Zgodnie z naukami Sun Tzu silniejszą armię wroga można łatwo pokonać doprowadzając do jej podziału, następnie po kolei atakując i eliminując zgrupowania rozdrobnionych wojsk. Ta prosta strategia pozwoliła Rosji osłabić Unię Europejską i doprowadzić na skraj wojny z Polską.

Kreml od kilkunastu lat, czyli od przełamania kryzysu gospodarczego i politycznego przez Władimira Putina, dąży do rozdrobnienia Unii Europejskiej - trzeciej po Chinach i USA potęgi leżącej po sąsiedzku. Z sumą państw Europy Zachodniej Rosja nie może konkurować, ale pojedynczo żadne z nich nie jest dla niej przeciwnikiem, ani militarnie, ani politycznie, ani gospodarczo, a tym bardziej surowcowo. Przez wieki Imperium Rosyjskie a później ZSRR cieszyły się opinią kolosa na glinianych nogach, niezbyt zamożnego i poza salonami władzy zacofanego, ale jednak jedynego w Europie kolosa. I taki status chce ona odzyskać. Dlatego okupacja całej Polski jest mało prawdopodobna, za to konwencjonalna wojna jak najbardziej prawdopodobna, zwłaszcza że wschodniego pogranicza nie chronią nawet pojedynczy obywatele państw Zachodnich z FRONTEX-u, do których strzelanie jest politycznie dużo bardziej ryzykowne, niż do Polaków. Warszawa nie wyraża jednak zgody na pomoc Europejskiej Agencji Straży Granicznej i Przybrzeżnej.

Władimir Putin to inteligentny przeciwnik, nie ma nic wspólnego z prymitywnym Stalinem i licznymi niewykształconymi bolszewikami starej daty, których strategia prowadzenia działań zbrojnych podczas rewolucji, wojny polsko-bolszewickiej a następnie II wojny światowej sprowadzała się do zasypywania wroga przeznaczonym na śmierć "mięsem armatnim". W ten sposób ZSRR zdobyła Berlin, ale dotarła tam ponosząc ogromne straty sięgające według oficjalnych danych 26 milionów ludzi (13,7% populacji ZSRR), ale część historyków uważa, że są to liczby zaniżone aż o kilkadziesiąt milionów.

Ostatnie dekady bipolarnego, zimnowojennego świata to epoka szpiegów, do których należał również Władimir Putin. Rosjanie wyspecjalizowali się w tym czasie w finezyjnej dezinformacji i dezintegracji. Dlatego zamiast wypowiedzieć niemożliwą do korzystnego rozstrzygnięcia wojnę z Londynem woleli dofinansować działalność dążącego do Brexitu Nigela Farage, co się powiodło i skutkowało odłączeniem Wielkiej Brytanii od Unii Europejskiej, w ślad za czym podążył chaos prawny i zawirowania w gospodarce. Koszt tych działań zamknął się w kilku milionach funtów w gotówce i co najwyżej kilku kolejnych spożytkowanych na kampanie dezinformacyjne w mediach społecznościowych. Nigdy dotąd wojny nie były tak tanie.

Na kontynencie europejskim to we Francji i we Włoszech żywione są najsilniejsze sympatie wobec komunizmu, czego efektem ubocznym jest rusofilia części społeczeństw. Procent prorosyjskich wyborców jest (póki co) zbyt mały by uzyskać większość w tamtejszych parlamentach, ale dostateczny do destabilizacji i jątrzenia. Stąd gwiazdą popularnej we Francji stacji telewizyjnej RT (dawnej Russia Today) jest Marine Le Pen, przewodnicząca antyunijnej i nacjonalistycznej partii Front Narodowy - finansowanej z korzystnych pożyczek udzielanych przez rosyjskie banki. Le Pen przegrała ostatnie wybory prezydenckie ulegając Emanuelowi Macronowi, lecz otrzymała poparcie aż 33,9% francuskich wyborców.

