W trakcie 16 lat rządów Angela Merkel niczego nie popsuła, ale też niczego nie naprawiła w niemieckiej gospodarce – mówi dr Hubertus Bardt, dyrektor zarządzający i główny analityk Institut der deutschen Wirtschaft Köln.

Piotr Rosik (Obserwator Finansowy): Jak Pan ocenia stan niemieckiej gospodarki po pandemii oraz działania rządu federalnego i rządów landów w tym kontekście? Które decyzje były słuszne, a które nie? Jak Pan ocenia zastosowany fiskalny pakiet stymulacyjny?

Dr Hubertus Bardt: Według nas, niemiecka gospodarka znajduje się w dość trudnej sytuacji. W II połowie 2020 roku zaliczyła dynamiczne odbicie, o wiele bardziej dynamiczne, niż się można było spodziewać. Liczyliśmy na jego kontynuację w tym roku, ale do tego nie doszło, głównie z powodu szoku podażowego, który jest widoczny w większości gospodarek. Jeszcze do niedawna utrzymywaliśmy prognozę tempa wzrostu PKB dla Niemiec na 2021 rok na poziomie 3 proc., ale teraz uważamy, że to jest nieosiągalne.

Jeśli chodzi o działania władz w obliczu pandemii, to oceniamy je jako bardzo dobre. W skrócie można powiedzieć, że cały pakiet działań, rozwiązań instytucjonalnych sprawił, że nie urosło znacząco bezrobocie, a to było kluczem do dynamicznego odbicia. Z kolei stymulus fiskalny w bardzo istotny sposób pobudzał konsumpcję prywatną.

Czy można jakoś oszacować koszty COVID-19 dla niemieckiej gospodarki? Pytam o konkretne kwoty, w mld euro, czy raczej bilionach. Czy one były relatywnie wyższe, niż w przypadku innych ważnych europejskich gospodarek, takich jak francuska czy brytyjska?

Wykonaliśmy taką estymację na wiosnę 2021 i wyszło nam, że niemiecka gospodarka utraciła 300 mld euro nominalnego PKB, czyli około 10 proc. rocznego PKB Niemiec. Nie wykonywaliśmy takich estymacji dla innych krajów, ale dla takiej gospodarki, jak brytyjska, to byłoby ekstremalnie trudne, ze względu na brexit.

Indeks PMI IHS Markit/BME Germany dla przemysłu spadł we wrześniu do 58,4 pkt. z poziomu 62,6 w sierpniu. Przemysł miał problem z napływem nowych zamówień, które spadły o 7,7 proc. m/m w sierpniu, z rosnącymi cenami komponentów oraz kosztów produkcji. Jak długo potrwa ta sytuacja i po jakim czasie powinna zacząć poważnie niepokoić?

Wskaźnik PMI na poziomie ponad 58 pkt. to jest dobry odczyt, w tych warunkach, które mamy. On wskazuje, że gospodarka jest w fazie ekspansji. Na podobnie spory optymizm wskazują odczyty Ifo. Jeśli chodzi o nowe zamówienia, ja tutaj nie widzę problemu. Duży problem jest za to po stronie produkcji, z uwagi na jej ograniczone zdolności, z uwagi na ogromne problemy z łańcuchami dostaw.

Wiadomo, że spore problemy ma szczególnie niemiecki przemysł motoryzacyjny. Mowa tutaj oczywiście o niedoborach półprzewodników i innych części oraz komponentów, co zmusza większość koncernów do czasowych przerw w produkcji. On ograniczył produkcję o 25 proc. w ubiegłym roku, a w tym o kolejne 18 proc. To nie wygląda dobrze, dla niego powrót do normalności będzie bardzo trudny. A jak wiadomo, dla niemieckiej gospodarki sektor motoryzacyjny jest bardzo ważny, więc jego problem jest problemem całej niemieckiej gospodarki. Sądzę, że w tym roku jego sytuacja wpłynie negatywnie, niestety, na wiele innych sektorów. Szczerze mówiąc, obawy o to, że problemy niemieckiego sektora motoryzacyjnego mogą wpędzić całą niemiecką gospodarkę w kolejną recesję, są całkowicie uprawnione.

