Ludzie zawsze szykują się na wojnę, która już była i nigdy nie wróci. WOT też nie wyciągnął lekcji z historii. Ubrani taktycznie na szaro Prusacy pokonali archaicznie kolorową (widoczną z oddali) i niepraktycznie wyposażoną armię francuską pamiętającą jeszcze spokojne, frontalne marsze napoleońskiej piechoty. Później nastał czas wojny pozycyjnej.
Okopy i broń chemiczna wykrwawiły narody Europy podczas pierwszej wojny światowej, a setki tysięcy zabitych często nie przynosiły przesunięcia linii frontu nawet o metry. Pomni doświadczeń Francuzi umocnili linię Maginota ciężkimi fortyfikacjami a nawet na stałe przyspawali wycelowane w stronę Niemców karabiny maszynowe. Wielkim zaskoczeniem był wtedy szybki rajd mobilnych wojsk pancernych od północy przez terytorium Belgii, również lasy nie były przeszkodą dla ciężkich czołgów. Niemcy zaskoczyli wojska francuskie zachodząc je od tyłu. Ruchy wielkich armii konwencjonalnych i ponowne odpalenia bomb atomowych to wojna, na którą przygotowane było NATO. Ale i ta wojna nie nadeszła. Jej miejsce zastąpiła inna - wielopłaszczyznowa asymetryczna. Dziś konflikt to nie wytoczone ciężkie działa, ale ekonomia, terroryzm, propaganda i wywiad, który z roli wsparcia sztabu stał się jego główną siłą. Dobór narzędzia zależy tylko od przeciwnika, co Rosjanie i Amerykanie doskonale rozumieją.
Państwa, których nie wypada zaatakować są osłabiane przy pomocy ingerencji w gospodarkę i poprzez uwikłanie w zależności ekonomiczne. W ten sposób Unia Europejska, a właściwie Niemcy, rozgrywają Polskę i kraje południa z Rosją (która już dawno temu wygrała bój o serca Greków, Włochów i Syryjczyków, coraz lepiej czuje się też w Katalonii, krajach czarnej Afryki i przeintelektualizowanej Francji). Kwestie surowcowe oraz nowoczesna, zorganizowana przestępczość białych kołnierzyków umożliwiają korumpowanie władz i tym samym erozję państwowości od środka. Dziś by kontrolować Polskę wystarczy kontrolować kilka osób - coś nie do pomyślenia dla wyznawców konwencjonalnych działań wojennych. Nie inaczej wygląda sytuacji na Ukrainie, czy w Estonii (kto pamięta skandal, gdy tamtejszy wywiad ujawnił przyjęcie przez lidera opozycji 1,5 miliona euro łapówki od rosyjskiego szpiega?). Cel do osiągnięcia przy pomocy odpowiednich narzędzi wymierzonych w gospodarkę, twórcze wykorzystanie kalekiej legislacji oraz w zakresie kontaktu bezpośredniego poprzez socjotechnikę.
Nie warto walczyć fizycznie i przywozić jeńców wojennych na roboty do Niemiec - sami przyjadą i wyjdzie to dużo taniej, niż przywożenie ich na własny koszt koleją. Kraje takie jak Libia, czy Syria, podbija się poprzez reżyserowanie działania oddolnych ruchów narodowowyzwoleńczych, a faktycznie terrorystycznych. Tak jak USA wspierały bogobojnych mudżahedinów w Afganistanie przeciwko Sowietom, tak dziś tworzy się wspólnie z Arabią Saudyjską bojowników obalających Kadafiego, Assada, czy innych faktycznych dyktatorów, ale zarazem dyktatorów gwarantujących pokój. Paradoksalnie, to ci sami bojownicy Al-Kaidy co w Afganistanie. Dziś teatrem zastępczym wojny między USA i Arabią Saudyjską a Iranem są piaski Jemenu. Rosja przyjęła identyczną taktykę chroniąc Rosjan z Gruzji i Ukrainy przed prześladowaniami i "prześladowaniami", następne w kolejce są „stany” azjatyckie z przyczyłkiem w Górskim Karabachu.
Jak mówi Sun Tzu, jeśli nie możesz pokonać całej armii przeciwnika, nie znaczy że nie możesz z nim wygrać. Musisz tylko doprowadzić do podzielenia wroga i toczenia po kolei bitew z siłami, które możesz w starciu pokonać. Dlatego żadne z mocarstw nie porywa się już na cały świat, tylko kroi tort kawałek po kawałku, a reszta globu udaje (jak premier Wielkiej Brytanii Nebille Chamberlain w 1938 roku), że nic się nie dzieje. Sankcje? Jakie sankcje? Przecież wszyscy wiedzą, jak je ominąć. ONZ, Stany Zjednoczone lub Unia Europejska zabronią obrotu towarowego produktami luksusowymi, nową technologią, bronią lub surowcami? Nic prostszego do ominięcia. Otwiera się wtedy 20 spółek i fundacji na prawach różnych państw, które między sobą, przez łańcuch dostaw, przywożą i wywożą to co akurat jest potrzebne. Rząd się wyżywi, generalicja też, cierpi tylko klasa robotnicza. A i tak w globalnych szachach liczą się państwa azjatyckie, zaś Chiny wystąpią przeciwko Rosji tylko wtedy, gdy ta będzie silniejsza od USA lub będzie w stanie agonalnym. Wspierając Amerykę przeciwko Moskwie same z siebie uczyniłyby wasala Waszyngtonu, a który wierzyciel (biliony niespłaconych dolarów!) płaszczy się przed swoim dłużnikiem? W interesie Chin leży maksymalne osłabienie globalnej pozycji Ameryki i dlatego przez co najmniej 20 lat Moskwa może o tą część świata być spokojna.
