Tak, Powstanie skutkowało tragedią, ale jednak nie była ona aż tak "straszna" jak dzisiaj może się to wydawać. Z oczu tracimy bowiem najważniejszy powód, dla którego do Powstania doszło, a którego 99% dzisiejszych komentatorów, dywagujących z kubkiem gorącej kawy w dłoni z perspektywy wygodnego fotela, kompletnie nie rozumie. Nie jest prawdą, że doszło do 63 dni rzezi. Tej rzezi było w sumie 6 lat.

W Powstaniu zginęło około 200 tys. ludzi, w czasie całej wojny co najmniej kilkadziesiąt milionów a w Polsce ponad 6 milionów ludzi (plus ponad 500 tys. zabitych przez działania Sowietów), więc o ile jednostkowe przypadki śmierci to tragedie niekwestionowane, to w skali całej masakry tamtych lat były to dni w zasadzie porównywalne do codzienności w Oświęcimiu, Treblince, Bełżcu, Lublinie (tzw. Majdanek - od nazwy dzielnicy Majdan Tatarski), Sobiborze, Palmirach, Mławie (getto żydowskie), Wilnie (zwłaszcza getto żydowskie), na Wołyniu, w Katyniu czy w innych miastach i wioskach. Gdybyśmy dzisiaj mieli stać się świadkiem zbiorowego mordu dwustu tysięcy Warszawiaków, to szok byłby niemożliwy do opisania, ale w ówczesnych realiach nie był wcale sytuacją nadzwyczajną - przeciwnie, przez lata wszyscy tam żyli w niesamowitym stresie, cierpieniu, rozpaczy i strachu, ponieważ nikt nie znał dnia ani godziny, zaś dokonywane publicznie zbrodnie na niewinnych cywilach były wkomponowane w codzienny pejzaż.

W porównaniu do ofiar okupacji niemieckiej ja w moim życiu miałem do czynienia ledwie z "odrobiną" przemocy. Wiem że sama walka nie jest tak straszna jak oczekiwanie na nią. To właśnie wyczekiwanie niszczy psychikę, sama konfrontacja bez względu na jej wynik przynosi ulgę. Tej ulgi pragnęło wielu mieszkańców Warszawy po latach łapanek, wieszania przypadkowych ludzi na latarniach, rozstrzeliwania w lasach i innych podobnie traumatycznych wydarzeń, nieustającego terroru i głodu. My dzisiaj nie widujemy stert ludzkich ciał na Marszałkowskiej i nie boimy się o naszych bliskich wychodzących do sklepu po chleb, ale od 1939 r. to wcale nie był egzotyczny widok a taki paniczny strach dotyczył każdego. Krew często wsiąkała w bruk, więc przelanie jej znów w zamian za szansę na spokój nie było decyzją zbyt trudną.

Powstanie oczywiście było ryzykiem, ale nigdy nie wybierano między spokojnym przezimowaniem problemów a rzezią! To jest największe i do dzisiaj działające kłamstwo sowieckiej powojennej propagandy - wmówienie ludziom, że zburzono spokój Warszawiaków dla jakiejś "abstrakcyjnej idei", czyli wolnej Polski. Nie oceniajmy Powstania z perspektywy naszych czasów pokoju, bo są to warunki zupełnie nieporównywalne psychologicznie. Zaręczam, że identycznie cierpiał Warszawiak ginący w Rzezi Woli, jak ten zabrany np. w 1942 r. wraz z całą rodziną prosto z mieszkania do siedziby GESTAPO na Szucha, skąd już nie wychodził. Przed tym Warszawiacy uciekli w Powstanie. Przed niepewnością, strachem i niewolnictwem. Pamiętajmy, że wojny nie przeżyło większość Warszawiaków a nie wszyscy przecież zginęli w Powstaniu. Ci, którzy zdecydowali się walczyć nie chcieli śmierci swoich rodaków, oni chcieli ich wyzwolić od strachu przed nagłą śmiercią. I za to im wieczna chwała.


Kazimierz Turaliński

 



psychologia i społeczeństwo
psychologia i społeczeństwo
psychologia i społeczeństwo
TPL_BACKTOTOP