Turcja odgrywa aktywną postawę wobec konfliktu w Ukrainie, utrzymując kontakty z jego stronami, a jej sukcesem było odblokowanie eksportu ukraińskiego zboża. To jednak wymiana z Rosją pozwala jej odnosić największe korzyści gospodarcze.
Patrząc na historię konfliktów między Rosją i Turcją, można uznać ostatnie dwie dekady jako złotą erę we wzajemnych stosunkach. Charakteryzuje je obopólna niechęć do porządku regionalnego i światowego, ustanowionego przez państwa zachodnie. Aby uniknąć zatargów związanych ze strefami wpływów w postsowieckich krajach Azji, w roku 2001 ministrowie spraw zagranicznych obu państw podpisali wspólną deklarację współpracy w Eurazji, a w 2004 roku prezydent Rosji złożył pierwszą od ponad 20 lat wizytę w Ankarze, która zaowocowała deklaracją o wielowymiarowej wzajemnej współpracy. Moskwa doceniała wstrzemięźliwą postawę Turcji wobec wojny w Iraku i w Gruzji oraz fakt, że Ankara po wahaniach uznała wojnę w Czeczenii za wewnętrzną sprawę Rosji. Powołano wspólną komisję ds. planowania, a Turcja otworzyła się na rosyjskich turystów, którą w 2019 roku odwiedziło rekordowe 7 mln Rosjan. Od wielu lat w Rosji obecne są tureckie firmy budowlane, które stoją za dwoma najwyższymi budynkami w Europie – Wieżą Federacji w Moskwie i Centrum Łachta w Petersburgu. Łączna wartość zrealizowanych kontraktów przekracza 20 mld dolarów.
Największym wydarzeniem we współpracy między dwoma państwami było podpisanie umowy na budowę w śródziemnomorskiej prowincji Mersin zakładu produkcji energii atomowej (Akkuyu), który buduje Rosatom. Pierwszy z czterech reaktorów może być uruchomiony do końca bieżącego roku. Elektrownia osiągnie maksymalną moc w roku 2026 i będzie wtedy zaspokajać 10 proc. potrzeb energetycznych Turcji. Koszt jej realizacji to około 20 mld dolarów. Ma być ona pod operacyjną kontrolą specjalistów rosyjskich, a to budzi obawy NATO, gdyż w pobliżu znajduje się baza lotnicza, w której stacjonują samoloty sojuszu. Tymczasem strona turecka przystąpiła na jesieni ub.r. do rozmów dotyczących budowy drugiego zakładu w Sinop nad Morzem Czarnym, niedaleko granicy rosyjsko-ukraińskiej.
Rosja największym partnerem
Od wielu lat rośnie znaczenie Rosji w tureckim handlu zagranicznym, a wyzwaniem dla Ankary jest trwały i powiększający się deficyt w obrotach z Rosją. W zeszłym roku okazał się on rekordowy, wynosząc 109 mld dolarów, przy wzroście całkowitego importu o 34 proc. do 364 mld dolarów, gdy eksport wzrósł zaledwie o 13 procent – wynika z danych tureckiego urzędu statystycznego TurkStat. Taki obraz obrotów to głównie pochodna niezwykle taniej tureckiej liry i bardzo wysokiej inflacji. Rosja w zeszłym roku była największym partnerem handlowym Turcji; rosyjski eksport do tego kraju wyniósł 59 mld dolarów, gdy Chin tylko 41 miliardów. Kolejne miejsca zajmowały Niemcy, Szwajcaria i USA.
Rosyjski eksport w 2022 roku doświadczył wielkiego przyśpieszenia, gdyż prawie podwoił on swoją wartość w stosunku do poprzedniego roku. Głównym przedmiotem importu tureckiego były rosyjskie paliwa mineralne i produkty rafinowane (ponad 50 proc.), metale i produkty metalowe (ok. 25 proc.). Kluczowymi grupami produktów w tureckim eksporcie do Rosji były maszyny i urządzenia oraz pojazdy (ok. 30 proc.), żywność (ponad 30 proc.) oraz tekstylia i obuwie (niespełna 20 proc.).