Patrząc z tej perspektywy na mapę świata uznać trzeba, że nowa, III Wojna Światowa, toczy się od kilkunastu lat. Zginęło w niej już około 3 milionów ludzi (Irak, Afganistan, Libia, Syria, Gruzja...). Ludzie zawsze szykują się do wojny, która już była i nigdy nie wróci. Dziś aby zdobyć kraj nie trzeba wprowadzać do niego wojsk, a użycie broni nuklearnej to mrzonka, odpowiednia do manifestacji siły, ale zupełnie bezużyteczna z perspektywy twardych interesów. Skażenie radioaktywne i spalona na popiół infrastruktura nie przysporzą nikomu korzyści. Do tego trzeba kontrolować sferę ekonomiczną oraz polityczną wroga, a to jest o wiele prostsze niż wyprodukowanie milionów karabinów i rozpętanie pożogi. Natomiast co do Niemiec... Wciąż słyszę, że Hitlera już nie ma i nie wróci. To prawda, on nie. I nie będzie już nazistowskiej Rzeszy. Ale mam złą wiadomość. W epoce krzyżaków też go nie było, ale z powodzeniem wojny przeciwko poganom prowadzili tacy jak Ulryk von Jungingen. Otto von Bismarck również nie był krewnym austriackiego malarza, co nie stało na przeszkodzie utworzeniu potęgi. Konrad Adenauer (a jakże - honorowy rycerz zakonu Krzyżackiego) był więziony przez nazistów, a mimo tego był za udzieleniem im amnestii i nigdy nie zaakceptował zachodniej granicy Polski. Tak, Hitler nie wróci, ale ci, którzy uważają, że historia się skończyła i jest tak, jak ma już zostać na zawsze, kiedyś za pychę mogą zapłacić życiem. Umrą na zawał, jeśli okaże się, że się mylili. Tak, wiem, to tylko teorie spiskowe, przecież teraz wszyscy jesteśmy razem przyjaciółmi w Europie bez granic. Tej o której tyle słyszał mój dziadek, któremu potem kazali zdobywać Berlin. I zdobył.
Gdzie w tym wszystkim miejsce dla WOT? W zakresie sił wspierających i działań humanitarnych formacja taka może odgrywać pewną wartość, ale mamienie młodych dziewcząt i chłopców tym, że stają się nową Armią Krajową jest tak samo zwodnicze jak prowadzenie harcerzy do Powstania Warszawskiego. Lekka piechota w dzisiejszym polu walki na naszej szerokości geograficznej nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Czasy leśnej partyzantki ostatecznie zamknęła epoka dronów z termowizją, zaś walki w mieście to powtórka z godziny "W" z 1944 roku. W wojnie ekonomicznej, terrorystycznej i wywiadowczej WOT jest kompletnie bezużyteczny, natomiast naszym potencjalny konwencjonalnym przeciwnikiem będzie armia rosyjska, ta sama która w Czeczenii, Gruzji i na Ukrainie w odpowiedzi na ostrzał karabinowy otwierała ogień artyleryjski. Ginęło przez to mnóstwo cywilów, osiedla mieszkalne zamieniały się w gruzowiska, obrońcy nie zyskiwali niczego, a dla Moskwy śmierć tysiąca czy dwóch tysięcy własnych żołnierzy nie miała żadnego znaczenia - była wkalkulowana w koszty wojny. Problem ten rozwiązano już z góry przy pomocy odpowiedniej "technologii", czyli mobilnych krematoriów przesuwanych wraz z linią frontów przy pomocy specjalnych ciężarówek...
Czy ktoś powiedział młodzieży, bezsprzecznie pełnej dobrych intencji i kierowanej patriotyzmem, że tak naprawdę wbrew twierdzeniom zwierzchników politycznych nie zdołają odeprzeć Specnazu? Mogą jedynie zginąć za ojczyznę, a opóźnią marsz potencjalnego wroga co najwyżej o kilka godzin, gdy tymczasem sojusznicy z NATO potrzebują miesięcy by przysłać posiłki. Lub ewentualnie same noty protestacyjne.
Kazimierz Turaliński