Jak w Pańskiej wizji niemieckie koncerny motoryzacyjne poradzą sobie z zieloną rewolucją, która będzie ich kierowała w kierunku elektromobilności? Czy będą w stanie konkurować z Teslą i firmami chińskimi?

Niemieckie koncerny motoryzacyjne inwestują bardzo dużo pieniędzy w rozwój elektromobilności. Są świadome doniosłości nadchodzących zmian. Oczywiście, mają bardzo poważnych, silnych konkurentów. Ale sądzę, że są w stanie przejść transformację ku elektromobilności i powalczyć o udziały rynkowe. Przy czym bardzo trudno będzie zdobywać im rynek chiński, który jest ważnym rynkiem, a jest opanowany przez tamtejsze firmy. Prędzej niemieckie koncerny będą odbierały udziały rynkowe Tesli, niż firmom chińskim.

Czy pandemia zmieniła w znaczący sposób relacje handlowe Niemiec z największymi, najważniejszymi gospodarkami?

W trakcie pandemii było widać pewne niewielkie zmiany, ale strukturalnie rzecz biorąc, żadne znaczące zmiany nie zaszły. Wciąż najważniejszym partnerem dla Niemiec są generalnie kraje Unii Europejskiej, USA oraz Chiny. Natomiast nie jest powiedziane, że takie strukturalne zmiany nie zajdą w długim terminie, bowiem na całym świecie po pandemii widać dążenie do skracania łańcuchów dostaw. Przekonano się, że dostawcy komponentów czy towarów powinni być dosyć blisko, a nie na innym kontynencie. Nie zdziwiłbym się, gdyby sporo produkcji wróciło np. z Chin do Europy.

Wiadomo, że pandemia spowodowała jeszcze mocniejsze zbliżenie gospodarki polskiej i niemieckiej. Czy obie strony na tym korzystają? I jak Pan widzi perspektywy polsko-niemieckiej współpracy gospodarczej w najbliższych latach?

Polska gospodarka od dawna jest mocno powiązana z niemiecką. Myślę, że widzimy zacieśnianie relacji handlowych, ale to niekoniecznie jest związane z pandemią. Myślę, że polska gospodarka dynamicznie się rozwija, polskie firmy są coraz bardziej ekspansywne, a z drugiej strony niemieckie podmioty chcą skracać łańcuchy dostaw.

Inflacja w Niemczech jest najwyższa od grudnia 1993 roku. Czy wciąż jest żywa pamięć o hiperinflacji sprzed niemal 100 lat? Czy dziś Niemcy mają prawo obawiać się powrotu koszmaru? Czy podwyższona inflacja stanowi poważne zagrożenie dla niemieckiej gospodarki?

To jest bardzo dobre pytanie. Sądzę, że strachy hiperinflacyjne w Niemczech są wciąż żywe i to pomimo tego, że całkiem niedawno niemiecką gospodarkę męczyła deflacja. Wszyscy dobrze znają te historie o wynagrodzeniach miesięcznych przynoszonych do domów w walizkach, albo na taczkach. Jednak wciąż daleko nam do tego, byśmy mieli jakiś poważny problem inflacyjny, nie mówiąc już o hiperinflacji. Oczywiście, tak jak Pan zauważył, poziom inflacji jest zauważalny, wzrost inflacji rok do roku jest zauważalny, a jest to wywołane splotem kilku czynników, co niekoniecznie będzie utrzymane w średnim terminie.

Nie spodziewam się, by wysoka inflacja okazała się czymś stałym, jakąś nową normalnością. Po prostu trzeba czasu, by pewne zjawiska post-pandemiczne przeminęły, jak gwałtowny wzrost cen surowców przemysłowych i energetycznych. No chyba, że będziemy widzieli narastanie spirali płacowo-cenowej, pod postacią tzw. efektu drugiej rundy. Trzeba obserwować to, co robią związki zawodowe w największych przedsiębiorstwach.

Czy EBC w końcu podniesie stopy? Niektórzy ekonomiści twierdzą, że utrzymywanie ultra-niskich stóp przez tak długi czas bije nie tylko w oszczędności Niemców, ale też w ich wiarę w gospodarkę rynkową…

Nie sądzę, żeby EBC podniósł stopy w najbliższych kwartałach. Jednak jeśli stopa inflacji będzie utrzymywała się powyżej poziomu 2-3 proc. przez dłuższy czas, to prawdopodobieństwo podwyżek stóp wzrośnie. EBC wychodzi z założenia, że społeczeństwo europejskie jest na tyle dojrzałe, że umie zarządzać swoimi oszczędnościami, lokując je np. na giełdzie. Ten argument o „zjadaniu” niemieckich oszczędności przez ujemną realną stopę nie działa na EBC.

