Sprawa śmierci Ewy Tylman nie jest i nie będzie najpewniej nigdy jednoznaczna, choć sąd najprawdopodobniej zaspokoi oczekiwania tłumu i skaże jej znajomego za zabójstwo. Będzie to wyrok niesłuszny, chyba że sekcja ujawni ewidentne ślady takiego przestępstwa.

Biorąc pod uwagę znaczny rozkład tkanek miękkich, pewnymi dowodami byłyby ślady na kościach - niebudzące wątpliwości ślady nacięć lub rany postrzałowe (na 99,999% ich nie ma) lub obrażenia wynikające z uderzeń, dźwigni powodujących złamania itp., lecz oceniane z niezwykłą ostrożnością. Złamania kości mogą przecież wynikać z upadku z wysokości lub obrażeń pośmiertnych. W każdym przypadku uznanie tymczasowo aresztowanego za winnego będzie obarczone znacznym prawdopodobieństwem błędu (nawet jeśli dojdzie do przyznania, w wyniku mamienia wizją zamiany dożywocia na karę 12 lat więzienia), a bez wspomnianych jednoznacznych dowodów umyślnego zabójstwa uznać trzeba będzie je nie za racjonalną ocenę poszlak, ale za populizm sądowy.

Ewa Tylman była pijana, nie mogła utrzymać równowagi spacerując po równym chodniku. Nie dowiemy się nigdy, czy doszło między nią a jej znajomym do szarpaniny czy też nie, możemy się tylko domyślać, a domyślanie się to nie dowód winy. Mogła sama wpaść do wody zataczając się i z pewnością nie byłaby w stanie utrzymać się na jej powierzchni. Czy również pijany mężczyzna miał obowiązek rzucić się do rzeki by ją ratować? Nie. Sam by wtedy utonął. Powinien jednak lege artis wezwać pomoc, która nic by już nie dała - wezwanie policji, straży pożarnej i pogotowia nie zmieniłoby sytuacji tonącej w lodowatej wodzie kobiety, byłaby martwa przed przyjęciem zgłoszenia przez dyspozytora. Czy psychologicznie prawdopodobne jest, że świadek takiego zdarzenia w panice ucieknie? Tak. Co najwyżej można mu więc przypisać odpowiedzialność za nieudzielenie pomocy z art. 162 kk, biorąc pod uwagę czas tymczasowego aresztowania i maksymalną możliwą do orzeczenia karę powinien on oznaczać natychmiastowe zwolnienie z aresztu.

Dalsze wątpliwości wzbudza samo odnalezienie zwłok - ciało Ewy Tylman miało być, jak na wielomiesięczny rozkład, zachowane w stosunkowo dobrym stanie, podobno doszło też do charakterystycznych dla pozbawionego tlenu środowiska wodnego przemian tłuszczowo-woskowych. Sekcja nie wskaże czasu śmierci z dokładnością do dni i godzin, lecz najwyżej tygodni, jeśli nie miesięcy. Skąd możemy być pewni, że ktoś nie przetrzymywał Ewy Tylman przez tygodnie od feralnej listopadowej nocy, a potem nie utopił jej w wodzie z Warty i nie podrzucił ciała tam, gdzie było ono już przecież wcześniej bezskutecznie szukane? Gwarancją nieuchwytności i bezkarności prawdziwego zabójcy byłby podejrzany przebywający wtedy w areszcie...

Co do zeznań policjantów, twierdzących że słyszeli przyznanie się znajomego Ewy Tylman do winy, to z perspektywy dowodowej uznać je należy za bezwartościowe. W ich interesie leży bowiem "sukces" w rozwiązaniu głośnej sprawy kryminalnej, więc obiektywizm należy wykluczyć. Słowa wypowiedziane w trakcie tzw. rozpytania mogły być też wymuszone przemocą (to bardzo często się zdarza!), wynikać z niedozwolonej presji ze strony funkcjonariuszy, albo stanowić grę procesową podejrzanego - sondowanie policjantów co do stanu ich wiedzy i zgromadzonego w sprawie materiału dowodowego. Dowód ze słyszenia bez innych dowodów potwierdzających taką a nie inną wersję przebiegu wydarzeń to nawet nie poszlaka, tylko gołosłowne pomówienie. Skazanie kogokolwiek na tej podstawie, że szedł ulicą z osobą, która potem utonęła (jeśli taki rodzaj śmierci potwierdzi sekcja!) oznaczać będzie, że każdy z nas może zostać zbrodniarzem "mimo braku woli i braku czynu".


Kazimierz Turaliński

 



TPL_BACKTOTOP