Odpowiadając krótko: tak. I to także taki powszechnie uznawany za bohatera. Granica między czynem patriotycznym a sabotażem bywa płynna, niekiedy wręcz niezauważalna - także dla samego sprawcy przestępstwa.
Wszyscy zapewne pamiętają historię heroicznego czynu jednego z ukraińskich pilotów myśliwców. Tamtejsze lotnictwo skierowano do walki już w pierwszych chwilach po rozpoczęciu rosyjskiej inwazji. Podczas odpierania ataków rakietowych na Kijów jeden z obrońców miasta wystrzelił całą posiadaną amunicję. Na horyzoncie nadal jednak znajdowała się jeszcze jedna rosyjska rakieta. Uznając że tak trzeba postąpić, pożegnał się przez radio z najbliższymi i skierował samolot na kurs kolizyjny. Rakieta nie trafiła w Kijów. Pilot zginął na miejscu, z samolotu zostały drzazgi. Bohater?
Niewątpliwie tak, oddał życie w obronie swoich rodaków. Ale... nie postąpił słusznie. W kolejnych latach tysiące rakiet uderzyło w ukraińskie obiekty, wiele z nich trafiło w Kijów. Jakie uczyniły szkody? Istotne, ale nie strategiczne. Miasto przetrwało, a średnia liczba ofiar przypadająca na jedną rakietę była znikoma. Co więc ocalił ten samobójczy gest? Całkiem możliwe, że nic. Stracono cenny myśliwiec, który mógł w kolejnych dniach i miesiącach ocalić setki ludzi, ale już tego nie zrobił. Życie stracił pilot - najcenniejsze aktywo! Wraz z nim do ziemi poszły miliony zainwestowane w lata szkoleń. Tego elementu systemu obrony powietrznej nie można szybko zastąpić. Gdyby Rosjanie mogli wymieniać jedną rakietę za jeden ukraiński samolot to byłby dla nich powód do otwarcia butelki najdroższego szampana.
Pilot postąpił wtedy bohatersko i nie wypada go dziś na Ukrainie krytykować, ale obiektywnie oceniając postąpił przy tym bardzo głupio i zarazem popełnił przestępstwo, zapewne nie jedno. Istotnie osłabił potencjał obronny swojej ojczyzny, zmarnotrawił wielkie środki - niewątpliwie o wiele drożej kosztuje myśliwiec od kosztów ugaszenia pożaru budynku i jego ewentualnego remontu. Cement i farbę można kupić w każdym markecie, pilota w zestawie z samolotem wojskowym możemy "zamówić" na "za kilka lat".
Nie każdy więc czyn pilota zasługuje na uznanie i poparcie. Czasem trzeba zważyć za i przeciw. Jak więc ocenić polskiego pilota myśliwca z Radomia? Cóż, ważąc korzyści dla Rzeczypospolitej ze spektakularnych pokazów lotniczych i szkody z możliwego osłabienia obronności polskiego nieba trudno uznać za rozsądne ryzykowanie tak cennym aktywem wojskowym. Za chybiony argument zwolenników pokazów lotniczych uznać trzeba rzekome "ćwiczenia" umiejętności akrobatycznych, te bowiem są na dzisiejszym polu bitwy zupełnie nieprzydatne.
W epoce dwupłatowców lub Messerschmittów i Dywizjonu 303 o wyniku starcia powietrznego mogły decydować sztuczki, obecnie - w czasach myśliwców V generacji - to poziom zaawansowania technicznego decyduje o porażce lub zwycięstwie. Obronę przed wrogim atakiem stanowi oszukująca radary technologia stealth czy emitujące ciepło flary, mające mylić pociski namierzające temperaturę celu. Spektakularne pojedynki "close combat" asów lotnictwa to także zamierzchła przeszłość. Współcześnie pociski rakietowe AMRAAM (powietrze-powietrze) likwidują wroga z odległości 75 km. To znaczy, że myśliwiec lecący nad Warszawą może strącić rosyjskiego Suchoja nad Siedlcami, a znad Siedlec może skutecznie razić cele na terytorium Białorusi. Fani lotnictwa mogą zapomnieć o romantycznych powietrznych pojedynkach. Wszystko to, czego pilot może się nauczyć pracując przy pokazach akrobatycznych przyda mu się więc wyłącznie... na pokazach akrobatycznych.
Ryzykowanie kluczowych aktywów wojskowych bez osiągania jakichkolwiek realnych korzyści to co najmniej forma niegospodarności, a gdy giną ludzie - przestępstwo, wręcz zbrodnia. A giną często i z błahych powodów. Dość przypomnieć pokazy lotnicze zorganizowane we Lwowie w 2002 r. Wskutek nieudanej akrobacji na niskiej wysokości myśliwiec Su-27 spadł na tłum zabijając 77 osób (w tym 28 dzieci) i raniąc ponad 500 widzów. W 1988 roku amerykańskiej bazie lotniczej w Ramstein (Niemcy) trzy lekkie myśliwce zderzyły się w powietrzu, po czym jeden z nich spadł na widownię powodując śmierć 67 ludzi i raniąc niespełna 1000.
Nie wiemy, ilu Ukraińców mógł uratować myśliwiec samobójczo stracony nad Kijowem w 2022 roku. Być może 1000? Tego już się nie dowiemy.
Kazimierz Turaliński