To nie Ukraina, lecz Kazachstan został w pierwszych dniach stycznia faktycznie przejęty przez Władimira Putina. Celem operacji wojskowej było nie tylko wsparcie sojuszniczej autorytarnej władzy, ale przede wszystkim uzyskanie kontroli nad 470 tys. ton, czyli 25% zasobów światowych rudy uranu wykorzystywanej do produkcji bomb atomowych i energii jądrowej. Przy okazji odzyskano drugie największe terytorium dawnego ZSRR.
Gdy cały świat oczekiwał wojny na Ukrainie, w pałacowym puczu odsunięto od władzy ludzi poprzedniego (pierwszego) prezydenta Kazachstanu, Nursułtana Nazarbajewa, który sprawował urząd w latach 1991 - 2019, a jego dalsze wpływy zapewnić mieli lojalni mu członkowie rządu oraz szefowie służb specjalnych. Następcą 79-letniego Nazarbajewa został Kasym-Żomart Tokajew, z założenia spolegliwy figurant, który jednak postanowił przeciąć wszelką zależność od poprzednika, zachowującego nadzwyczajną jak na republiki poradzieckie neutralność i asertywność względem Moskwy. Dotychczasowa polityka gospodarcza Kazachstanu ukierunkowana była na rozwój gospodarczy wprowadzający do pierwszej trzydziestki najbardziej rozwiniętych państw świata i szeroką prywatyzację, zaś polityka zagraniczna na zrównoważenie kontaktów z Unią Europejską i USA oraz wprowadzenie standardów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD).
Po walkach na Majdanie i agresji Rosji na Ukrainę Kazachstan bardzo oddalił się od polityki Kremla, dawny prezydent Nazarbajew z rezerwą traktował działania Władimira Putina, w związku z czym zmiana na tym stanowisku otwierała Rosji drogę do odzyskania wpływów w regionie, a obecna interwencja zbrojna i wsparcie nowego prezydenta Tokajewa faktycznie przypieczętowały ten proces. Zamieszki spacyfikowano metodami niedopuszczalnymi w państwach praworządnych. Wojna prowadzona w cywilizowanych warunkach wyklucza otwieranie przez żołnierzy ognia do cywilów, pomimo tego w Kazachstanie prezydent Tokajew wydał rozkaz strzelania do nich bez ostrzeżenia i w celu pozbawienia życia, a przecież nie chodziło o wrogich żołnierzy czy obywateli obcych państw, lecz samych Kazachów. Miasta zamieniły się w strefy regularnych bitew, a przy budynkach rządowych zalegały ciała zabitych. W wymianie ognia śmierć poniosła nieustalona liczba protestujących, szacowana nawet na tysiące, oraz co najmniej kilkunastu funkcjonariuszy.
W ramach pomocy państw Organizacji Układu o Bezpieczeństwie Zbiorowym (ODKB) wojska kazachskie zostały wsparte "siłami pokojowymi" wysłanymi m.in. przez Rosję i Białoruś. Sytuacja w kraju wydaje się już opanowana, co w praktyce oznacza, że Kazachstan zakończył swój prozachodni i faktycznie proukraiński kurs na rzecz pełnego serwilizmu względem Moskwy. Rosyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych uznało wydarzenia w Kazachstanie za dywersyjne działanie wrogiego państwa, co uznać należy za potencjalny casus belli również do inwazji na inny kraj: "Uważamy ostatnie wydarzenia w przyjaznym dla nas kraju za inspirowaną z zewnątrz próbę podważenia bezpieczeństwa i integralności państwa siłą, przy użyciu wyszkolonych i zorganizowanych formacji zbrojnych".
O ile z tezą o dywersji można się zgodzić, to trudno uznać, by za działaniami tymi stały jakiekolwiek państwa zachodnie, Chiny, Turcja lub inne kraje należące do kręgu kultury islamu. Korzyść z tych zamieszek odniosła bowiem tylko Rosja i osobiście prezydent Tokajew, który przemocą umocnił swoją władzę i wyeliminował wszystkich istotnych w Kazachstanie konkurentów politycznych oraz dotychczasowych protektorów, faktycznie zastąpionych przez Władimira Putina.