Od ładnych paru lat niemiecki sektor bankowy jest w tarapatach. Widać to i po wynikach finansowych, i po notowaniach największych podmiotów. Co dalej z niemieckim sektorem bankowym?

Nie ma łatwej odpowiedzi na to pytanie. Nawet taki gigant, jak Deutsche Bank, ma poważne problemy z fundamentami swojego biznesu. Nie sądzę, żeby niemieckie banki podniosły się w najbliższych latach, żeby duże banki szybko rosły.

Bezrobocie dość szybko spada po krótkiej pandemicznej zwyżce. Znów stopa zatrudnienia jest wysoka, więc będą wysokie wpływy z podatków do budżetu. Czy rząd federalny ma szansę na powrót do pokazywania nadwyżek budżetowych i do relacji długu do PKB poniżej 60 proc., czyli do spełniania kryteriów z Maastricht, co miało miejsce w 2019 r.?

Nie sądzę, by był możliwy powrót do tak doskonałej sytuacji budżetowej, jak przed pandemią. Wtedy ta sytuacja była budowana latami, głównie dzięki mocnemu rynkowi pracy. Jednak teraz spora część siły roboczej schodzi już ze stanowisk, bo społeczeństwo niemieckie się starzeje. Więc ten główny silnik napędowy słabnie. Poza tym, Niemcy potrzebują wielkich inwestycji i one zapewne będą finansowane długiem.

Czy ten palący niemiecki problem demograficzny w ogóle da się jakoś rozwiązać?

Wydaje się, że rozwiązania są dwa. Pierwszym jest zwiększona imigracja wykształconych ludzi. Drugim jest rekwalifikacja istniejącej już siły roboczej. Oba mają swoje wady i zalety. Pośrednim rozwiązaniem jest też podniesienie wieku emerytalnego. I wydaje się, że to pośrednie rozwiązanie z pewnością zostanie zastosowane. Wszystkie te warianty są trudne.

Jak Pan generalnie ocenia 16-letnie rządy Angeli Merkel w kontekście stanu gospodarki? Wielu ekspertów wskazuje, że nic nie popsuła, ale też nie naprawiła, bo niemiecka infrastruktura zaczyna kuleć, a gospodarka nie jest tak zdigitalizowana i innowacyjna, jak powinna być, biorąc pod uwagę jej wielkość i rolę na Starym Kontynencie… Wedle indeksu European Center for Digital Competitiveness w latach 2018-2020 Niemcy byli europejską gospodarką najwolniej poddającą się cyfryzacji. Wielu ekspertów alarmuje, że niemiecka gospodarka po rządach Merkel potrzebuje tzw. Neustart, czyli szeregu rewolucyjnych wręcz zmian…

Podoba mi się to stwierdzenie, że Merkel niczego nie popsuła, ale też niczego nie naprawiła. Ono oddaje w stu procentach i bardzo celnie jej rządy w zakresie polityki gospodarczej. Rządy Merkel były udane, jeśli chodzi o politykę zatrudnienia i politykę budżetową. Tuż po objęciu rządów bardzo zgrabnie dokończyła ona reformy na rynku pracy, dzięki czemu pojawiło się pole do wzrostu i wchłaniania siły roboczej.

Jednak z drugiej strony Merkel zaniedbała zupełnie politykę podatkową. Niemcy mają bardzo wysokie podatki dla firm, nie są konkurencyjne. Poza tym, tak jak Pan słusznie wskazał, zaniedbano infrastrukturę oraz cyfryzację gospodarki. Czyli ostatnie 10 lat pod rządami Merkel to jest takie stabilne dryfowanie, bez żadnego ryzyka, bez żadnych wielkich reform. I rzeczywiście, zgadzam się z podsumowującym wnioskiem, że potrzebne jest coś na kształt Neustart, czyli potrzebne są odważne reformy, które podniosą konkurencyjność niemieckiej gospodarki.

