Jak zbudować pozytywny wizerunek bandyty w mediach? Wystarczy kilku dziennikarzy, których bandyta z dumą określa jako „trzymanych na krótkiej smyczy”.
Dlatego Czytelnik prasy powinien się dwa razy zastanowić, jakim cudem gwałciciele i handlarze białą śmiercią zamiast napiętnowania dostają pochwalne peany na swoją cześć.
Podstawowy asortyment tworzenia „dobrej prasy” opiera się na trzech elementach – seksie, narkotykach i pieniądzach. Są one nie tylko skutecznym ale i najtańszym motywatorem, dużo tańszym od wykupienia prostych reklam w czasopiśmie. Ofiarą takich praktyk świadków koronnych i małych świadków koronnych padło w Polsce co najmniej pięcioro znanych dziennikarzy. Co należy podkreślić – czynny bandyta próbuje zastraszyć prasę, do czego używa zupełnie innych metod niż ten „skruszony”, który przecież stał się „innym” człowiekiem i musi dostosować swoje działania do aktualnie noszonej maski.
PROCHY i PROSTYTUTKI – materiałem kompromitującym było nagranie dziennikarza podczas zakrapianych alkoholem imprez ze świadkiem koronnym. Spożywanie alkoholu nie jest w Polsce piętnowane, więc po godzinach pracy nie rodzi większych oporów, a pozwala przełamywać pierwsze lody, po których zabawa nabiera tempa. Wystarczy zaprosić na ofiarę grilla, poznać ją z kolegami, których w ich lepszych latach bało się pół Warszawy, a dla przypieczętowania „przyjaźni” (niczym na mafijnych filmach Coppoli) ugościć na ślubie gangstera.
W pewnym etapie na stół wjeżdża kokaina, pojawiają się też dziewczyny z agencji towarzyskiej. Ujawnienie nagrania z takiej zabawy zniszczy wizerunek zawodowy dziennikarza i pozbawi pracy w szanującej się redakcji, jego materiały „śledcze” pozbawi zupełnie wiarygodności a małżeństwo uczyni przeszłością. Taki człowiek już nie jest dziennikarzem – on jest jednym z tych, o których reportaże śledcze się pisze. Dziś ta osoba leczy się psychiatrycznie, ale nadal sączy „ustalenia” swoich „obiektywnych” śledztw uderzając nimi w konkurencję swojego „przyjaciela”.
ŁÓŻKO – jakkolwiek dziwnie to brzmi, kobiety też lubią seks a romans z twardzielem-gangsterem znajduje się w kanonie fantazji erotycznych większości znudzonych szarym życiem żon i matek. W czasach wielkich wojen mafijnych, gdy trup ścielił się gęsto a zagrożenie było realne, nic nie zapewniało takiej adrenaliny jak romans z wyklętym „synem mafii”, w dodatku żonatym. Zbliżenie fizyczne i emocjonalne niszczy jednak obiektywizm, trudno oddzielić swoje spostrzeżenia od ślepego ulegania sugestiom kochanka, a gdyby wpływ jego łagodnej perswazji nie wystarczył do odrzucenia trzeźwej oceny jego twierdzeń (sprzecznych z dowodami), to kobieta musiała liczyć się z ośmieszeniem w branży.
Kto poważnie potraktuje jej słowa w telewizji i prasie, gdy okaże się że jej szokujące reportaże to nie misja dziennikarska, ale występowanie w imieniu kochanka? Jak wielkie tym zagrożenie sprowadzi na swoją rodzinę, jeśli ten „związek” zostanie ujawniony przed groźnymi gangami? Która redakcja będzie chciała mieć w swojej stajni dziennikarkę sypiającą z bandytami i niepotrafiącą tego ukryć? I jak spojrzeć w oczy rodzinie, kiedy tak łatwo złamało się swoje zady moralne, co wyraźnie widać na filmie?
KASA – trudno dorobić się majątku pisząc artykuły, zwłaszcza dzisiaj, kiedy dziennikarstwo śledcze niemal nie istnieje, teksty piszą media-workerzy rozliczani nie od wagi materiału, ale od liczby znaków i ich klikalności (frazy dobrze się pozycjonujące, a więc bynajmniej nie ambitne) a do tego internet zdominowały blogi i portale prowadzone za darmo przez pasjonatów. Kawalerkę z redakcyjnego etatu spłacić można, ale na coś więcej trudno liczyć. Dlatego prozaiczne pieniądze, czyli to czego przestępcom nie brakuje, pozwalają rozkręcić nowe media „niezależne”, wypozycjonowane pod konkretnego odbiorcę – czyli naiwnego, nieznającego realiów świata przestępczego, procedur działania sądów i organów ścigania, czy materiału dowodowego opisywanych spraw.