W sierpniu 2022 roku prezydenci obu krajów spotkali się w Soczi i uzgodnili przyśpieszenie współpracy gospodarczej, tak aby wzajemne obroty przekroczyły pod koniec dekady wartość 100 mld dolarów. Turcja zgodziła się na częściowe płatności w rublach za rosyjski gaz, co z uwagi na sztuczną jego aprecjację nie było korzystnym dla niej rozwiązaniem, tym bardziej, że już w połowie roku jej deficyt we wzajemnym handlu przekraczał 24 mld dolarów – zwraca uwagę analiza brytyjskiej LSE.
Turcja stara się od lat nie łączyć kwestii politycznych i gospodarczych w swojej polityce zagranicznej, co berliński ośrodek analityczny nazywa zasadą kompartmentalizacji. Nie przyłączyła się więc do zachodnich sankcji gospodarczych wobec Rosji, twierdząc, że uzna jedynie te wprowadzone przez Narody Zjednoczone. Jak wiadomo do takiej sytuacji nie dojdzie z uwagi na obecność Rosji w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Rośnie więc liczba przypadków towarów objętych zachodnim embargiem, za dostawami których do Rosji stoi Turcja. Reuters donosił w grudniu zeszłego roku o dostawach komputerów i podzespołów elektronicznych o wartości 2,6 mld dolarów, które przekroczyły granicę turecką w okresie marzec-październik. Z tego podzespoły o wartości blisko 780 mln dolarów zawierały procesory, które później identyfikowano w rosyjskim uzbrojeniu. Tureckie firmy wysłały też do Rosji wyroby z plastiku i gumy oraz pojazdy o przeznaczeniu wojskowym, warte kilkanaście milionów dolarów. Przedmiotem wywozu do Rosji były też podnośniki, generatory prądu i płyty obwodów elektronicznych, które znajdowały się na liście sankcyjnej USA i służyć mogą do produkcji elementów uzbrojenia, w tym pocisków kierowanych.
Pogwałceniem amerykańskich przepisów dotyczących kontroli eksportu było też serwisowanie wyprodukowanych w USA rosyjskich samolotów lądujących na tureckich lotniskach. Ładunki z wielu krajów świata – nie przestrzegających antyrosyjskich sankcji – przybywają w dalszym ciągu do portów w Istambule, Izmirze i w Mersin, gdzie są przeładowywane aby podążać dalej statkami do czarnomorskiego portu w Noworosyjsku lub ciężarówkami przez teren Gruzji. Przedstawiciele amerykańskich Departamentów Stanu i Skarbu już kilkakrotnie odwiedzali Turcję, dążąc do ograniczenia tranzytu komponentów amerykańskich przez ten kraj. Możliwości nacisku są jednak dość ograniczone i mogłyby się skończyć kolejnym zacieśnieniem współpracy z Rosją. Precedensem w tym zakresie był zakup przez Turcję rosyjskich baterii przeciwlotniczych S-400 o wartości 2,5 mld dolarów, na co USA zareagowały, wyłączając Ankarę z programu dostaw myśliwców F-35, a wcześniej, wstrzymując się od sprzedaży systemów Patriot. Na razie jedynym przykładem pozytywnej tureckiej reakcji na amerykańskie naciski jest zaprzestanie przez 5 tureckich banków korzystania z rosyjskiego systemu płatności Mir, po objęciu ich sankcjami przez Departament Skarbu.
Turecki hub gazowy
Turcja od wielu już lat polega na Rosji w zakresie dostaw gazu. Do roku 1994 Rosja była jedynym jego dostawcą, później jednak nastąpiła dywersyfikacja źródeł zaopatrzenia. Do grona eksporterów surowca dołączyła Algieria, Azerbejdżan i Iran. W ten sposób udział Rosji w dostawach gazu spadł do 33 procent w 2020 roku. Po zamrożeniu projektu South Stream czyli gazociągu, który miał przeciąć Morze Czarne, łącząc wybrzeża Rosji i Bułgarii – Rosja coraz bardziej stawała się zależna od eksportu gazu do Turcji i do krajów europejskich. Prace nad South Stream wstrzymano w 2014 roku, po tym, jak zajęciu przez Moskwę wschodniej Ukrainy, towarzyszyła rezolucja Parlamentu Europejskiego wzywająca do poszukiwania przez UE alternatywnych źródeł gazu. W miejsce wstrzymanego projektu South Stream flagową inwestycją dla Rosji stał się Turk Stream, a Ankara okazała się w tym zakresie niezbędnym partnerem umożliwiającym sprzedaż gazu do państw Europy Południowej i Wschodniej. Podpisanie memorandum w sprawie budowy gazociągu miało miejsce podczas wizyty Putina w stolicy Turcji w grudniu 2014 roku. Finalizacja ostatecznej umowy została odsunięta w czasie ze względu na zestrzelenie rosyjskiego myśliwca przez turecką obronę przeciwlotniczą. Doszło do niej dopiero w październiku 2016 roku.
