Grypa, krztusiec czy AIDS nie zniknęły wraz z pojawieniem się wirusa SARS-CoV-2. Choroby zakaźne wymagają stałego nadzoru epidemiologicznego, w którym kluczowe znaczenie ma diagnostyka wykorzystująca nowoczesne metody molekularne. Ważne są też działania zapobiegające transmisji zakażeń, w tym szczepienia ochronne – mówili eksperci podczas konferencji online „Choroby zakaźne 2021”.
„Wyzwaniem jest identyfikowanie zagrożenia zdrowotnego, które należy wesprzeć różnymi interwencjami systemowymi. COVID-19 ujawnił realne zagrożenia związane z chorobami zakaźnymi i niezakaźnymi, do których należą: niezgłaszanie się pacjentów na wizyty lekarskie i badania przesiewowe, diagnostyka prowadzona dopiero w zaawansowanym stadium choroby, a także obniżający się stan zaszczepienia populacji” - wskazała prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego – Państwowy Zakład Higieny, konsultant krajowy w dziedzinie epidemiologii.
Zdaniem dr hab. Tadeusza Zielonki z Katedry i Zakładu Medycyny Rodzinnej Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego funkcjonowanie ochrony zdrowia w warunkach pandemii mocno się zmieniło. Wcześniej wykorzystywanych metod oceny stanu pacjenta i jego monitorowania (wywiad, badanie fizykalne i badania dodatkowe) często nie można stosować, ponieważ pacjent zakażony SARS-CoV-2, przebywający na kwarantannie, może zazwyczaj komunikować się z lekarzem jedynie za pośrednictwem telekonsultacji. „Pacjent z wykrytym zakażeniem, ale niewymagający hospitalizacji, jest w trudnej sytuacji, bo jest izolowany, nie może zostać zbadany ani wykonać badań” – podkreślił dr hab. Tadeusz Zielonka.
Ekspert zaznaczył, że chory podczas telekonsultacji może nie zgłaszać wszystkich objawów, deprecjonować je, albo przeciwnie - w zdenerwowaniu przekazać informacje błędnie i w sposób przesadzony – jak częstotliwość oddechów na minutę, która u osoby zestresowanej rośnie. Dlatego tak ważny jest pomiar wysycenia tlenem krwi i każdy chory izolowany z powodu COVID-19 powinien monitorować ten parametr za pomocą pulsoksymetru. „Niektórzy chorzy mogą nie mieć poczucia duszności. Zdarzało się, że przebywający w szpitalu pacjenci negowali, że mają duszność przy saturacji krwi sięgającej zaledwie 70 proc.” – podkreślił dr Tadeusz Zielonka.
W nadchodzącym sezonie infekcji może być ich więcej niż rok temu
Prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz dokonała analizy krajowych danych epidemiologicznych dotyczących zachorowań na grypę i infekcje grypopodobne. Wynika z nich, że w sezonach 2017/18, 2018/19 i 2019/20 przebieg zachorowań na grypę był porównywalny, natomiast bardzo wyraźnie odbiega od tych wyników sezon 2020/21. „Wystąpiła duża różnica, jeżeli chodzi o liczbę rejestrowanych przypadków tych chorób do nadzoru epidemiologicznego. Tendencję widać od samego początku sezonu grypowego, czyli od września 2020 r. Sezon zaczął się niższą liczbą rejestrowanych zachorowań, również szczyt epidemii (styczeń-marzec 2021 r.) był niski” – podkreśliła prof. Paradowska-Stankiewicz
W opinii ekspertki nałożone w związku z pandemią interwencje niefarmakologiczne, czyli podjęte w związku z kolejnymi falami zachorowań na COVID-19 działania, jak wprowadzenie lockdownu i zasady „dystans-dezynfekcja-maseczki”, sprawiły, że wirusy atakujące drogi oddechowe miały duże problemy, by trafiać na osoby podatne, które mogły transmitować infekcję dalej. Krajowa konsultant w dziedzinie epidemiologii przytoczyła również dane dotyczące współczynnika zapadalności (liczba nowych zachorowań na określoną chorobę w określonym czasie w stosunku do liczebności próby) na choroby inne niż COVID-19 w sezonie 2020/21 wobec 2019/20.
Z danych wynika, że współczynnik zapadalności na infekcje grypy i grypodobne w 2020/21 wynosił 0,44 wobec 0,87 w sezonie 2019/20, krztusiec 0,06 wobec 0,55, ospę wietrzną 0,25 wobec 0,42, biegunki wirusowe 0,21 wobec 0,55, natomiast biegunki bakteryjne 0,99 wobec 0,88. Nie oznacza to jednak, że grypa i inne choroby zakaźne zniknęły. „Nadchodzący sezon grypowy najprawdopodobniej będzie ciężki, mamy na to całkiem poważne przesłanki epidemiczne. Np. liczba zakażeń wirusami RSV jest w tym roku dwukrotnie wyższa niż w roku ubiegłym, bo zwiększyła się populacja nieodporna” – stwierdził dr hab. n. med. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii WUM, prezes Polskiego Towarzystwa Wakcynologii.
