Większość osób, które nie chcą się szczepić, ma inne powody, niż wiara w teorie spiskowe – mówi Magdalena Góralska, antropolożka z Uniwersytetu Warszawskiego.
Ja, dziennikarka na co dzień rozmawiająca z naukowcami – ona, dobrze wykształcona antropolożka w trakcie doktoratu, badająca, jak w sieci tworzy się wiedza ekspercka – podczas rozmowy obie przyznałyśmy, że bałyśmy się szczepienia. Ja, dzień przed szczepieniem przeczytałam duży nagłówek, w dużym portalu internetowym: „Zapalenie mięśnia sercowego po Pfizerze?”. Ona zaszczepiła się w marcu, kiedy jedynym dostępnym preparatem był ten wyprodukowany przez Astrę Zenekę.
„Zaraz po moim szczepieniu w marcu zaczęły spływać informacje o możliwych zakrzepach. Nie ukrywam, że zaczęłam się stresować” – przyznała Góralska.
Nasze historie da się skwitować stwierdzeniem, że łatwiej nam było „zaufać nauce”, ale czy tego samego możemy wymagać od reszty społeczeństwa? Kiedy ja cały dzień poświęcam na czytanie najnowszych ustaleń naukowych w temacie koronawirusa, miliony ludzi idą do pracy na budowie, w przedszkolu, w urzędzie, na wsi. Jeśli ja poczułam ukłucie wątpliwości, to co musieli poczuć inni?
Zostańmy przy haśle „ufajmy nauce”. Urlich Beck światowej sławy socjolog, wprowadził do nauk społecznych pojęcie „społeczeństwo ryzyka”. Po przeczytaniu jego książki „Społeczeństwo światowego ryzyka”, ciężko oprzeć się wrażeniu, że z uporem stawia się po stronie społeczeństwa, które w wyniku narastającej modernizacji wpychane jest w coraz większe poczucie ryzyka i niepewności bytu. Nic więc dziwnego, że z czasem utwierdza się w przekonaniu, że jednostka może liczyć tylko na siebie i nie przekonują go hasła „zróbmy to dla dobra ogółu”.
Weźmy taki kryzys klimatyczny. Czy wszystkich dotyka tak samo? Nie. Niby wszyscy przekonują nas, że płyniemy na tej samej łodzi, ale przecież w pierwszej kolejności ucierpią ubogie kraje.
Każdy kryzys ma kapitanów, pasażerów, sterników maszynistów i tonących. Najpoważniejszy spór wokół nowych ustaleń i deklaracji na każdej konferencji klimatycznej COP zawsze dotyczy argumentu, że bogaci znowu chcą ułożyć wszystko pod siebie. Najpierw się wzbogacili na uprzemysłowieniu, a teraz każdemu każą zaciskać pasa po równo – nawet ubogim krajom, które wciąż nie mogą doczekać się modernizacji. Jeśli więc twórcy hasła „ufajmy nauce” naprawdę w nie wierzą, ja powiem – zaufajcie nauce Urlicha Becka, bo dokładnie zbadał, że to hasło nie zadziała na społeczeństwo.
Przede wszystkim życie codzienne nie potwierdza, że nauka wie wszystko. Jest przeciwnie – wzrost wiedzy jest wprost proporcjonalny do wzrostu niewiedzy. Dla przeciętnego odbiorcy szczepionka to połączenie wiedzy z niewiedzą, bo każdy dzień przynosi nowe doniesienia na temat choroby i skuteczności szczepionki na nowe warianty wirusa. Jeszcze bardziej przygnębiające jest słuchanie o „odporności stadnej”, kiedy każdy z nas tak bardzo nie chce czuć się zwykłą daną statystyczną.
„System nie nadąża za potrzebami społeczeństwa. Ludzie domagają się indywidualnego traktowania i uwagi – nie chcemy być traktowani jak +jeden z wielu+, dlatego taką popularnością cieszą się rankingi lekarzy w internecie. Jest też w ludziach niezgoda na to, że medycyna nie zna odpowiedzi na pewne problemy zdrowotne” – mówi Góralska.
Komunikację utrudnia fakt, że medycyna została wciągnięta w kapitalistyczne tryby. Tu też jesteśmy konsumentami i czujemy to na każdym kroku. Jeśli zapłacimy za pakiet medyczny w prywatnej służbie zdrowia, mamy szansę poczuć się lepiej zaopiekowani.
