UE dyskutuje o sposobach wyjścia z kryzysu energetycznego, a Rosja ma gotową diagnozę i jednoznacznie wskazuje na źródła wzrostu cen oraz sposoby walki z drogim gazem. W świetle faktów „troska” Rosji, głównego beneficjenta i w dużej mierze sprawcy obecnej sytuacji, budzi jednak wątpliwości.

Sądząc po ilości informacji, analiz oraz licznych wypowiedzi, w tym najważniejszych osób w państwie, z prezydentem włącznie, Rosja z nieskrywaną satysfakcją obserwuje trudną sytuację energetyczną w Europie. Odbiorcy rosyjskiego gazu winą za ten stan rzeczy, w mniejszym lub większym zakresie obarczają Rosję. Jednoznaczną ocenę sformułował szef ukraińskiego operatora gazowej sieci przesyłowej Serhij Makogon, stwierdzając, że „nadużycie dominującej pozycji i stworzenie sztucznego kryzysu energetycznego w Europie umożliwia uzyskiwanie super zysków kosztem europejskich konsumentów”.

Ocenę tą powiązał z raportem Gazpromu o przychodach spółki za 9 miesięcy 2021 roku, podkreślając, że Gazprom ustanowił absolutny rekord zysku netto. Przekroczył on bilion rubli (1 055,028 mld rubli, ok. 14,4 mld dolarów). W tym samym okresie 2020 roku firma poniosła straty w wysokości 558,226 mld rubli (7,4 mld dolarów).

Na sprawczą rolę Rosji w powstaniu, a jeszcze w większym zakresie nasileniu dynamiki perturbacji, wskazują również analitycy i publicyści, przywołując rezygnację Gazpromu z rezerwacji dodatkowych mocy przesyłowych przez Ukrainę, chociaż do sierpnia wykupywał wszystkie oferowane zdolności tranzytowe w ilości 15 mln m sześc. gazu dziennie. Dotyczy to również gazociągu Jamał-Europa przez terytorium Polski, w którym Gazprom ograniczył do jednej trzeciej, a okresowo nawet całkowicie wstrzymywał transport gazu. W listopadzie zarezerwował on 31,4 mln metrów sześciennych dziennie na tranzyt przez Polskę z 89,1 mln zgłoszonych na aukcji (w rzeczywistości przesyła tylko 17 mln).

Na takie działania wskazuje m.in. publikacja S&P Global Platts z początku listopada „Europejski kryzys energetyczny pogłębia się na tle zmniejszenia eksportu rosyjskiego gazu”, podkreślająca, że od listopada Gazprom nie tylko zeruje dostawy gazociągiem Jamał-Europa przez Polskę, ale także ograniczył tranzyt przez Ukrainę o jedną trzecią.

Działań Gazpromu podgrzewających atmosferę na europejskim rynku gazu było więcej. Należy do nich np. konferencja z początku października, z przesłaniem „mam rekordowe wyniki w wydobyciu gazu, ale nie zamierzam zwiększyć eksportu”, czy też zaprzestanie sprzedaży gazu na rynku spotowym poprzez swoją elektroniczną platformę handlową (EPH). EPH przeznaczona jest do sprzedaży fizycznych wolumenów gazu ziemnego odbiorcom europejskim w uzupełnieniu dostaw w ramach istniejących kontraktów średnio i długoterminowych. Sprzedaż gazu za pośrednictwem EPH rozpoczęła się pod koniec września 2018 roku. W 2020 roku osiągnęła 27 miliardów metrów sześciennych.

Do tego samego typu działań zaliczyć należy również, pobieranie przez Gazprom gazu w celu wywiązania się z zobowiązań kontraktowych z własnych podziemnych magazynów (PMG) na terenie krajów europejskich w okresie letnim zamiast ich napełniania, przy jednoczesnym ograniczeniu dostaw przez terytorium Ukrainy i Polski. O skutkach takiej polityki pisała pod koniec października brytyjska gazeta The Financial Times, wskazując, że rosyjskie PMG w Europie zostały „opróżnione przed zimą”, a Moskwa „pogłębiła niedobory gazu”, powodując bezprecedensowy wzrost cen paliw.

W krajach europejskich Gazprom posiada PMG w Niemczech, Austrii, Serbii, Czechach i Holandii. Największe z nich to niemiecki Rehden, holenderski Bergermeer i austriacki Haidach. Na początku listopada magazyny gazu kontrolowane w różnym stopniu przez Gazprom były zapełnione w około 25 proc., a największy z nich Rehden jedynie w niecałych 9,5 proc., podczas gdy w pozostałych europejskich PMG wskaźnik ten wynosi ok. 85 proc.