Czego spodziewa się Pan po nowym rządzie RFN w sferze polityki gospodarczej? Wielu ekspertów wskazuje, że wynik wyborów powoduje, że koalicja może się składać z aż trzech partii. I w tej nowej i skomplikowanej rzeczywistości politycznej nie będzie rewolucyjnego Neustart, a raczej ewolucja, i to niekoniecznie w pożądanym kierunku…

Wiem, że jest wiele obaw co do tego, czy koalicja „zaskoczy”. Jednak uważam, że zwycięskie SPD, ale też Zieloni oraz liberałowie z FDP doskonale zdają sobie sprawę, że w ostatnich latach niemieckiej gospodarce brakuje dynamiki. Inwestorzy potrzebują nowych rozwiązań, które przyciągną ich kapitał do Niemiec i sądzę, że FDP i Zieloni będą tymi siłami, które sprawią, że nowa koalicja będzie dość odważna w sferze gospodarczej. Jestem optymistą w tym zakresie.

A jak Pan ocenia pomysł odejścia Niemiec od energii atomowej? Czy to nie jest ryzykowne posunięcie i to na wielu poziomach? Czy to nie podwyższy znacząco, na długi okres czasu, kosztów prowadzenia działalności biznesowej, szczególnie w przemyśle, co z kolei obniży konkurencyjność niemieckich firm?

To jest bardzo problematyczna kwestia, na wielu poziomach. Oczywiście, elektrownie atomowe nie emitują CO2, więc ich zamykanie to jest de facto pozbywanie się czystej energii z gospodarki. Trzeba będzie tę lukę jakoś zapełnić, a OZE nie są gotowe na „zasypanie” tej „dziury” od razu. Poza tym, energia produkowana przez „atomówki” jest dość tania. Czyli pojawią się po ich zamknięciu dwa rodzaje kosztów: koszt zwiększonej emisji CO2 oraz podwyższony koszt energii dla przedsiębiorstw. Tymczasem tania energia zawsze jest przewagą konkurencyjną. To będzie wielkie wyzwanie dla Energiewende, by zapewnić tanią zieloną energię niemieckim odbiorcom, bez korzystania z elektrowni atomowych.

Podsumowując, jakie tempo wzrostu pokaże niemiecka gospodarka w 2021 i 2022 roku? Dla przykładu, Instytut DIW ściął prognozę na 2021 rok do 2,1 proc. z 3,2 proc., ale utrzymuje optymistyczne 4,9 proc. na 2022 rok. I jaka jest Pańska prognoza dla niemieckiej gospodarki w terminie dłuższym niż rok – dwa, czy przy braku Neustart nie pogrąży się w marazmie?

Nie wierzę w scenariusz apatii – ani w krótkim, ani w długim terminie – bo jednak niemieckie przedsiębiorstwa są generalnie silne i innowacyjne, mają swoją pozycję i będą starały się ją poprawiać za wszelką cenę, także przy ewentualnym „wietrze w oczy”. Głównym zagrożeniem dla niemieckiej gospodarki jest obecnie zła demografia oraz procesy deglobalizacyjne.

Jak już wspominałem, do niedawna mieliśmy prognozę dla tempa wzrostu PKB w 2021 roku na poziomie 3 proc., ale już dziś wiadomo, że to było zbyt optymistyczne założenie, bo nie spodziewaliśmy się mocnego uderzenia problemu podażowego w przemysł motoryzacyjny. Wydaje mi się, że w tym roku niemiecka gospodarka urośnie o 2-2,5 proc.

Jeśli chodzi o przyszły rok, to można być nieco bardziej optymistycznym. Nasza prognoza wynosi 4 proc. i jeszcze nie została zrewidowana w dół, bo wiele zależy od tego, co zobaczymy w niemieckiej i światowej gospodarce w IV kwartale 2020 r.

– Rozmawiał Piotr Rosik

 

Dr Hubertus Bardt – Dyrektor zarządzający i główny analityk Institut der deutschen Wirtschaft Köln. Ukończył ekonomię na Philipps-University Marburg oraz administrację w biznesie na FernUniversität Hagen. Jest autorem pracy doktorskiej “Labor versus Capital – on the transformation of a classical conflict”.

 



TPL_BACKTOTOP