Sztuczna inteligencja może niedługo zniszczyć cały internet efektem "ulotkarzy". 25 lat temu każdy z nas czytał reklamy wrzucane do skrzynek na listy, ale gdy ich ilość przekroczyła masę krytyczną, zaczęły trafiać hurtem prosto do kosza na śmieci. Ten sposób komunikacji z klientami umarł śmiercią nagłą i tragiczną.
Podobnie AI może wygenerować w minutę miliony stron dobrze wypozycjonowanego i zróżnicowanego tekstu na dowolny temat, zapełnić nim media społecznościowe, tworzyć autonomiczne boty tkające kłamstwa z nadających pozory wiarygodności fragmentów różnych prawd i w ten sposób trwale zniszczyć jakąkolwiek wiarygodność informacji. Łańcuchy źródeł uniemożliwią ludziom samodzielne dojście do prawdy i szybkie wykrycie kłamstwa, gdyż poszczególne elementy składowe wiadomości będą prawdziwe lub będą prowadzić do źródła powołującego się na źródła wskazujące kolejne i wiarygodne źródła, a te następne... Nie dowiemy się już wtedy z internetu, czy ktoś naprawdę umarł, czym leczyć grypę ani czy... przed chwilą wybuchła wojna. Albo przeciwnie, w "wiarygodnych" serwisach wiadomość taka będzie pojawiała się co chwila wywołując panikę, a w końcu zobojętnienie na rzeczywiste zagrożenie (nie wołaj wilk, bo gdy naprawdę nadejdzie nikt ci nie uwierzy).
To skuteczniejszy terroryzm od samobójczego wysadzenia pasu szahida w metrze – zamiast zabijać pojedynczych, przypadkowych ludzi cofnie naszą cywilizację do średniowiecza, będzie współczesnym odpowiednikiem zniszczenia Biblioteki Aleksandryjskiej. I powrotem faktycznej cenzury, jeśli tak jak za komuny "wierzyć" będziemy mogli zaledwie paru oficjalnym serwisom informacyjnym a i to tylko do momentu, w którym sztuczna inteligencja nie zdoła się do nich włamać.
Nie napawa optymizmem obronny „wyścig zbrojeń”, gdyż ten usprawiedliwi jedynie cenzurę i eliminowanie treści nie tylko oczywiście fałszywych (bitwa pod Grunwaldem miała miejsce 1 września 1939 r.), ale też i spornych (jeszcze niepotwierdzonych hipotez naukowych) czy ideologicznych (Bóg istnieje lub Boga nie ma). Również druga strona idąc za nieuniknionym postępem technologicznym będzie generowała coraz bardziej wiarygodne, lepiej udające człowieka i skuteczniej maskowane treści. Zapewne zdoła również odwrócić broń cenzorów wskazując tysiące rzekomo fałszywych informacji, wśród nich niszcząc też wiarygodność paru prawdziwych.
Zalew „recenzji” nie tylko uniemożliwi proste rozstrzygnięcie co jest prawdą a co fałszem, ale wywoła też nieuniknioną serię konfliktów między przedstawicielami spolaryzowanych ideologii, np. zwolenników szczepionek i antyszczepionkowców czy rusofilów i rusofobów. Losowe zaangażowanie czynnika ludzkiego pogłębi gęstość „informacyjnego smogu”. Będzie coraz ciemniej, zwłaszcza pod latarniami.
Co będzie finałem? Absurd wyścigu zbrojeń identyczny jak w epoce NATO-ZSRR, czyli zupełne wyniszczenie co najmniej jednej ze stron, osiągnięcie masy krytycznej za którą nie ma już niczego wiarygodnego. Systemy państwowe pewnie się obronią tworząc zamknięte serwisy wiedzy „sprawdzonej”, czyli starannie wyselekcjonowanej, tak jak ma to dziś miejsce w Chinach. Jak zawsze straci na tym jednak końcowy odbiorca informacji – człowiek, który nie dostanie już tego co dla niego najlepsze i najciekawsze, a to co najbezpieczniejsze dla władzy. Tak jak stracił na postępie technologii wojskowej z początku XX wieku. Szable skutecznie zastąpiono karabinami maszynowymi, karabiny czołgami, a w końcu całe armie bombami atomowymi. Niezadowoleni z „postępu” byli jednak żołnierze, którzy nie ginęli już w bitwach setkami, a dziesiątkami tysięcy. Opcją atomową przeciw wrogiej sztucznej inteligencji okaże się wyciągnięcie wtyczki z kontaktu i odłączenie od sieci komputerów oraz smartphonów. I wtedy wróg wygra.
Kazimierz Turaliński