Na tym tle niezwykle łagodną ocenę działań Gazpromu na forum Parlamentu Europejskiego przedstawiła Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen – Gazprom wywiązuje się z wieloletnich kontraktów z europejskimi partnerami, ale „nie reaguje na wyższy popyt, jak to było w poprzednich latach”. Komisja Europejska uważa, że mógł zwiększyć dostawy ponad wolumen wynikający z kontraktów długoterminowych, poprzez sprzedaż na rynku spotowym lub EPH.

Stanowisko Rosji co do przyczyn i źródła wzrostu cen na europejskim rynku gazowym jest krańcowo inne. Dał temu wyraz w kilku wystąpieniach prezydent Putin we wrześniu i październiku, m. in. na sesji plenarnej międzynarodowego forum Rosyjskiego Tygodnia Energii oraz Międzynarodowego Forum Gospodarczego w Petersburgu. Odpierając zarzuty wobec Rosji o przyczynienie się do powstania perturbacji na europejskim rynku gazowym, stwierdził, że wina leży po stronie zachodnich polityków, którzy przeliczyli się przy przechodzeniu na odnawialne źródła energii, w tym wiatrową w szczególności.

Niedobór gazu był wynikiem błędnej polityki gospodarczej Komisji Europejskiej, forsującej zbyt szybką liberalizację rynku gazowego, skutkującej coraz większym udziałem gazu skroplonego w miejsce tradycyjnego gazu rurociągowego – uznał Putin. Jego zdaniem w ciągu ostatniej dekady, w europejskiej energetyce, krok po kroku, pojawiały się błędy systemowe. To one doprowadziły do wielkiego kryzysu rynkowego w Europie.

Wzrost cen gazu w Europie wiąże się ze wzrostem udziału niestabilnych odnawialnych źródeł energii w bilansie energetycznym. Jak podkreślił, tak długo, jak wiodącą była energetyka atomowa i gazowa, nie było takich kryzysów. Nie bez satysfakcji zaapelował, aby nie przerzucać odpowiedzialności za sytuację na europejskim rynku gazu „z obolałej głowy na zdrową” i nie próbować tuszować własnych błędów.

Winą za sytuację na europejskim rynku gazu prezydent Rosji obarczył również dostawców gazu skroplonego (LNG), w tym głównie amerykańskich, którzy przekierowali swe dostawy na rynek azjatycki kosztem Europy. W tym kontekście trudno jednak nie zauważyć, że Rosja, dostawca gazu z udziałem w konsumpcji Europy w wysokości około jednej trzeciej, jeśli brać pod uwagę wszystkie kraje oraz przeszło 40 proc. przy uwzględnieniu tylko krajów kupujących rosyjski gaz (udział Rosji w całkowitym imporcie wynosi natomiast około 40 proc. i 50 proc. odpowiednio) odrzuca swoją winę, wskazując na winę kraju, którego udział w rynku europejskim wynosi ok. 3,5 proc.

Według danych S&P Global Platts Analytics od momentu rozpoczęcia eksportu LNG z USA w lutym 2016 roku Europa otrzymała około 30 mld metrów sześciennych gazu, podczas gdy ubytek dostaw gazu rosyjskiego w roku bieżącym tylko z tytułu zaniechania sprzedaży na EPH wynosi 22 mld.

Również szef Rosniefti Igor Sieczin podczas Eurazjatyckiego Forum Ekonomicznego, które odbyło się w Weronie pod koniec października, wyraził opinię, że przyczyną problemów w energetyce była zbyt pospiesznie przeprowadzona transformacja energetyczna w krajach europejskich, która spowodowała wiele błędów, w tym w szczególności zbyt pospieszne wprowadzanie zasad „zielonej” energetyki.

Mniej rygorystyczny co do braku winy Rosji za kłopoty energetyczne Europy był były kanclerz Niemiec Gerhard Schroeder, który w swoim wystąpieniu na tym samym forum, wskazując na wiele przyczyn kryzysu, na końcu sformułował pytanie „Biorąc pod uwagę te fakty, pojawia się pytanie: dlaczego za ten globalny kryzys energetyczny obwiniamy tylko Rosję?”

Szybkie wyjście z kłopotów – słowa i czyny

Rosja, podkreślając, że Europa sama jest sobie winna, wskazuje jednocześnie, że rozwiązanie gwarantujące szybkie wyjście z kryzysu leży po stronie UE. Dobra rada dotyczy decyzji o dopuszczeniu do eksploatacji gazociągu Nord Stream 2 (NS 2). Przekaz z Rosji, poczynając od najwyższego szczebla, poprzez Gazprom i rosyjskich ekspertów jest jednoznaczny – NS 2 to jedyna możliwość zwiększenia dostaw gazu do UE.