Kwotą co najmniej 65 milionów euro zasilona zostać miała antyunijna Liga Północna - włoska partia dowodzona przez Matteo Salviniego, która w ostatnich wyborach otrzymała poparcie 17,37% Włochów. Do grona pośrednio sponsorowanych przez Kreml należy również niemiecka Alternative für Deutschland (AfD) - pierwsza od czasu III Rzeszy partia w Bundestagu gloryfikująca działania nazistowskich wojsk. Każda z wymienionych partii może w sprzyjających warunkach doprowadzić do kolejnego exodusu z Unii, wciąż też podsyca wewnętrzny chaos. W sposób spełniający warunki "prania brudnych pieniędzy", czyli za pośrednictwem osób prywatnych i fundacji, finansowani są również polscy antyunijni narodowcy, choć szeregowi członkowie takich organizacji nie są tego faktu świadomi. Nie mogą być, ponieważ większość z nich charakteryzuje nie rusofilia, lecz paradoksalnie rusofobia.

Demontaż nie formalny, ale faktyczny ze struktur europejskich, najłatwiej przyszedł na Węgrzech, gdzie Victor Orban już kilka lat temu faktycznie sprzedał swój program polityczny Moskwie w zamian za tani gaz. W 2015 r. Węgry płaciły Gazpromowi tylko 260 dolarów amerykańskich za 1000 m3 gazu, w 2010 r. cena za identyczną ilość wynosiła 500 dolarów. Przyjaźń między narodami na lata ugruntowano we wrześniu bieżącego roku podpisując umowę na dostawy tego surowca aż do 2036 r., jednocześnie blokując dotychczasowy tranzyt ukraińskie oraz zastępując go Serbią i Austrią. Prócz gazu węgierska partia rządząca otrzymuje od Kremla doradztwo w sprawie zalecanych metod umacniania władzy, co obejmuje m.in. sposoby eliminacji niezależnych mediów - obecnie aktywnie wdrażane również w Polsce przy pomocy środków należących do Skarbu Państwa.

Osłabianie przeciwnika to nie tylko likwidacja jego już istniejącego zaplecza, ale także uniemożliwienie zwiększenia potencjału i ekspansji terytorialnej. Z tej przyczyny doszło do agresji zbrojnej na kraje aspirujące do NATO i Unii Europejskiej: Gruzję i Ukrainę. W obu przypadkach punktowe zniszczenia wykluczyły dalsze starania o integrację z Zachodem. Destabilizacja Ukrainy nie wymagała otwartej wojny w pełnej skali - wystarczyło przy pomocy nieznacznych sił wojskowych podpalić Donbas by cały kraj zapadł się politycznie, społecznie i gospodarczo, a najwartościowsza substancja biologiczna narodu, czyli osoby wykształcone i pracowite, wyemigrowały za granicę. To samo jest celem w Polsce.

Nikt nie będzie Polski okupował, ponieważ to się w dzisiejszym świecie po prostu nie opłaca - poprzez tzw. zawojowanie przejąć można ograniczony pasek ziemi, trofeum jak w przypadku Krymu, ale to wystarczy, aby cały kraj popadł w ruinę. Zamiast na rozwój, środki z podatków zostaną spożytkowane głównie na zbrojenia i obsadę "płonącej" granicy. Społeczeństwo będzie latami tkwić w chaosie wypatrując kolejnych aktów przemocy, niepewne jutra przestanie się rozwijać. W skali rodzin walki zbrojne odcisną piętno poprzez niemożliwe do zrekompensowania lub zastąpienia ofiary śmiertelne - te już poniesione albo możliwe w niedalekiej przyszłości, w tym poprzez prawdopodobnie przywrócony pobór do wojska. Polska nie będzie dobrym celem inwestycji zagranicznych, bo kto zainwestuje tam gdzie spadają bomby? W targanej walkami Syrii też nie powstawały fabryki i centra handlowe. Załamie się system bankowy, chociażby z uwagi na niemożność egzekwowania spłat kredytów zaciągniętych na terenach zniszczonych lub okupowanych, obszary te uszczuplą też wpływy budżetowe, zaś uchodźcy zwiększą zapotrzebowanie na osłony socjalne, co oznacza zdecydowanie mniejsze przychody i niemożliwe do pokrycia wyższe wydatki. W czasie wojny do głosu dochodzą jeszcze bardziej radykalni politycy, w których lud upatruje obrońców, a ich równie radykalny program może dodatkowo pogrążyć gospodarkę.

