Tak, wielu może to zaskoczyć, ale Władimir Putin nie miał poglądów komunistycznych. Przeciwnie - winił komunistów za upokorzenie jego ojczyzny. Podczas jesieni ludów, czyli tego co zapoczątkowała w Polsce "Solidarność" a co doprowadziło do upadku muru berlińskiego i rzezi w Rumunii, dzisiejszy dyktator był skromnym, etatowym funkcjonariuszem KGB na placówce w Dreźnie (wtedy NRD), jeszcze lojalnym władzy na Kremlu.

Putin miał wtedy poczucie misji. Wstapił do KGB by się mścić na Niemcach i faszyźmie za oblężenie jego rodzinnego Leningradu w latach II Wojny Światowej. Wywołany oblężeniem miasta głód doprowadził do śmierci jego małego brata Wiktora, a wskutek odniesionych ran ojciec (a faktycznie ojczym) został kaleką. W trakcie całej wojny śmierć poniosło kilkadziesiąt milionów ludzi. Nigdy nie udało się wiarygodnie ustalić, ilu dokładnie zginęło Rosjan i mieszkańców innych republik radzieckich. Później ZSRR mozolnie podnosiło się z gruzów wojny. Kosztem biedy zwyczajnych obywateli tworzono potężną armię i największy na świecie arsenał nuklearny. 

Putin uważał, że tak trzeba, żeby Zachód już nigdy więcej nie odważył się najechać Rosji. Chciał być tego częścią. Zemstą na znienawidzonych nazistach, faszystach, Niemcach. Miał poczucie siły w służbie i nagle został zdradzony. Blok Wschodni - najpotężniejszy w jego mniemaniu sojusz wojskowy na świecie rozsypał się niczym domek z kart. Nikt go przed tym nie ostrzegł. Propaganda sukcesu i potęgi nie została odwołana, a mimo tego tłum otoczył zajmowany przez agentów budynek. Nikt nie przyszedł na pomoc. Potężne imperium ZSRR porzuciło swoich wiernych synów na pastwę wściekłych cywilów. Mieli parę pistoletów do obrony i nic poza tym, a tłum napierał... Jedyne co mogli zrobić to spalić dokumenty oklauzulowane i czekać na rozwój wydarzeń. ZSRR nie kontratakowało. Imperium upadło bez walki. Na to Putin nie był gotowy.

Załamał się, przeżył depresję, roztył. Do Petersburga wrócił z lodówką i bezrobotny. Domu nie było, bo ZSRR powoli przestawało istnieć. Nienawidził Gorbaczowa za Pierestrojkę i głasnosti. Kierowany pragmatyzmem przyjął posadę w petersburskim ratuszu, a stamtąd poprzez moskiewskie kontakty mera i układy korupcyjne z organizacją przestępczą znaną jako Tambovskaja Bratva został następcą Borysa Jelcyna - pierwszego i zarazem ostatniego pokojowo nastawionego władcę Rosji. Idąc do wielkiej polityki zaledwie "tolerował" komunistów, wiedział że ich potrzebuje, ale nimi gardził. Od dawna miał poglądy nacjonalistyczne, tęsknił za Imperium carów. Otwarcie w swoich publicznych wystąpieniach twierdzi, że Rosja to państwo w granicach z 1914 r. Wtedy nie było komunistycznego Związku Radzieckiego, a państwem nie rządzili prymitywni bolszewicy, tylko szlachetnie urodzeni białogwardziści. 

Putin nienawidzi ostatnich szefów ZSRR za ich słabość, za ugodowość względem "zepsutego" Zachodu. Tak samo gardził Borysem Jelcynem i jego słabością, nigdy też nie zaakceptował jego zgody na wstąpienie Polski do NATO. Dlatego od razu po przejęciu władzy zaczął przy pomocy służb specjalnych i czołgów porządkować sprawy w zbuntowanej Czeczenii, a następnie zmodernizował armię i rozpoczął projekt rozszerzania geopolitycznych wpływów w Afryce, Ameryce Południowej oraz w innych państwach Azji. Imperium - tak. Komunizm - nie. 

Komunizm w wydaniu Gorbaczowa i Breżniewa, a być może nawet Berii, była dla Władimira Putina nazbyt łagodnym, tolerancyjnym i liberalnym ustrojem, do tego niedostatecznie wydajnym militarnie, dyplomatycznie oraz gospodarczo. Dlatego nie wolno patrzeć na niego jak na komunistę, relikt ZSRR. To nacjonalista i oligarcha, dążący do odtworzenia caratu w granicach z 1914 r., czyli z czasów w których Łódź była najbardziej wysuniętą na zachód metropolią Rosji a w Warszawie co drugi mieszkaniec mówił po rosyjsku. Patrzenie na dzisiejszy Kreml jak na siedlisko komunistów to wielki błąd, oni tam nie mają już nic wspólnego z naukami Lenina. 

Dlatego jeśli nałożymy mapę tzw. incydentów z dronami w Polsce na mapę Imperium Rosyjskiego odkryjemy, że pokrywa się ona z terenem carskiego zaboru, sięgającego za Łódź. To te same ziemie, które zgodnie ze słowami Putina należą do Moskwy. Jedyny wyjątek to Elbląg, tuż pod miastem Gdańsk, w którym zaczęła się II Wojna Światowa oraz Solidarność - ta sama odpowiadającą za rozmontowanie znacznej części Bloku Wschodniego, czego dyktator nie mógł wybaczyć ani Polakom, ani komunistycznym władzom w Moskwie. W takim scenariuszu nalot dronów nie był komunikatem dla Warszawy, tylko dla Berlina.


Kazimierz Turaliński

 



TPL_BACKTOTOP