Prywatny pakiet medyczny może przyspieszyć termin wizyty u lekarza, ale w żaden cudowny sposób nie pomoże znaleźć odpowiedzi na skomplikowany problem, który jest zagadką dla całej medycyny. Wtedy przychodzi moment szukania rozwiązań na własną rękę. Internet jest do tego doskonałym narzędziem.
„Nigdy nie mieliśmy takiej idealnej strefy publicznej, w której wszyscy mogą ze sobą dyskutować. Niekorzystanie z tego jest marnowaniem szansy” – mówi Góralska i dzieli się swoimi spostrzeżeniami związanymi z obserwacją otwartych i zamkniętych grup na Facebooku, gdzie członkowie dzielą się swoimi doświadczeniami dotyczącymi rozwiązywania problemów zdrowotnych. – „Ludzie czują, że mogą wziąć sprawy w swoje ręce – mają więcej sprawczości dzięki internetowi. Dodatkowo tu znajdują uwagę i opiekę całej grupy, co jest niezwykle wspierające. Stworzyłam pojęcie +new public care+ żeby opisać to zjawisko. Tłumaczę je na język polski: +społecznościowa opieka zdrowotna+” – opisuje Góralska.
Pytana o spostrzeżenia na temat pseudonaukowych wierzeń czy teorii spiskowych, odpowiada że „osoby myślące na poziomie spiskowym to jest mały procent. Większość osób, które nie chcą się szczepić, ma inne powody niż wiara w teorie spiskowe”. Co zatem najbardziej rzuca się w oczy zdaniem badaczki?
„Do ludzi, którzy łączą rozwiązania wykorzystywane w medycynie tradycyjnej z rozwiązaniami alternatywnymi, docierają logiczne argumenty, ale filtrują je przez inny zasób kulturowy” – zauważa Góralska. I dodaje, że w przypadku oporu wobec szczepień, sposobem na dotarcie do różnych grup społecznych jest zbadanie przy pomocy narzędzi socjologicznych, co jest podstawą tego zasobu kulturowego. Do ludzi na wsi trzeba skierować zupełnie inną kampanię niż do ludzi w mieście. Zdaniem badaczki hasło „zaszczepmy się” nie rozwiązuje żadnej wątpliwości, które rodzą się w głowach opornych wobec szczepień.
„Szczepionki a płodność; zakrzepy, nieprzewidywalność powikłań, zachorowalność po szczepieniu – to są grupy tematów, które trafią do zupełnie różnych odbiorców” – wylicza Góralska i dodaje, że sama spotkała osoby, które zastanawiają się, jaka pora roku jest najlepsza na szczepienie – bo może przyjęcie pierwszej dawki jesienią wpłynie na przesunięcie odporności i ochronę w szczycie kolejnej fali?
W rozmowie z badaczką przywołałam sondaż IPSOS z maja br., w którym aż 43 proc. Polaków podpisało się pod popularnym wśród opornych argumentem, że „nie wiadomo, czy szczepionka jest bezpieczna”. Sama mam poczucie, że media w Polsce sumiennie opracowały ten temat i kto chciał, znalazł przekonujące wyjaśnienia. Góralska uważa jednak, że na obecnym etapie, kiedy z powodu malejącej liczby chętnych do szczepień trzeba szukać nowych sposobów dotarcia, dobrze byłoby pokazać, że szczepionki stworzyli ludzie tacy jak my. Możliwość zobaczenia twarzy naukowców, usłyszenia ich historii ciężkiej, codziennej pracy, wpłynęłaby na wyobraźnię.
Nauka jest nierozerwalnie połączona z polityką. Jako dziennikarce też trudno mi było uwierzyć, jak bardzo decyzje polityczne i związane z nimi finansowanie, wpływają na wydłużanie procesu powstawania rozwiązań medycznych. Dopóki nie poświęciłam tygodnia na rozmowy z naukowcami, nie rozumiałam, dlaczego szczepionki przeciw SARS-CoV-2 powstały szybko, a proces znalezienia leków się wydłuża. Wszyscy przechodzimy przyspieszony kurs wiedzy o tych mechanizmach, więc zasługują one na osobne miejsce w kampanii społecznej – jeśli chcemy, by więcej ludzi o nich usłyszało i przełamało opór przed szczepieniem.
Urszula Kaczorowska
Źródło informacji: https://naukawpolsce.pap.pl