Tomasz K., były oficer operacyjny CBA, usłyszał zarzuty fabrykowania dowodów, składania fałszywych zeznań i fałszywego oskarżenia o popełnienie nieistniejącego przestępstwa. Funkcjonariusz ten, na polecenie swoich zwierzchników, fałszował dowody wymierzone w ich politycznych przeciwników, czyli m.in. w byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i jego małżonkę.

Utworzona według pomysłu konserwatywnego "Prawa i Sprawiedliwości", również dzięki głosom posłów liberalnej "Platformy Obywatelskiej", antykorupcyjna służba specjalna miała stać się remedium na powszechne łapówkarstwo i nieuczciwość wśród urzędników państwowych. Szybko jednak stała się symbolem tego co najgorsze w tzw. "tajnych służbach", czyli nadużywania władzy w celach politycznych i zamiast wykrywania przestępstw, to inicjowania ich i pozorowania. Praktyki "podrzucania" łapówek pijanym dyrektorom spółek państwowych oraz uwodzenie tygodniami mniej atrakcyjnych posłanek opozycji przypominały nie standardy demokratycznego państwa prawa, lecz komunistycznej Służby Bezpieczeństwa.

Flagowym "operacyjnym" CBA stał się Tomasz K. - protegowany ówczesnego szefa tej służby Mariusza Kamińskiego. To "Agent Tomek" odpowiadał za uwodzenie posłanki Platformy Obywatelskiej Beaty Sawickiej oraz jak się okazało za fabrykowanie dowodów przeciwko byłemu prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. W ramach operacji o kryptonimie "Krystyna" usiłował udowodnić, że luksusowa willa w Kazimierzu Dolnym należy do prezydenckiej pary, choć zakupiona zostać miała na podstawionego "słupa". Prowadzone czynności wykluczały zasadność tych podejrzeń, mimo tego Tomasz K. składał zafałszowane meldunki, w których wyrażał przekonanie o przestępczym źródle pochodzenia tej nieruchomości.

Skąd u doświadczonego wcześniejszą wieloletnią służbą w Policji oficera pomysł, by zamiast praworządnie umarzać sprawy, w których nie zostały wypełnione znamiona żadnego przestępstwa, wrabiać figurantów w czyny nigdy przez nich niepopełnione? Szefem Centralnego Biura Antykorupcyjnego był wtedy wspomniany Mariusz Kamiński, bynajmniej nie apolityczny fachowiec, lecz od lat 80-tych XX wieku zaangażowany działacz najpierw opozycji antykomunistycznej, a następnie radykalnie prawicowej Ligi Republikańskiej i Przymierza Prawicy. W tym też czasie stał się zaufanym człowiekiem Jarosława Kaczyńskiego, wstąpił do jego partii i podjął działania wymierzone w politycznych przeciwników mentora - postkomunistów z SLD i liberałów z PO. Już wcześniej miał na tym polu "sukcesy", np. jego Liga Republikańska zasłynęła w latach 90-tych obrzucaniem jajkami wieców wyborczych Aleksandra Kwaśniewskiego - jeszcze kandydata na prezydenta.

Aby zasilić CBA najlepszymi kadrami odpornymi na korupcję, kandydatów kuszono o wiele wyższymi pensjami od tych wypłacanych w Policji i wojsku, jednak taka zachęta okazała się niewystarczająca. Oficerowie innych służb nie byli skłonni do zmiany barw klubowych, na ochotnika do transferu zgłosiła się zaledwie garstka, w związku z czym naciskani przez górę dowódcy innych formacji niejako karnie delegowali tam tych podwładnych, których nie chcieli już więcej oglądać. Czy tak samo "agentem" CBA stał się Tomasz K.? Tego nie wiadomo, faktem jest jednak, że jego przeszłość daleka była od ideału. Zdarzyło mu się przez pomyłkę brutalnie obezwładnić chronionego immunitetem dyplomatę, a nawet zabić kobietę w zawinionym nadmierną prędkością wypadku samochodowym. Po podjęciu służby w formacji antykorupcyjnej za wszelką cenę próbował się wykazać zwalczając polityków opozycyjnych względem "Prawa i Sprawiedliwości", za co w nagrodę został posłem tej partii z kieleckiego okręgu wyborczego. Immunitet ochronił go przed śledztwem wszczętym w sprawie nielegalnych czynności operacyjno-rozpoznawczych, ostatecznie umorzonym po ponownym przejęciu władzy przez prawicę i powierzeniu stanowiska Prokuratora Generalnego Zbigniewowi Ziobrze.