Gazociąg ostatecznie został uruchomiony w styczniu 2020 roku, a prezydent Turcji uznał to wydarzenie za ”historyczne” we wzajemnych relacjach. Rosja w ten sposób umocniła swoje stosunki z Ankarą, podbudowując turecki resentyment w stosunku do Zachodu, jednocześnie pozbawiając Ukrainę statusu kraju tranzytowego w dostawach gazu do Europy. Odbiorcami rosyjskiego gazu z TurkStream stały się Grecja, Serbia, Rumunia oraz Bośnia i Hercegowina. Plany obu stron mogą być jeszcze bardziej ambitne. W październiku zeszłego roku turecki minister spraw zagranicznych Mevlüt Çavuşoğlu stwierdził, że jego kraj ma możliwości stania się gazowym hubem dla Europy. To reakcja na propozycję strony rosyjskiej aby wykorzystać TurkStream do przekierowania paliwa z uszkodzonego gazociągu Nord Stream.
W obliczu zachodnioeuropejskich sankcji obejmujących rosyjskie surowce energetyczne rozwiązanie to wydaje się jednak spóźnione i mało realistyczne, a od czasu wybuchu wojny udział rosyjskiego gazu w konsumpcji błękitnego paliwa przez UE nie przekracza 10 procent wobec 43,5 w 2021 roku. Dodatkowo możliwości techniczne i przepustowość TurkStream są zdecydowanie zbyt małe, więc potrzebna byłaby nowa nitka gazociągu. Jej konstrukcja w strefie działań wojennych jest mało prawdopodobna, tym bardziej, że w prace musiałyby być zaangażowane zachodnioeuropejskie firmy. Warto też zwrócić uwagę, że zależność Turcji od rosyjskich surowców energetycznych jest już bardzo duża co podkreśla studium Atlantic Council. Już w 2021 roku Rosja zaspokajała 45 procent tureckiego popytu na gaz i ponad 10 procent na ropę naftową. W zeszłym roku zależności te pogłębiły się, a Turcja obok Grecji i Włoch stała się czołowym importerem rosyjskiej ropy.
Dalsze uzależnienie od rosyjskiego gazu może jednak nie leżeć w interesie Turcji, która z reguły starała się balansować między Rosją a Zachodem. Kraj ma także możliwości dostarczania gazu do Europy z innych kierunków niż rosyjski. Służyć temu mogłoby zwiększenie przepustowości Gazociągu Trans Anatolijskiego (TANAP), który mógłby zwiększyć tranzyt paliwa z Azerbejdżanu, a w przyszłości także Turkmenistanu. Umożliwia to umowa UE podpisana z tym pierwszym państwem, która przewiduje podwojenie dotychczasowych dostaw gazu. Długoterminowo istnieją też możliwości podpisania umowy na dostawy gazu z pól pod wschodnią częścią Morza Śródziemnego, będących pod jurysdykcją Izraela oraz pozyskania tego surowca z północnego Iraku.
Turcja ma więc możliwości stania się dużym regionalnym hubem gazowym, prowadząc politykę dywersyfikacji źródeł zaopatrzenia. Niezbędna jest jednak odpowiednia infrastruktura, w tym odpowiednie do skali magazyny gazu. Aby zrealizować projekty w tym zakresie potrzebne są zachodnie kredyty, technologie i wsparcie inwestorskie. Jednak w najbliższych kilku miesiącach, przynajmniej do majowych wyborów w Turcji, prezydent Erdogan może dążyć do maksymalizacji dostaw taniego gazu rosyjskiego, pokazując starania o obniżenie kosztów energii dla swojego elektoratu. W kontekście ciągle bardzo wysokiej inflacji może to mieć niebagatelne znaczenie polityczne i wyborcze. A Rosja może wiele zrobić dla utrzymania władzy przez obecnego, sprzyjającego jej prezydenta Turcji. Po katastrofalnym trzęsieniu ziemi w tym kraju może to być jednak trudniejsze.
Mirosław Ciesielski