Prezydent Władimir Putin, który wielokrotnie wskazywał na możliwości istotnego zwiększenia dostaw do Europy, podkreślał jednak, że Gazprom nie chce dostarczać więcej gazu przez Ukrainę, a przez NS 2 jeszcze nie może, chociaż jego uruchomienie wpłynęłoby na ceny gazu. „Jeśli uda nam się zwiększyć dostawy tą trasą, możemy śmiało powiedzieć na 100 proc., że napięcie na europejskim rynku energii znacznie się zmniejszy”, gdyż gazociągi NS 1 i NS 2 pozwolą zapewnić stabilność i przewidywalność na długie lata dostaw gazu w ilościach wymaganych przez kraje europejskie.

Eksperci wspierający stanowisko Rosji wskazują, że uruchomienie NS 2 automatycznie obniży ceny gazu na rynku spotowym do 600 dolarów za tysiąc metrów sześciennych, a jeśli UE zrezygnuje z ograniczeń dotyczących dostępu Gazpromu do 50 proc. przepustowości dwóch nitek gazociągu, koszt paliwa spadnie do 500 dolarów (w połowie listopada ok. 950 dolarów).

Intencjonalność takich wyliczeń i wypowiedzi jest aż nadto widoczna, zważywszy, że taki sam efekt mógłby wystąpić przy przesyłaniu odpowiednich ilości rosyjskiego gazu tranzytem przez Ukrainę i gazociągiem Jamał – Europa.

Rosja wielokrotnie zapewniała o swoich możliwościach i chęci wyjścia naprzeciw potrzebom Europy. Takie werbalne „interwencje” na rynku, w tym prezydenta Putina w szczególności, powodowały nawet spadki cen. Tyle tylko, że miały one chwilowy i krótkotrwały charakter, a realne działania Gazpromu skutkujące wzrostem cen, szybko przywracały „porządek” na rynku, z nawiązką rekompensując chwilowe spadki.

W kontekście kryzysu energetycznego w Europie i wejścia w sezon grzewczy, Rosja postanowiła podkreślić swój status wiarygodnego dostawcy gazu. Prezydent Władimir Putin 27 października polecił Gazpromowi, aby niezwłocznie po zapełnieniu PMG w Rosji (planowane na 8 listopada), rozpoczął dostawy do swoich prawie pustych podziemnych magazynów w Austrii i Niemczech. Jednocześnie wskazał on również na EPH jako możliwy instrument istotnego wzrostu dostaw gazu do Europy.

W kontekście PMG podkreślić jednak należy, że polecenie de facto dyskontowało to co Gazprom i tak musiałby zrobić, gdyż bez znacznego napełnienia magazynów w UE powstałoby zagrożenie dla samej firmy. Monopolista nie byłby w stanie wypełnić swoich zobowiązań kontraktowych w czasie zimowych dobowych szczytów popytu, na przykład podczas silnych mrozów, gdyż fizycznie niemożliwe jest tak szybkie dostarczenie gazu gazociągami. 29 października Gazprom poinformował, że osiągnął planowany poziom 72,6 mld metrów sześciennych rezerw w rosyjskich magazynach. Mimo to w pierwszych dniach listopada firma ograniczyła nawet dostawy do Europy, a przesyłanie gazociągiem Jamał-Europa zostało nawet 30 października wstrzymane.

Od 8 listopada Gazprom zaczął w bardzo umiarkowanym tempie realizować polecenie Władimira Putina dotyczące uzupełniania zapasów w swoich magazynach w Europie. Chociaż w ciągu ostatnich kilku dni firma wznowiła przepompowywanie do magazynów, nie zwiększyła znacząco dostaw trasą ukraińską i nie wznowiła przepompowywania gazociągiem Jamał-Europa. Gazprom zwiększył tranzyt gazu przez Ukrainę z ok. 60 mln m sześc. do 88-90 mln m sześc. dziennie, ale to wciąż mniej niż 109 mln metrów sześciennych, wynikających z umowy tranzytowej z Naftohazem. Średnia ilość gazu przesyłanego przez Gazprom korytarzem ukraińskim w ciągu pierwszych dziesięciu dni listopada wyniosła 82 mln metrów sześciennych dziennie.

Dopiero od 11 listopada Gazprom zwiększył przepompowanie przez Ukrainę do pełnych zobowiązań umownych w wysokości 109 mln metrów sześciennych dziennie, co od dawna nie było obserwowane. Obciążenie gazociągu Jamał-Europa wzrosło do około 17 milionów metrów sześciennych dziennie, czyli pięciokrotnie mniej niż przepustowość. Gazprom ogłosił jednak, że nie zamawia dodatkowych przepustowości na tych trasach, zarówno na grudzień bieżącego roku jak i na pierwsze trzy kwartały roku 2022.