Dobra passa Agenta Tomka zakończyła się, gdy sam został nagrany przez męża swojej aktualnej partnerki życiowej, któremu groził pobiciem. Ta sytuacja zakończyła karierę polityczną, nie spełniły się też rozpowiadane plany objęcia stanowiska szefa jednej ze służb specjalnych. W ślad za tym poszły zarzuty przestępstw gospodarczych na kwotę kilku milionów zł. Wtedy Tomasz K. zaczął publicznie mówić o przestępstwach, które miały być codziennością służby w Centralnym Biurze Antykorupcyjnym. W wywiadach opowiadał o naciskach przełożonych na niszczenie niewinnych ludzi fałszywymi zarzutami i sporządzanie niezgodnych z prawdą meldunków. Jak oznajmił, wiedział że w sprawie kazimierskiej willi Aleksander Kwaśniewski był niewinny, a mimo tego w składanych raportach opisywał odmienne wnioski. Priorytetem pozostawała nie prawda, ale zniszczenie osób wytypowanych według klucza politycznego.

Jak ujawniał Tomasz K., również dzisiaj służby specjalne mają podejmować działania niezgodne z prawem, wymierzone w opozycję i nieschlebiających rządowi dziennikarzy. Wybranym figurantom przydzielani mają być "aniołowie stróżowie", monitorujący zagrożenie i w razie potrzeby podejmujący działania zmierzające do jego neutralizacji. Co ciekawe, polityczni zwierzchnicy nie dostrzegają w takich praktykach niczego niestosownego ani wspólnego z minionym ustrojem. Uważać mają, że sięgając po metody znane z rutyny Służby Bezpieczeństwa chronią obywateli przed nieistniejącym już dzisiaj komunizmem.

Czy słowa Agenta Tomka są wiarygodne? To każdy musi ocenić sam. Nie ulega jednak wątpliwości, że w ostatnich latach wszyscy wielokrotnie byliśmy świadkami instrumentalnego wykorzystywania do celów politycznych funkcjonariuszy zwłaszcza Policji. Kierowano ich do siłowego tłumienia pokojowych protestów, zastraszania dzieci za czyny tak błahe jak publikacja na Facebook-u posta o strajku kobiet, a nawet do prześladowania emerytek i innych aktywistów środowisk LGBT. Policja podlega pod ministerialny nadzór MSWiA, którego szefem jest dzisiaj Mariusz Kamiński. Profesjonalizm mundurowych chwali prezydent Andrzej Duda. Zgodnie z jego słowami, dowodem fachowości interwencji podejmowanych podczas strajku kobiet ma być fakt, że policjanci nikogo w ich trakcie nie zabili. Wcześniej Andrzej Duda ułaskawił Mariusza Kamińskiego skazanego na karę 3 lat pozbawienia wolności za przekroczenie uprawnień w sprawie nielegalnych prowokacji CBA wymierzonych w wicepremiera Andrzeja Leppera (tzw. afera gruntowa). Bez tego ułaskawienia polityk, jako osoba karana, nie mógłby objąć kolejno dwóch ministerialnych tek: ministra koordynatora służb specjalnych i ministra spraw wewnętrznych i administracji. Oba resorty odpowiadają za bezpieczeństwo publiczne, egzekwowanie prawa i zwalczanie przestępczości.

Gwarancją bezkarności funkcjonariuszy przedkładających lojalność partii ponad lojalnością literze prawa miały być immunitety i kolejne wyborcze zwycięstwa prawicy, monopolizującej dzisiaj wymiar sprawiedliwości oraz organa ścigania, lecz jak się okazało, kary unikać można jedynie do czasu. Tolerancja dla czynów Agenta Tomka zakończyła się w momencie, w którym przestał być użyteczny swoim politycznym zwierzchnikom. To nic nowego. Każda niszcząca porządek prawny rewolucja w końcu pożera swoje własne dzieci. Ta nie jest wyjątkiem, o czym powinien pamiętać każdy policjant, prokurator czy agent CBA popełniający przestępstwa "dla wyższej idei".


Kazimierz Turaliński

 



TPL_BACKTOTOP