Wzorce amerykańskie, nawet w Polsce, nie są już kulturowym punktem odniesienia. Nie marzymy już o amerykańskim śnie. Chińczycy chcą w przyszłości odgrywać rolę hegemoniczną, bo ich dalszy rozwój zależy od rywalizacji z Ameryką i tego, czy zdołają ją prześcignąć. Federacja Rosyjska nie ma natomiast potencjału do odgrywania roli takiej, jak USA czy Chiny. 

Wojciech Jakóbik/Instytut Jagielloński: Jak będzie wyglądał świat po pandemii i kiedy się ona w ogóle skończy?

Marcin Kędzierski: Jeżeli wierzyć informacjom o postępie prac nad szczepionką i realnym perspektywom jej powszechnej dostępności, koniec pandemii można prognozować na jesień/zimę 2021 roku, więc będziemy się z tym problemem borykać jeszcze co najmniej rok. Natomiast odpowiadając na pytanie o przyszłość, pandemia niewątpliwie przyśpieszyła procesy widoczne znacznie wcześniej. Wiele problemów narastających w ostatniej dekadzie, jak choćby nierówności społeczne, konflikt pomiędzy starszym i młodszym pokoleniem czy też między młodymi kobietami i mężczyznami, zostało uwypuklonych przez pandemię i wysunęło się na pierwszy plan. Na całym Zachodzie widać protesty społeczne, odkrywające dotąd ukryte problemy. Ograniczenia związane z pandemią wzmagają społeczną frustrację i gniew, a te emocje to idealne paliwo podpalające tlący się od dawna konflikt społeczny. Nie sposób nie zauważyć, że ograniczenie swobód obywatelskich na szeroko rozumianym Zachodzie to katalizator różnych sporów, i to zjawisko znane od dawna. Należy jednak zastrzec, że wszelkie analogie historyczne bywają zwodnicze. Ostatnia taka pandemia to grypa hiszpanka, która dziesiątkowała społeczeństwa w ostatnich miesiącach I wojny światowej i tuż po jej zakończeniu. Trudno zatem porównać tamtą rzeczywistość do obecnej. Jedna analogia jest jednak ważna w odniesieniu do czasów po pandemii. Europa ma wiele pomników upamiętniających wojny światowe, ale nie zarazy. Można zatem zaryzykować tezę, że będziemy pamiętać skutki pandemii, ale możemy zapomnieć o powodach wprowadzenia ograniczeń. To niezrozumienie wraz z upływem czasu będzie rosło. To było widać latem, kiedy społeczeństwa wyparły wiosenne doświadczenia lockdownu, pragnąc zapomnieć o chorobie. Za kilka miesięcy znów będziemy psychologicznie wypierać doświadczenie drugiej fali pandemii, ale jej skutki społeczne i gospodarcze z nami zostaną. Rządom będzie wówczas trudno obronić decyzje podejmowane w szczytach zachorowań. Konsekwencją mogą być zmiany polityczne, bo rządy będą post-factum oskarżane o przesadną reakcję. To czynnik, który może zdestabilizować zachodnie systemy polityczne, widać to chociażby po problemach Donalda Trumpa. Na drugim krańcu mamy państwa azjatyckie, które nie wprowadzają tak twardych i długich lockdownów, ale w zamian uruchamiają inwigilację obywateli na masową skalę, na co w Europie nie ma i raczej nie będzie zgody. Chronimy naszą wolność, ale jej kosztem może być polityczna, społeczna i gospodarcza destabilizacja.

W.J./Instytut Jagielloński: Czy zatem nadchodzi koniec Pax Americana?

M.K.: Procesy globalizacji przyspieszają od lat 80. XX wieku. Zależą one od globalnego handlu. Do dzisiaj jest on w dużej mierze gwarantowany przez państwo amerykańskie, strzegące szlaków morskich. Koniec lat 90. i początek XXI wieku to okres dominacji nie tylko amerykańskiej siły gospodarczej czy militarnej, ale i softpower. Warto więc podkreślić, że słabnięcie PaxAmericana jest widoczne od kilku lat właśnie w kulturze. Wzorce amerykańskie, nawet w Polsce, nie są już kulturowym punktem odniesienia. Nie marzymy już o amerykańskim śnie. Jego zanikanie w globalnej świadomości zapowiadało spadek znaczenia Ameryki także w wymiarze gospodarczym i militarnym. Potęga Ameryki wynika obecnie z przewagi koncernów technologicznych, takich jak choćby Google czy Apple. Kiedy jednak Chiny stworzą alternatywne platformy cyfrowe, prawdopodobnie dojdzie do podziału globalizacji. USA będą hegemonem regionalnym, nie globalnym. Wrócimy do świata wielobiegunowego. Natomiast należy zastrzec, że czym innym jest świat wielobiegunowy oparty o porozumienia multilateralne, takie jak G20, a czym innym dwu- lub trzy-blokowy, znany z czasów zimnowojennych. Chińczycy chcą w przyszłości odgrywać rolę hegemoniczną, bo ich dalszy rozwój zależy od rywalizacji z Ameryką i tego, czy zdołają ją prześcignąć. Federacja Rosyjska nie ma natomiast potencjału do odgrywania roli takiej, jak USA czy Chiny. Rosja nigdy nie była i nie będzie potęgą gospodarczą ani technologiczną. Pozostaje potęgą militarną, ale to za mało, by stać się liderem jednego z rodzących się globalnych bloków. Natomiast będzie wykorzystywać wszelkie przejawy destabilizacji na obszarach na styku bloków, takich jak Europa Środkowo-Wschodnia.

