Zmiany klimatu, embarga handlowe, przerwane łańcuchy dostaw handlu międzynarodowego, masowe migracje. Eric H. Cline rysuje zaskakująco współczesny obraz problemów państw z basenu Morza Śródziemnego… w epoce brązu w książce „1177 przed Chr. Rok, w którym upadła cywilizacja”.
To nie jest typowa książka ekonomiczna. Właściwie, to wcale nie jest książka ekonomiczna. Eric Cline jest historykiem i archeologiem, a jego publikacja nie dość, że ma charakter naukowy, o czym świadczą setki przypisów, to jeszcze dla czytelników, którzy nie są biegli w starożytnej historii, może wydać się niezwykle ciężka do przetworzenia. Od samego początku jesteśmy bowiem rzuceni w środek antycznego świata pełnego królów, faraonów, ludów i miast o nazwach trudnych do wymówienia.
Szybko mija jednak pierwszy szok i przychodzi pogodzenie się z tym, że po lekturze tej książki nie zapamiętamy podbojów Adad-nirari, króla Asyrii, ani tego, czy żoną faraona Amenhotepa III została córka Szuttarna II, króla Mitanni, czy też Tarchundaradu, władcy Arzawy (pytanie podchwytliwe – obie odpowiedzi poprawne). Z gąszczu imion i nazw w wymarłych językach wyłania się za to fascynujący świat relacji politycznych i gospodarczych, który mocno przypomina znane nam realia naszych czasów.
Autor, opisując gospodarkę epoki brązu, nie bez powodu używa określenia „zglobalizowana”. Fakt, że z obecnego punktu widzenia basen Morza Śródziemnego trudno nazwać „globem”, jednak dla ówczesnych świat cywilizowany mieścił się między minojską Grecją na Zachodzie, Egiptem faraonów na południu, Mezopotamią na Wschodzie i wybrzeżem Morza Czarnego od północy. I świat ten opleciony był siecią powiązań handlowych – które dzisiaj nazwalibyśmy łańcuchami dostaw.
Koronnym dowodem wzajemnych zależności między cywilizacjami sprzed 3000 lat jest odnaleziony w latach 80. XX wieku wrak Uluburun. Statek ten „mógł rozpocząć swoją podróż w Egipcie lub Kanaanie (…) i po drodze zatrzymał się zapewne w Ugarit w północnej Syrii i na Cyprze. Kierował się wyraźnie na zachód, na Morze Egejskie, płynąc wzdłuż południowego wybrzeża Anatolii (współczesnej Turcji)” – opisuje Cline. Jednak to nie trasa jest w tym odkryciu najistotniejsza, a odnaleziony na pokładzie ładunek. Składał się on bowiem z towarów pochodzących właściwie z każdego zakątka ówczesnego świata. Z wraku wydobyto sztaby cyny pochodzącej z terenów dzisiejszego Afganistanu oraz cypryjskiej miedzi, heban z Nubii, kolorowe szkło z Mezopotamii, kananejskie naczynia, egipskie skarabeusze, miecze i sztylety z Italii i Grecji, kły hipopotamów i słoni, złote ozdoby, a nawet pojemnik na kosmetyki w kształcie kaczki…
Eric Cline prezentuje czytelnikowi także życie codzienne epoki brązu, opisane na setkach glinianych tabliczek odnajdowanych przez archeologów na całym Bliskim Wschodzie. Przedstawiony zostaje nam na przykład zapobiegliwy kupiec Sinaranu z miasta Ugarit w północnej Syrii, któremu udało się uzyskać zwolnienie z podatku za sprowadzone z Krety zboże, piwo i oliwę.
W innym miejscu napotykamy na opis kolejnego zaskakująco współczesnego zjawiska geopolitycznego. Król Hetytów Tudhalija IV zawierając traktat o strategicznej współpracy ze sprzymierzonym władcą Amurru – Szauszgamuwą (prywatnie jego szwagrem, co jest dowodem na ponadczasową siłę tej relacji), zastrzegał, że „ponieważ król Asyrii jest wrogiem Mojego Majestatu, będzie też twoim wrogiem. Twoi kupcy nie będą wyruszać do Asyrii i nie pozwolisz, aby kupcy stamtąd przybywali do twojego kraju.” Porozumienie zakładało także odcięcie wrogiej Asyrii od kontaktów handlowych z innymi centrami handlu. Jeśli komuś się wydawało, że wojny i embarga handlowe to nowoczesny wynalazek, powinien swoje poglądy zweryfikować.
