Przez lata prawica była utożsamiana z pogardzanym za zbrodnie wojenne faszyzmem i nazizmem, dziś przeżywa renesans jako twierdza broniąca konserwatywnych wartości, wolności, przyzwoitości (w tym seksualnej) i bogobojności. Jedna i druga wizja tej doktryny nie ma nic wspólnego z rzeczywistością.

Nie ma w Polsce prawicy, w zasadzie tego typu twór nie istnieje już nigdzie na świecie. Dlatego z braków programowych narzędziem wojny politycznej i kuszenia radykalnych wyborców stała się uzurpacja "prawicowości" i wykazywanie, że "ci drudzy" prawicowi wcale nie są. Problem z poszukiwaniem "czystej" prawicowości jest taki sam, jak z kwiatem paproci w Noc Kupały, każdy o niej słyszał ale nikt nie widział. Trudno też wspólnie znaleźć coś, co każdy definiuje zupełnie inaczej.

Według sowieckiej szkoły politologii narodowy socjalizm niemiecki (partia NSDAP Adolfa Hitlera) był typowo prawicowy z uwagi np. na rasizm (odrzucenie internacjonalizmu - braterstwa ludu pracującego wszystkich ras) i zachowanie części przemysłu w quasi-prywatnych rękach (częściowa nacjonalizacja poprzez kierowanie produkcją na cele wojenne ale z pozostawieniem dotychczasowych właścicieli jako kierowników) czy sponsoring partii NSDAP ze strony głównie niemieckiej finansjery, a także częściowy (koniunkturalny, gdyż zmienny i często podważany przez samego Führera) sojusz z Kościołem. "Prawicowość" narodowego socjalizmu, a więc opartego na ruchu robotniczym - fundamencie lewicowości, wspierał PR Hitlera, czyli socjotechniczne odwołania do włoskiego (niewątpliwie prawicowego) faszyzmu i pozdrowienia salutem rzymskim.

Z komunistycznej perspektywy, a więc z tej wpajanej pokoleniom Polaków w szkołach, NSDAP była typową partią prawicową, a tymczasem, pomijając już robotniczą genezę ruchu, dzisiaj zaliczylibyśmy kierownictwo partii raczej do ezoterycznych "Dzieci Kwiatów" lub scjentologów. Hitler był zafascynowany okultyzmem, ideologię partii oparł na dyskryminujących ludzi i sławiących prawo karmy Wedach (świętych staroindyjskich księgach), symbolem zaś uczynił swastykę - również powszechną w wierzeniach staroindyjskich i buddzyzmie. Ściśle współpracował z muzułmańskim muftim Jerozolimy, pozwalał na masowe mordowanie księży katolickich, ludobójcze praktyki wywodzono z "odkryć" naukowych mających usprawiedliwić wyższość aryjską nad innymi rasami, a jednocześnie poczyniono gigantyczne nakłady na rozwój technologii - od medycyny po lotnictwo i rakiety. Trudno doszukać się w tym prawicowych, konserwatywnych wartości, czy jakiejkolwiek innej czystej doktryny, w tym także lewicowej.

A jak wygląda prawicowość polskich partii?

Konfederacja postawiła sobie za punkt honoru zagarnięcie na własność terminu "prawica", co w jej ocenie zapewnić ma wyłączny dostęp do radykalnych elektoratów Zbigniewa Ziobry i Jarosława Kaczyńskiego. Od dawna zauważyć można w mediach społecznościowych wysyp komentarzy mających zwrócić uwagę ludzi na ten (nieistniejący) problem. Kto ma rację? Jak zwykle nikt.

Konfederacja niewątpliwie jest partią prawicową w rozumieniu amerykańskim - republikańskim, na co wskazuje gloryfikowanie broni palnej, patologicznej antyspołecznej wolności jednostki (niekiedy karkołomnie łączonej ze skrajną wrogością do mniejszości - każdy jest wolny, jeśli jest taki sam jak my), bezwzględnego wolnego rynku, w porywach też bigoteryjnej religijności (nie we wszystkich frakcjach partii) itp. Ale amerykańska doktryna jak wiemy nie jest powszechnie akceptowana i stąd np. w Europie wartości republikańskie nie są uniwersalnym wyznacznikiem prawicowości, zwłaszcza odkąd ich symbolem stała się rebelia zwolenników Donalda Trumpa szturmująca Kapitol z flagami w garści i bawolimi rogami na głowie.

Prawo i Sprawiedliwość spełnia wszelkie warunki, by uznać to ugrupowanie za prawicowe w znaczeniu europejskim. Przede wszystkim jest ściśle związane z Kościołem, odrzuca postępowe spojrzenie na świat i kwestionuje wiedzę naukową w zakresie, w jakim stoją one w sprzeczności z konserwatywnym, tradycyjnym światopoglądem i patriotyzmem wkraczającym już na grunt etnocentryzmu. W Europie Środkowej powszechnie, choć w sposób nieprzemyślany - na wyrost, łączy się prawicowość z antykomunizmem i w latach bloku wschodniego z działalnością opozycyjną, co również stanowi (przynajmniej formalnie) element programu partii Jarosława Kaczyńskiego.

Ogólnie prawica i lewica to szerokie pojęcia, które oceniać trzeba przez pryzmat wielu czynników, w tym kulturowych i historycznych, dlatego spory na punkcie tego kto jest a kto nie jest prawicą uznać możemy za jałowe. W tej materii najlepszym "testerem" będzie nie skrupulatne badanie definicji słownikowych, ale poddanie danej kwestii "próbie życia". Język polski to nie staroaramejski czy jidisz, on jest wciąż żywy i używany każdego dnia przez dziesiątki milionów ludzi. Pozwólmy mu więc żyć i nie zamykajmy w szczelnym pudełku. Jeśli ogół uznaje jakąś partię za prawicową to nie ma sensu tego w dziecinny sposób negować i zmieniać. Komuniści już próbowali zastąpić obcojęzyczny "krawat" swojskim "zwisem męskim" i (na szczęście) nic z tego nie wyszło.

Po latach "wstydu" powojennego za sympatyzowanie ze zbrodniczymi doktrynami wrogich państw oraz zaściankowość, prawica wychodzi w Polsce z niebytu. Dziś każda partia chce być prawicą, oczko w tym kierunku puszcza nawet Włodzimierz Czarzasty. Tak też określił się w niedawnych wyborach PSL wykluczając koalicję z ugrupowaniami lewicowymi promującymi prawa mniejszości seksualnych. Tak przed wielu laty zakwalifikował Platformę Obywatelską jej ówczesny lider Donald Tusk, jednoznacznie wskazując na konserwatywny program jego partii. Skoro tak, to tym bardziej na "prawicowość" pozwolić możemy PiS-owi i Konfederacji. W końcu i tak nie ma to znaczenia, to tylko chwilowa moda pozytywnie oceniona przez specjalistów od marketingu politycznego. Nic więcej, wyświechtane hasło, pod które podpiąć możemy wszystko - od wolnorynkowego handlu coca-colą po antysemityzm.


Kazimierz Turaliński

 



TPL_BACKTOTOP