Pomimo wznowienia dostaw, poziom rezerw w magazynach Gazpromu w UE nie tylko nie rośnie, ale wręcz maleje, pozostając na poziomie ponad trzykrotnie niższym niż średnia dla całej UE. W tym roku nadrobienie opóźnienia jest fizycznie niemożliwe, gdyż Gazprom musiałby w tym celu przesłać dodatkowo 5 mld, przy zdolności PMG do przyjmowania ok. 80 mln metrów sześciennych gazu dziennie. Ażeby przepompować co najmniej taką ilość Gazprom musiałby przez pozostałe dni roku maksymalizować przepustowość gazociągiem Jamał-Europa i zwiększyć tranzyt przez Ukrainę, a już poinformował, że tego nie zrobi.

Konfrontacja deklaracji i czynów przemawia zdecydowanie na niekorzyść Rosji również w odniesieniu do zapowiadanych sprzedaży na EPH. W kryzysowym roku 2020, kiedy ceny gazu w Europie gwałtownie spadły, wielkość sprzedaży na EPH przekroczyła 27 mld metrów sześciennych, co stanowiło ponad 15% wszystkich dostaw Gazpromu do Europy. Jednak w 2021 r., kiedy ceny gazu zaczęły rosnąć, Gazprom znacząco ograniczył ofertę na EPH (sprzedaż wyniosła nieco ponad 5 mld m sześc. w ciągu dziewięciu miesięcy), a od września zaprzestał sprzedaży.

Działania Rosji jednoznacznie ocenili analitycy Bloomberga, wskazując że nie zamierza ona ratować Europy dodatkowymi dostawami gazu. Pomimo faktu, że zadeklarowała (vide wystąpienia prezydenta Putina) gotowość zaspokojenia zwiększonego zapotrzebowania europejskich konsumentów poprzez dodatkowe dostawy, spółka „Gazprom” zaraz po tych oświadczeniach odmówiła zarezerwowania dodatkowej przepustowości tranzytowej przez terytorium Ukrainy i Polski.

Negatywne skutki działań i deklaracji Rosji ugruntowują w coraz szerszym kręgu europejskich polityków opinię, że kraj ten wykorzystuje kryzys w Europie do własnych celów, aby wykorzystać ograniczenie dostaw jako środek nacisku na UE w kwestii certyfikacji Nord Stream 2 na swoich warunkach. Ale czy tylko o to chodzi Rosji?

Chodzi nie tylko o Nord Stream 2

Wydaje się, że Rosja, niezależnie od braku ostatecznej decyzji, uważa że batalię o Nord Stream 2 ma już za sobą. Teraz chodzi o to, żeby przekonać Europę, że bez gazu (oczywiście rosyjskiego) żadna transformacja energetyczna nie ma racji bytu. Nieprzypadkowo we wszystkich przywoływanych rosyjskich ocenach europejskiego kryzysu energetycznego, jako podstawowa przyczyna wskazywana jest niestabilność i zawodność odnawialnych źródeł energii, w tym przede wszystkim wiatrowej (brak wiatru w tym roku). Dlatego też transformacja UE na „zieloną” energetykę będzie wymagała wykorzystania gazu w roli głównego paliwa i to nie tylko w okresie przejściowym.

Rosjanie wiedzą, że najbardziej podatni na takie sugestie są Niemcy, którzy od lat konsekwentnie wygaszają energetykę jądrową. Obecnie zostało już tylko sześć działających elektrowni atomowych. Trzy elektrownie mają zostać zamknięte do końca tego roku, trzy ostatnie do końca 2022.

Niemiecka energetyka jeszcze długo nie będzie się jednak mogła opierać wyłącznie na odnawialnych źródłach energii, takich jak wiatr czy słońce. Jednoczesna rezygnacja z węgla, gazu i atomu nie jest możliwa. Dlatego też planuje się budowę nowych elektrowni na gaz ziemny o łącznej mocy nawet 20-30 GW (największa w Europie elektrownia węglowa – polski Bełchatów – ma niecałe 6 GW mocy).

Jak mają się jednak oczekiwania Rosji, do wielokroć w ostatnich 20 latach deklarowanej i zapisywanej w wielu najważniejszych dokumentach, konieczności dywersyfikacji źródeł dostaw, w celu zmniejszenia zależności UE od importu z Rosji. W tym czasie powstały nowe rosyjskie gazociągi: Nord Stream 1 i 2, Blue Stream (z Rosji do Turcji na Morzu Czarnym), Turecki Potok (Morze Czarne via Bałkany do UE), a zależność od Rosji znacząco wzrosła.

W dniach kryzysu, kolejny raz do działań zmniejszających zależność od Rosji poprzez dywersyfikację źródeł dostaw gazu wezwała szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen. Jak widać rozmijanie się słów i czynów nie jest tylko domeną Rosji.


Jerzy Rutkowski
Były radca ministra w Ministerstwie Gospodarki i Ministerstwie Rozwoju

 



TPL_BACKTOTOP