajdywania nowych leków, albo czy ubój delfinów i wielorybów powinien być natychmiast wstrzymany - nawet, jeśli oznaczałoby to utratę pracy przez ludzi.
W przypadku osób, które przeczytały poruszający fragment o niedoli małpki, postawa wobec zwierząt okazała się wyraźnie inna, niż u osób czytających fragment kontrolny. "Zanotowaliśmy statystycznie istotny wpływ tego fragmentu na zmianę postaw dotyczących zwierząt i ich dobrostanu. Postawa wobec zwierząt zmieniła się na bardziej prozwierzęcą, to znaczy, że badani wykazywali większą troskę o dobrostan zwierząt w ogóle" - mówi dr Małecki.
Efekt zmierzono na specjalnej skali. "Siła tego efektu nie była duża, nie nastąpiła radykalna zmiana. To nie jest radykalny efekt - taki na przykład, że czytelnik po lekturze tego fragmentu natychmiast wpłaci datek na rzecz organizacji działającej na rzecz zwierząt. Ale w badaniach z zakresu psychologii społecznej rzadko mamy do czynienia z ogromną siłą efektu badania. Żeby dostrzec taki efekt w realnym życiu, czytelnicy musieliby być poddawani wpływowi narracji w większym stopniu i przez dłuższy czas" - podkreśla inny autor pracy, Piotr Sorokowski.
"Różne badania pokazują, że postawy moralne opierają się często na głębokich intuicjach, na które trudno jest wpłynąć przy pomocy argumentacji. W takich przypadkach ktoś może nawet uznać, że nowe dla niego argumenty są słuszne, ale zachowa swą dawną postawę. Niektórzy uczeni sądzą, że narracje literackie – czy sztuka w ogóle – pozwalają ten mechanizm obchodzić. Wykorzystanie takich środków może czasem dawać lepszy efekt, niż sięganie po argumenty filozofów czy moralistów" - zauważa filolog.
Pisarz Marek Krajewski cieszy się, że mógł wziąć udział w eksperymencie. "Zrozumiałem wtedy, że moje książki mogą zrobić coś dobrego, przyczynić się choć w minimalnym stopniu do przedstawiania dobrych wzorów, opartych na naukowej, metodologicznej podstawie" - powiedział PAP. Czy współpraca z psychologami była wyzwaniem? "Ja nie piszę książek o zwierzętach, tylko kryminały. Jakie zwierzę wybrać... Jak je włączyć w akcję, wpleść ten motyw tak, by czytelnik nie miał odczucia, że jest to sztuczne, literackie doszycie sceny... To było dla mnie wyzwanie. Cieszę się jednak, że mogłem je podjąć, ponieważ wszelkie przeszkody, narzucanie ograniczeń, tak naprawdę służą pracy twórczej" - podkreślił autor "Władcy liczb".
Wyniki badania opublikowano w czasopiśmie PLOS ONE.
PAP - Nauka w Polsce, Anna Ślązak
zan/ agt/