Wyrwane z kontekstu kadry z życia Nikodema Skotarczaka zmiksowane z odrobiną fantazji reżysera dały efekt wyczekiwany chyba tylko przez zabójców Nikosia. Nawet oni nie zdołali tak skutecznie wymazać go z kart historii polskiego świata mafijnego.

Uwaga - spoiler, jeśli nie oglądałeś tego filmu a planujesz to zrobić, lepiej przerwij czytanie!

Kontynuacja, skądinąd ciekawego, filmu pt. "Jak zostałem gangsterem" miała ukazać widzom prawdziwą twarz Nikodema Skotarczaka - legendarnego bossa trójmiejskiej mafii samochodowej. Zamiast Nikosia widzimy jednak słabego frustrata, którym on nigdy nie był. Autorzy produkcji zapowiadali realistyczny obraz trójmiejskiego świata przestępczego przez pryzmat życia króla złodziei. Zamiast męskiego kina akcji opartego na surowych faktach widz otrzymuje produkcję zbliżoną realizmem do "Botoksu" Patryka Vegi, co bynajmniej komplementem nie jest.

W pierwszej kolejności skrytykować należy "kreację" Dawida Ogrodnika, grającego rolę Pershinga. Na ekranie pojawia się na krótko, odtwarza jednak tak ważną postać, że zasługuje na obfity komentarz. Przede wszystkim między bajki należy włożyć rzekomą pokorną pracę tego bossa z Ożarowa dla Nikosia (wina nie aktora, lecz scenariusza). Faktycznie, panowie zdobywali pierwsze szlify w Budapeszcie, ale bynajmniej nie w takich okolicznościach, jak przedstawia to film. Sam Pershing wygląda w nim groteskowo (tu już wina aktora). Z wysportowanego mężczyzny w średnim wieku zrobiono postać komiczną, wystylizowaną na gościa programu Szymona Majewskiego pt. "Rozmowy w tłoku". Niechlujne, zbyt długie resztki skąpego owłosienia potylicy i duże okulary (podobne do oryginalnych, ale do tej twarzy kompletnie niepasujące) przywodziły na myśl nie potężnego gangstera uganiającego się za młodymi i pięknymi kobietami, lecz generała Jaruzelskiego w cywilu. Zero charyzmy, zero siły, zero "aury" bossa - detale się zgadzały, ale osadzone na tym aktorze wyglądały jak kabaret a nie odtworzenie klimatu lat 90-tych.

Scenariusz bardzo luźno podchodzi do chronologii zdarzeń i często myli przyczynę ze skutkiem, pomija też najważniejsze wydarzenia z życiorysu Nikosia, które wyjaśniały motywy psychologiczne jego działań i powody konkretnych decyzji. Największym błędem, wołającym o pomstę do nieba, było przeniesienie nalotu Pruszkowa na Trójmiasto z roku 1994 na 1998 - czyli na dni poprzedzające zabójstwo Skotarczaka. W filmie dowiadujemy się, że Nikoś odmówił wtedy uznania zwierzchnictwa stolicy i wystawił gangsterów (w tym Pershinga) policyjnym antyterrorystom, co miało nastąpić w czasie jego załamania nerwowego, bankructwa i skrajnego uzależnienia od narkotyków - innymi słowy nie myślał trzeźwo i nie bardzo wiedział co robi zaślepiony manią własnej wielkości oraz (nieistniejącej) potęgi. Jak sugeruje reżyser, miał to być najbardziej prawdopodobny motyw późniejszej egzekucji głównego bohatera. Nic z tych rzeczy. Najazd pruszkowskich nastąpił wiele lat wcześniej i zakończył się dla Pershinga długim więzieniem, a w między czasie wydarzyło się wiele ważniejszych i ciekawszych rzeczy. Sęk w tym, że o nich też się nie dowiadujemy.

Co ważnego pomija film? To źle postawione pytanie. Prawidłowe brzmieć powinno: czego nie pomija? Aby nie było zbyt prosto odpowiem jednak na to pierwsze:

  • zamach na Nikosia w Hamburgu (odwet etnicznych środowisk przestępczych z Budapesztu), wskutek którego przyciąga on uwagę lokalnej policji i tym samym zostaje zmuszony do przeniesienia interesów do Berlina,

  • zamach na Zbigniewa Nawrota - przyjaciela, kontrahenta i zarazem króla przemytu spirytusu,

  • znajomości z takimi osobami jak Ricardo Fanchini i Jeremiasz Barański,

  • ukrywanie się na południu Polski dzięki pomocy bossa ze Śląska - Janusza T. pseud. Krakowiak, który w zamian za swoją życzliwość otrzymał od Nikosia "franczyzę" na obrót kradzionymi samochodami,

  • udzielenie pomocy Ryszardowi Boguckiemu (niesłusznie skazanemu później za zabójstwo Pershinga), gdy ten ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości,

  • wsparcie Wiesława Niewiadomskiego pseud. Wariat (brata słynnego Dziada) w jego wojnie z Pruszkowem, delegowanie żołnierzy z Pomorza na jej "front",

  • współpraca handlowa z Wariatem - właścicielem największej na świecie fabryki amfetaminy zlokalizowanej w Woli Karczewskiej produkującej rekordowo pół kilograma tego narkotyku na godzinę, amfetaminę Nikoś eksportował przez Gdańsk do Skandynawii, natomiast Wariat sprzedawał kradzione przez ludzi Nikosia samochody,

  • legalne inwestycje (m.in. wiodąca firma ubezpieczeniowa),

  • rewolucja w złodziejskim fachu - łamak...