Rosja nie odważyłaby się zaatakować państwa natowskiego ani unijnego, lecz dzisiejsza eskalacja prowokacji granicznych dowodzi tego, że już za takie państwo nie jesteśmy uważani - obecnie staliśmy się podmiotem podobnym do Ukrainy i Gruzji, krajem z obrzeża, który nie może liczyć na swoich sojuszników (Gruzja była w Iraku, lecz nie otrzymała wzajemnej pomocy, Ukraina miała gwarancje Wielkiej Brytanii i USA udzielone w zamian za rezygnację z arsenału nuklearnego - słowa nie dotrzymano). Zapracowaliśmy na to podważając instytucje, które były gwarantem wsparcia międzynarodowego. Tak, wsparcie ma swoją cenę, bijemy się za przyjaciół, nie za nielubianych sąsiadów lub dawnych znajomych, którzy nie okazali nam lojalności. Te same zasady obowiązują w polityce. Co gorsza podejmując pewne decyzje na własne życzenie staliśmy się "miękkim podbrzuszem" Unii, którego wytrawny gracz nie przegapia.

Atak (nawet symboliczny) na Polskę to ambicjonalny cios, który sprowadzi w oczach republik poradzieckich i trzeciego świata zarówno NATO, jak i Unię Europejską na kolana, ustanowi nowy porządek świata. Jak inaczej Chiny, Indie, Brazylia, Iran, Syria, Libia, Nigeria, Pakistan, Afganistan, Wenezuela, Izrael, Szwecja czy Korea Północna odbiorą fakt, że Rosja zdołała bezkarnie wkroczyć na teren członka NATO i Strefy Schengen? To będzie precedens, który dotąd w historii się nie wydarzył. Tylko słaby gracz zrezygnowałby z takiego trofeum, którym nie ryzykując wojny światowej zburzyłby również wewnętrzne i zewnętrzne zaufanie do instytucji unijnych oraz transatlantyckich mocno przyspieszając ich erozję, podważając skuteczność traktatów i gwarancji bezpieczeństwa.

Trzecia korzyść to propaganda wewnętrzna - i Białorusini i Rosjanie, którzy coraz mocniej powątpiewają w Putina i Łukaszenkę, znów zobaczyliby w dyktatorach wodzów zdolnych rzucić Zachód na kolana, znów niskim kosztem poczuliby się potęgą. Dlatego rosyjskie wojska pozostały na Białorusi po ostatnich ćwiczeniach "Zapad", a z głębi kraju sprowadzane są dodatkowe siły zbrojne pod granicę ukraińską, ponieważ w razie godziny W tylko Ukraina wykorzystując chaos mogłaby zaatakować Rosję, a przynajmniej próbować odbić Donbas.

W celu zapewnienia dostaw "żywych tarcz" Rosja zawczasu ugruntowała bardzo istotne sojusze z państwami muzułmańskimi (m.in. Iran, Syria), a także zawarła nowe z Afganistanem Talibów i drugą potęgą wojskową NATO - Turcją. Dzięki tym nowym rosyjski Aerofłot masowo dowozi na Białoruś uchodźców z Afganistanu, a turecki Turkish Airlines z Iraku, Syrii oraz Sudanu. Można założyć, że nagrodą dla Erdogana będzie pomoc w podział Iraku i wbrew ONZ zajęcie tamtejszej części Kurdystanu, w ślad za czym pójść może nawet ludobójstwo Kurdów. Czy trwanie sojuszu NATO nadal będzie miało sens po porażce traktatowej w Polsce i moralnej w Turcji? Z pewnością niepokoić powinien też właśnie ujawniony silny sojusz antyunijny między różnymi dyktaturami muzułmańskimi a Moskwą, który stanowi dostateczną przeciwwagę dla Stanów Zjednoczonych oraz Chin, ale jedynie walczących oddzielnie.

Działanie tradycyjnego przeciwnika Polski nie dziwi, wpisuje się w kilkusetletnią historię naszych państw i można wręcz powiedzieć, że jest nieuniknione. Nie można jednak pojąć, w jaki sposób zdeklarowane rodziny antykomunistów, takie jak Kaczyńscy i Morawieccy, podejmowali działania w interesie własnej Ojczyzny, ale zarazem w pełni zbieżne z interesami Kremla? I jakim cudem 2 lipca 2021 r. doszło do podpisania wspólnej antyunijnej deklaracji sygnowanej przez Jarosława Kaczyńskiego, Matteo Salviniego, Marine Le Pen i Victora Orbana? Zapewne każdy bez trudu znajdzie odpowiedzi na te pytania - niekoniecznie zgodne z prawdą, za to na pewno zgodne z własnymi poglądami politycznymi.


Kazimierz Turaliński

 



TPL_BACKTOTOP