Przejęcie kontroli nad Kazachstanem wpisuje się w konsekwentną politykę surowcową prezydenta Rosji, który jest świadomy tego, że jego konwencjonalne siły zbrojne nie są w stanie wygrać wojny z NATO ani z Chinami. Natomiast użycie arsenału nuklearnego to znana z historii ZSRR "broń martwej ręki", czyli gwarancja wzajemnego ostatecznego zniszczenia, możliwego również po konwencjonalnej porażce. Żaden z tych scenariuszy nie może być jednak satysfakcjonujący dla racjonalnego lidera, stąd i Władimir Putin dąży do utrzymania dotychczasowej pozycji w Rosji i na świecie, przy użyciu instrumentów możliwie nieinwazyjnych, czyli ekonomii. Tą jednak stymulować mogą niewielkie, regionalne kampanie wojenne prowadzone w państwach, za których wolność żadne globalne mocarstwo nie zaryzykuje nuklearnej wojny.
ZSRR była potęgą surowcową, do czego prócz potencjału rosyjskiego zaliczano złoża węgla na wschodzie Ukrainy czy właśnie złoża Kazachstanu - prócz wspomnianej rudy uranu, kraj ten dysponuje morskimi i lądowymi rezerwami węglowodorów szacowanymi na około 30 mld baryłek, tj. 1,8% światowych zasobów ropy naftowej, potwierdzonymi zasobami gazu o wielkości 1,5 bln m3 (szacowane: 5 bln m3) czy rozbudowany sektor węglowy, największe na świecie złoża cynku, drugie na świecie złoża ołowiu czy piąte na świecie miedzi. Z kolei Ukraina posiada siódme miejsce na świecie pod względem rozpoznanych złóż węgla.
Niektórzy do strategicznych terenów byłego bloku wschodniego zaliczają również Sudety i północno-wschodnią Polskę, bogatą m.in. w metale ziem rzadkich, niezbędne w procesie produkcji nowoczesnej broni, laserów, baterii litowych, prętów kontrolnych reaktorów jądrowych czy elektrowni wiatrowych. Zaraz po wojnie dostarczaliśmy uran do ZSRR, obecnie jego niewyeksploatowane złoża mieszczą się głównie na Mierzei Wiślanej i w Zalewie Wiślanym. Międzynarodowa Agencja Energii Atomowej szacuje zasobność Polski nawet na poziomie 100 tys. ton uranu naturalnego. Na Suwalszczyźnie zalegać ma po 50 milionów ton wanadu i tytanu. Z uwagi na lokalizację złóż i ich rozdrobnienie pod znakiem zapytanie stoi jednak dzisiejsza opłacalność ich wydobycia, co nie wyklucza, że korzystna eksploatacja będzie możliwa w niedalekiej przyszłości.
Odzyskanie kontroli nad Kazachstanem i Ukrainą (największymi po Rosji republikami związkowymi tworzącymi ZSRR) pozwali Moskwie głównie przy pomocy eksportu surowców "przezimować" ekologiczne zmiany w światowej energetyce i wyczerpywanie od 2022 r. rosyjskich zasobów ropy naftowej, zaś uran (którego sama Rosja posiada istotne złoża) posłużyć może do konstrukcji nie tylko nowoczesnej broni nuklearnej, ale przede wszystkim produkcji taniej energii elektrycznej, czyli tego, czego brak wywołuje obecnie kryzys gospodarczy m.in. w Unii Europejskiej i pogłębia inflację niszczącą europejskie waluty. Podaż taniej energii oraz dalsza rozbudowa nowoczesnych arsenałów umożliwi Rosji nie tylko zachowanie dotychczasowej pozycji na arenie międzynarodowej, ale i powrót do grona najważniejszych globalnych graczy, a świat w zamian za współpracę energetyczną i pokój zapomni o zabitych Kazach czy Ukraińcach. Oby tylko nie musiał zapominać również o zgładzonych Polakach.
Kazimierz Turaliński