Jeśli do tego świadek lub mały świadek koronny zapewni podaż sensacyjnych tematów, to może liczyć, że korzyści majątkowe przysłonią dziennikarzowi oczy i odsunie on na bok nasuwające mu się wątpliwości. Zamiast myśleć – zacznie liczyć i pisać. Aby nie być gołosłownym świadek lub mały świadek koronny nie ogranicza się do swoich opowieści, na spotkania przyprowadza swoich „świadków” – najtwardszych gangsterów, jakich nie znał nawet filmowy „Ojciec Chrzestny”. Od czego ma w końcu wokół siebie kolegów z dawnych lat, bezrobotnych i bez perspektyw na dobrą pracę, z których jednym słowem „wiarygodnie” tworzy killerów, recydywę i żywe legendy? A co z prawdziwymi? Otóż, wystarczy ich pomówić o to co najgorsze – dziennikarz uwierzy, a jemu z kolei uwierzą czytelnicy. Kłamstwo powtórzone po tysiąckroć i tysiąckroć udostępnione na Facebooku staje się przecież prawdą. Tak powstają portale internetowe i kultowe materiały o „mafii”, w których prawdziwe bywają często tylko personalia autora.
JAK NAPISAĆ BESTSELLER: jeszcze na koniec – jak niedawno ujawnił to jeden z młodych autorów książek, Michał Szafrański (m.in. „Finansowy Ninja”) w jaki sposób można tanim kosztem wypromować swoją książkę na bestseller. Otóż, aby trafić do TOP100 Empiku wystarczyło samemu kupić w wysyłkowej księgarni tej sieci handlowej chociażby kilkanaście egzemplarzy. 2 tygodnie w TOP20 Empiku, czyli w ekstraklasie krajowej, to zakup 426 egzemplarzy własnego tytułu. Książki te nie są straconym kapitałem, gdyż później mogą zostać odsprzedane przez samego autora w tej samej cenie (albo wyższej, gdyż Empik sprzedaje premiery grubo poniżej ceny okładkowej – po to żąda od wydawców około 50% rabatu), w związku z czym koszt reklamy okazuje się zerowy. W innych sieciach jest podobnie.
Popytałem tu i ówdzie w dystrybucji i okazało się, że nie wszystkie kryminalne „bestsellery” ostatnich lat były takie „the best”, albo po prostu trafiały na prawdziwych wielbicieli, dla których zakup jednego egzemplarza książki to za mało i aby rozsmakować się w jej treści potrzebują od razu kilkudziesięciu takich samych…
Czy świadkowie i mali świadkowie koronni „wstydzą się” tego co robią i jak manipulują mediami oraz opinią publiczną? Nie. Szczycą się tym. Chętnie mówią o tym co kto lubi w łóżku, za jakie grosze stworzyć można jednoosobowy portal będący pod telefonem 24/7 czy jak stateczny pan w średnim wieku po kresce potrafi zaszaleć do głośnego disco polo. Zadziwiła mnie ich nieskrywana pogarda żywiona do „przyjaciół” z prasy i telewizji, chełpienie się tym jak wodzono ich za nos, jak łagodnie szantażowano – ale tak, aby się nie obrazili, bo przecież nie o to chodzi. Przedstawiano im sprawę kompromitacji jako „wspólny problem”, bo przecież jak to ktoś gdzieś kiedyś wyciągnie to będzie wstyd i dla świadka i dla dziennikarza, dlatego potrzebny jest „wspólny front” i zniszczenie tych, którzy przeciwko „nam” wystąpią. Ofiary wierzą albo bardzo chcą wierzyć, że to siła wyższa a nie skutek ich naiwności. Chociaż w zasadzie nie powinno mnie dziwić takie podejście świadków – w realiach więziennych gangster to „człowiek” a dziennikarz to „frajer”, nie tylko można ale i trzeba mu „żenić bałach na wydrę” i wykorzystać jego naiwność. Tu nie ma sentymentów, taka etyka zawodowa złodzieja. A mając za sobą media „uwiarygodnione” koronnym przeciekiem można przecież kraść miliony.
Nie winię tych dziennikarzy i NIKT winić ich nie powinien. W większości (z jednym wyjątkiem) byli to uczciwi ludzie, którzy mierzyli swoich rozmówców własną miarą. Nie przywykli do operowania z zawodowymi oszustami pozbawionymi zasad i ludzkiej życzliwości, którzy niczego nie robią bezinteresownie, nie szukają przyjaciół tylko „frajerów” do wykorzystania. Normalny psychicznie człowiek nie jest przygotowany na takie, porównywalne do spotykanego w sektach, bombardowania „miłością”. Przyjaźnie i romanse wybuchają nagle, są pełne emocji, wspólnego przeżywania ekstremalnych (dotychczas niedostępnych) wrażeń, wytwarza się silna więź – ale tylko jednostronna. Gangster robił to już sto razy i urabiając „frajera” powtarza wciąż te same wyświechtane slogany, a to czy frajerem jest biznesmen zafascynowany możliwościami kooperacji z „mafią”, powoli korumpowany urzędnik państwowy, np. minister sportu, czy na co dzień grzeczny i poukładany przedstawiciel świata mediów – to już nie ma dla bandyty żadnego znaczenia. Nie winię ich, są ofiarami zawodowych przestępców – takimi samymi jak te, którym przetrącano kości. Im też finezyjnie łamano kręgosłup, tylko ten moralny.
Kazimierz Turaliński