Scenariusz przemilcza więc największe interesy i powiązania Skotarczaka, a co daje w zamian? Niewiele. Z filmu dowiadujemy się, że boss z trójmiasta "zdenerwował" wielu ludzi - w tym Pruszków i łódzką Ośmiornicę, ale wynika z niego, że zrobił to zupełnie bez powodu, ot tak, przez nieusprawiedliwioną manię wielkości i przerost własnej formy nad treścią. Rzekomo był sam, nie miał nic, nie mógł nic, jego towarzyszką życia nie była kochająca żona tylko grana przez Julię Wieniawę nimfomanka-wolontariuszka (żona pojawiła się na chwilę i zniknęła bez śladu), a jedynym życzliwym mu człowiekiem był niemiecki policjant, który z dobrego serca chciał go zamknąć za kratami... Jak wiadomo, w zasadzie nic z tych rzeczy nie jest prawdą. Pokrótce przedstawiono jedynie zaangażowanie w wojnę zgorzelecką toczoną między przemytnikami Lelkiem i wspieranym przez Pruszków Carringtonem, a także imperium samochodowe sprzed 30 lat, czyli bardzo skromnie i również z przemilczeniem szczegółów przygranicznej masakry. Tak jak to przedstawiono na ekranie prosperowały drobne gangi, a nie zrzeszające kilkuset kryminalistów, wielopoziomowe, wyspecjalizowane zorganizowane struktury przestępcze o charakterze zbrojnym. Zabrakło też ukazania trudnych i niebezpiecznych tras przemytniczych przez Rosję.

Choć Pershing został wymieniony z imienia i nazwiska, to w pozostałych przypadkach przemilczano nawet pseudonimy kluczowych gangsterów. Grany przez Sebastiana Fabijańskiego (bez wątpienia najlepsza w tej produkcji gra aktorska) Wiesław Kokłowski pseud. Szwarceneger ukryty został pod nic nie mówiącym pseudonimem "Silvio". Niezbyt wiernie przedstawiono jego śmierć - zamiast serii z broni maszynowej pod blokiem kochanki na gdańskim Przymorzu dostaje kulę z pistoletu z tłumikiem. Niby szczegół, a jednak boli. Nie dowiadujemy się też, który z aktorów gra Kurę, a który Lelka czy Zachara. A szkoda, być może dzięki temu scenariusz byłby choć odrobinę zrozumiały, gdyż nawet znając szczegółowy życiorys Nikosia można się nie raz zgubić. Z kolei Mecenas grany przez Eryka Lubosa (tu: Kleks) bardziej przypomina emerytowanego kieszonkowca, niż wówczas jednego z najbogatszych Polaków niemal monopolizującego handel walutami obcymi pod parasolem SB.

O co można mieć największe pretensje? O systematyczne ośmieszanie Nikosia. Bohater zatrzymany w kwiaciarni przez polską policję nie nosi spodni i wygląda na osobę co najmniej niepełnosprawną umysłowo. Jak było naprawdę? Skotarczaka zatrzymał elitarny oddział policji (w tym gen. Adam Rapacki) gdy ten wysiadał z czarnego BMW na Żoliborzu. Miał spodnie, a także kilkuosobową uzbrojoną po zęby ochronę, bynajmniej nie był też wtedy w stanie psychozy. Podobnych kontrowersyjnych scen było wiele, a część z nich uderzała również w wiarygodność jego ostatniej żony - Edyty, na której oczach Nikoś został zastrzelony przez nieznanych sprawców.

Reasumując - reżyser Maciej Kawulski z całą pewnością zrobi w Polsce sporą karierę i zarobi na swoich produkcjach bardzo dużo pieniędzy, być może więcej niż wspomniany już Patryk Vega, ale nie będą to produkcje ambitne, ukazujące prawdziwy obraz świata przestępczego. "Jak pokochałam gangstera" to w zasadzie streszczenie jednego artykułu Adama Zadwornego pt. Antyballada o Nikosiu, opublikowanego w 2005 r. w Gazecie Wyborczej (warto wygooglować, przeczytać i porównać). Na ekranie Skotarczak przedstawiony jest stronniczo i prześmiewczo, a jego otoczenie - płasko, bez uwzględnienia tego co było w jego gangsterskim życiu najważniejsze. W ten sposób nie można pokazać prawdy, co oznacza, że polskie kino gangsterskie już na zawsze skazane jest na ekranizowanie podwórkowych gagów i plotek, ewentualnie na stawanie po stronie jednego ze skłóconych bossów i niewybredne ośmieszanie jego rywali. Czy warto na to tracić czas? Nie sądzę, a już na pewno nie pod przykrywką "historii prawdziwych".


Kazimierz Turaliński


Więcej artykułów na temat Nikosia i jego otoczenia gangsterskiego:  

 



TPL_BACKTOTOP