W.J./Instytut Jagielloński: Czy zatem nadejdzie wiek Chin?

M.K.: Chiny nie będą w stanie swym modelem kulturowym przekonać całego świata do Pax Sinica. Amerykańskie softpower działało do lat 90., w Polsce pewnie trochę dłużej. Natomiast chiński model kulturowy nie jest dla nas tak atrakcyjny, nawet pomimo skutecznego modelu walki z pandemią.

W.J./Instytut Jagielloński: Czym zatem będą podsystemy globalizacji?

M.K.: Jesteśmy w trakcie dzielenia się globalizacji. Punktem ogniskowym będzie dalszy rozwój wypadków wokół Światowej Organizacji Handlu, będącej gwarantem globalnego handlu, bez którego nie będzie globalizacji. To jej los pokaże nam, jak może wyglądać nowy system. Jest za wcześnie, by dzisiaj to przesądzać. Najprawdopodobniej podsystemy globalizacyjne będą w dużej mierze oparte o platformy cyfrowe. Do rozstrzygnięcia pozostaje, czy Europa stworzy swoje, czy wykorzysta amerykańskie. Ma aspiracje do tworzenia własnych.

W.J./Instytut Jagielloński: Jaki będzie wpływ cyfryzacji i nowego modelu pracy?

M.K.: Robotyzacja produkcji i postęp czwartej rewolucji przemysłowej niewątpliwie wprowadzi zmiany na rynku pracy, ale nie od razu. Coraz więcej pracowników może przejść do sieci, co pokazała pandemia. Jednak wciąż wiele branż będzie wymagało kontaktu „na żywo”. Perspektywa cyfryzacji gospodarki to kilkanaście lat zmian, i to zmian o charakterze nieliniowym. Największe podmioty gospodarcze posiadające władzę gospodarczą oraz informacyjną (bo zarządzają platformami wymiany informacji), będą miały kluczowe znaczenie w tym procesie.

W.J./Instytut Jagielloński: Dlaczego Europie grozi peryferyzacja?

M.K.: Ten proces trwa już kilkanaście lat. Dokumenty Komisji Europejskiej sugerują, że w 2050 roku Europa będzie dysponować 4%globalnej populacji i mniej niż 20%globalnego PKB. Re-globalizacja, czyli regionalizacja globalizacji, może paradoksalnie powstrzymać ten proces, jeśli Europa stanie się jednym z centrów globalizacji, ale musi mieć do tego potencjał cyfrowy. Unia Europejska musi odpowiedzieć na pytanie, czy będzie w stanie stworzyć strategiczną autonomię nie tylko militarną, ale także cyfrową. To będzie zadanie trudne ze względu na podejście Europejczyków do ochrony danych osobowych. Słynne RODO będzie stanowić ograniczenie dla budowy platform cyfrowych. Takich obostrzeń nie ma w USA, Azji ani innych krajach poza Europą. Obawa przed brakiem niejawności danych osobowych może utrudnić budowę rynku cyfrowego, ale to paradoksalnie może być w przyszłości naszą premią za zapóźnienie. Jeżeli bowiem Chińczycy i Amerykanie wejdą w rzeczywistość, w której wąska grupa ludzi będzie dysponowała danymi oraz władzą, a większość społeczeństwa będzie w jakimś sensie wykluczona cyfrowo, mogą pojawić się rewolucje społeczne.

W.J./Instytut Jagielloński: Kto będzie grał rolę nowych bolszewików?

M.K.: Już widać opór przed przechodzeniem części działalności do sieci. Badania opinii publicznej pokazują, że wielu pracowników korporacji z doświadczeniem pracy zdalnej w czasie pandemii jest skłonnych do powrotu do biura, bo praca zdalna nie daje im tego, co dawała bezpośrednia. Wydaje mi się, że niedługo zaczniemy obserwować choćby częściową ucieczkę ze świata cyfrowego i poszerzonej rzeczywistości. Przywykliśmy do podłączenia do sieci i korzystamy z jej dobrodziejstw. Może jednak powstać ruch wyłączania się z sieci na rzecz rezygnacji z usług cyfrowych. Takie tendencje mogą rosnąć na sile. Czwarta rewolucja nie przyniesie pewnie wojny z maszynami, która jest zresztą wróżona przy każdej takiej zmianie. Jednak negatywne skutki zmian, jak rozpad realnych więzi społecznych wskutek rozwoju rzeczywistości wirtualnej, prędzej czy później muszą spowodować jakieś kontr-reakcje. Jeżeli najmłodsze pokolenie nie będzie zainteresowanie wchodzeniem w związki, bo relacje internetowe będą zaspokajały ich potrzeby, to będziemy mieli problem choćby z reprodukcją społeczeństw.

 

Marcin Kędzierski - adiunkt w Kolegium Gospodarki i Administracji Publicznej Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, główny ekspert Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego.

Źródło informacji: Instytut Jagielloński

 



TPL_BACKTOTOP