Podobnych analogii Cline przedstawia więcej, jak na przykład używanie dezinformacji albo prowadzenie dyplomacji – na podstawie listów, manifestów handlowych, praw, inskrypcji grobowych, a nawet dzieł literackich. Ciekawostką jest także umieszczenie w tym polityczno-gospodarczym kontekście wydarzeń znanych z kultury – jak wojna trojańska albo eksodus Izraelitów – przy jednoczesnym „wyprostowaniu” faktów historycznych.
Tytuł „1177 przed Chr. Rok, w którym upadła cywilizacja” zapowiada jednak nadchodzącą katastrofę. Jak to się stało, że tak kwitnący handlem i kulturą świat, który mimo lepszych i gorszych okresów prosperował przez setki lat, w ciągu kilku dekad zawalił się? Co takiego musiało się stać, by w ciągu jednego-dwóch pokoleń rozpadły się struktury państwowe, zamarł handel, zaniknęły osiągnięcia technologiczne i kulturowe, takie jak wytwarzanie brązu, a nawet pismo? Szukając odpowiedzi na to pytanie, Eric Cline sięga po teorię złożoności.
„Nigdy w naszej historii nie istniała cywilizacja, która by ostatecznie nie upadła” – pisze historyk. Podsumowuje on czynniki, które inni badacze epoki wymieniają jako możliwe przyczyny gwałtownego nastania „wieków ciemnych”: zmiany klimatyczne, susze i głód; trzęsienia ziemi; masowe migracje – zarówno pokojowe, jak i najazdy tzw. Ludów Morza; przerwanie sieci handlowych. Cline zauważa, że przez wielki cywilizacje basenu Morza Śródziemnego musiały mierzyć się ze wszystkimi tymi przeciwnościami i wychodziły z nich obronną ręką. W XII wieku przed Chrystusem nastąpiło być może skumulowanie wszystkich tych czynników, co okazało się dla ówczesnych społeczeństw zbyt dużym wyzwaniem.
Historia zostawia nam w tym miejscu poważne ostrzeżenie. „Tak więc jeżeli cywilizacje późnej epoki brązu rzeczywiście były w pełni zglobalizowane i przynajmniej do pewnego stopnia wzajemnie od siebie uzależnione co do oferowanych dóbr i usług, wówczas zmiana następująca w którymkolwiek z interesujących nas królestw, jak Mykeny lub państwo Hetytów, mogła potencjalnie wpłynąć na nie i zdestabilizować je wszystkie” – konkluduje Cline.
Nie jest to sytuacja nie do wyobrażenia w czasach współczesnych. Jeśli rzeczywiście do upadku cywilizacji 3000 lat temu przyczyniło się to, że przecięcie szlaków handlowych przez uciekających przed pogarszającym się klimatem migrantów wywołało braki w dostawach cyny – jednego z dwóch składników brązu, podstawowego surowca tamtej epoki – to analogie do dzisiejszych czasów same się nasuwają.
Może jednak jesteśmy mądrzejsi od naszych przodków. Może uda nam się przewidzieć nadchodzące problemy i im zapobiec. Autor „1177…” wydaje się tego optymizmu nie podzielać. Jego zdaniem, mimo dużej wiedzy na temat ówczesnych cywilizacji, nie dałoby się retroaktywnie przewidzieć kiedy nastąpi jej upadek – choć to, że nastąpi, było nieuchronne.
Pozostaje zatem mieć nadzieję, że nie zaskoczy nas skumulowanie się katastrofalnych zmian klimatu, wywołanych nimi migracji, niepokojów społecznych oraz załamanie globalnych łańcuchów dostaw. Do tego czasu warto jednak studiować historię, a książka Erica H. Cline’a jest ku temu świetną okazją.
Maciej Jaszczuk