Zdaniem eksperta grypa stanowi szczególne zagrożeniem dla najsłabszych: najmłodszych, najstarszych i przewlekle chorych. Do szpitala z powodu grypy trafia najwięcej dzieci do 5 r. życia i osób po 60 r.ż. Najstarsza grupa jest również najbardziej zagrożona zgonem z powodu grypy. Na szczęście szczepienie pozwala zapobiec albo przynajmniej złagodzić jej przebieg. „Grypa nas goni podobnie jak COVID-19. Jeżeli ktoś jest podatny na grypę, prawdopodobnie na nią zachoruje. COVID nas jednak czegoś nauczył, zrozumieliśmy, że złagodzenie przebiegu choroby jest równie ważne jak niezachorowanie” – podkreślił dr hab. Ernest Kuchar.
Krztusiec - choroba wywołana przez toksyny bakterii Bordetella pertussis – także nie zniknął. Najcięższy przebieg ma wśród noworodków i niemowląt, u których jedynym objawem krztuśca mogą być bezdechy, trachykardia czy sinica. Choroba występuje również w późniejszym wieku, także u osób zaszczepionych, ponieważ szczepienia, które wykonuje się u małych dzieci, nie dają ochrony na całe życie, a nie wszyscy wiedzą, że zaszczepić mogą się również dorośli.
U dorosłych krztusiec nazywany jest „studniowym kaszlem”, bo męczące, trwające po kilkadziesiąt minut ataki kaszlu z bezdechem mogą utrzymywać się nawet przez kilka miesięcy. Co trzeci chory wymaga hospitalizacji, a powikłania, obejmujące m.in. zapalenie płuc, zapalenie mięśnia sercowego, przepuklinę, nietrzymanie moczu, a nawet złamania żeber dotyczą ponad 40 proc. osób w wieku powyżej 60 lat.
W opinii prof. dr hab. Anety Nitsch-Osuch, kierownika Zakładu Medycyny Społecznej i Zdrowia Publicznego ilość zgłaszanych przypadków krztuśca wśród osób dorosłych jest znacznie niedoszacowana. „Niedoszacowanie sięga nawet 300 procent, dlatego, że rzadko w diagnostyce osoby dorosłej brana jest pod uwagę diagnostyka krztuśca, a częściej poszukuje się astmy oskrzelowej czy POChP” - oceniła ekspertka.
AIDS i zakażenie HIV w czasie pandemii
Prof. dr hab. n. med. Brygida Knysz, wiceprezes Polskiego Towarzystwa Naukowego AIDS wskazała, że o ile samo zakażenie HIV nie zwiększa ryzyka ciężkiego przebiegu COVID-19, jednak w przypadku pacjentów z upośledzeniem odporności przebieg tej choroby będzie cięższy. Tymczasem pandemia COVID-19 spowodowała na świecie m.in. zaburzenia w stosowaniu terapii antyretrowirusowej w postaci leków hamujących replikację wirusa HIV. W Polsce wystąpiły również problemy z diagnozowaniem pacjentów i w rezultacie prawdopodobnie wiele nowych zakażeń HIV nie zostało rozpoznanych, a dostęp do specjalistycznej opieki szpitalnej również pozostawia wiele do życzenia.
„Pozornie spadła liczba zakażeń i zgonów na AIDS – ale część pacjentów w pandemii nie została zdiagnozowana, pacjenci nie są przyjmowani na oddziały zakaźne, a jeżeli chodzi o testy, wykonuje się ich mniej” – zaznaczyła prof. Brygida Knysz.
Dramatyczne spadki w leczeniu chorób niezakaźnych
Epidemiolodzy wskazują również na rosnące zagrożenia ze strony chorób niezakaźnych. „W kardiologii leczenie inwazyjne choroby wieńcowej spadło w okresie marzec-maj 2020 o ponad 70 proc. w porównaniu do 2019 r., a liczba zabiegów interwencyjnego leczenia zawału serca zmniejszyła się o 30 proc. Do tego dochodzą czynniki związane z zamknięciem gabinetów lekarskich, porady zdalne” – wyjaśniła prof. Iwona Paradowska-Stankiewicz. Ekspertka dodała, że dane Europejskiego Towarzystwa Kardiologicznego pokazują, że ponad połowa pacjentów z zawałem unika zgłaszania się do szpitala, między innymi ze względu na strach przed zachorowaniem na COVID-19.
Cytowany przez krajową konsultantkę ds. epidemiologii raport KANTAR dla Fundacji Alivia pokazuje, że co trzeci chory na raka miał przez COVID-19 odwołane leczenie, pacjentom nie podawano również daty, kiedy będą mogli powrócić do leczenia, a 20 proc. osób potwierdziło, że mieli problemy z dotarciem do placówki, w której było prowadzone leczenie. „Pacjenci zgłaszają się już z zaawansowaną chorobą nowotworową. Biorąc pod uwagę liczbę pacjentów zgłaszających się obecnie do lekarza, mówimy o pandemii chorób nowotworowych” – podkreśliła prof. Paradowska-Stankiewicz.
W psychiatrii występowanie zaburzeń psychicznych zwiększyło się o 30 proc. „Trzy czwarte Polaków boi się zachorować, boi się paniki, nieracjonalnych zachowań ludzkich, kryzysu finansowego. Sprzedaż środków uspokajających, nasennych wzrosła o ponad 30 proc, a leków przeciwpsychotycznych o 24 proc. Spadek produktywności również związany jest z zaburzeniami psychicznymi” – zaznaczyła ekspertka.
Realnym zagrożeniem jest również obniżający się stan zaszczepienia populacji, stąd bardzo ważna jest edukacja pro-szczepienna.
Zobacz całą konferencję:
Źródło informacji: Serwis Zdrowie