Relacje niemiecko-chińskie i amerykańsko-ukraińskie są kluczowe dla Polski, dla jej bezpieczeństwa oraz przetrwania ewentualnej wojny z Rosją. Egzotyczne powiązania geopolityczne tworzą nieoczywiste ryzyka i szanse.

Uchwalenie przez Kongres dofinansowania ukraińskiej obrony to dobra wiadomość dla Polski, jednak wbrew pozorom dużo gorsza dla zwyczajnych Ukraińców, którzy dotąd nie zgłosili się na ochotnika do wojska. Wsparcie to wystarczy na przetrwanie Kijowa do jesiennych wyborów w Ameryce, ale kosztem "wycięcia" całej ukraińskiej młodzieży, którą obejmie nowa fala przymusowego poboru. Podobną ofiarę ponieśli Polacy w Powstaniu Warszawskim, naiwnie wierząc w to, że zachodni Alianci nie pozwolą sowieckiej Rosji zagarnąć ich kraju. 

Ale dla Polski, choć zabrzmi to wyjątkowo okrutnie, ich niemal pewna śmierć to mniejsze zło i ze strategicznej perspektywy „dobra” wiadomość. Warszawa zyskała bowiem dodatkowe pół roku na szkolenie własnych rekrutów i zakup sprzętu wojskowego. Gorzej że nie wzmocnimy istotnie polskich zapasów amunicji artyleryjskiej, gdyż ta produkowana w innych państwach w zdecydowanej większości trafi do Izraela i na Ukrainę. 

Nie w każdym jednak aspekcie sukces Joe Bidena i Demokratów przekłada się na większą stabilizację Europy Środkowej. Gdy ofensywa lądowa Rosjan przynosiła zdobycze terytorialne, ryzyko użycia w ukraińskim teatrze wojennym broni nuklearnej spadła do zera. Jeśli Kijów zyska środki do ataków rakietowych na dalekim zapleczy rosyjskiej armii, to obawa użycia tego ostatecznego środka zastraszania realnie wzrośnie. Jak ukazały ostatnie wydarzenia, w szczególności precedensowy, otwarty i zmasowany ostrzał rakietowy terytorium Izraela ze strony samego Iranu, rozwój (na bazie rosyjskiej technologii) północnokoreańskich satelit oraz rakiet międzykontynentalnych, czy w końcu przejście przez światową opinię publiczną do porządku dziennego nad wielką wojną na Ukrainie, nie istnieją już żadne nieprzekraczalne granice. Równie dobrze Władimir Putin może użyć taktycznej głowicy jądrowej w okolicach Czarnobyla albo niskokilotonowej artylerii nuklearnej nie tyle do przełamania frontu, co do udowodnienia Zachodowi (Ameryce, Finlandii, Polsce…) że nie żartuje. I to zadziała. 

Najbliższe miesiące byłby do takiego ataku optymalnym (z perspektywy Kremla) czasem. A największe zagrożenie powstanie w razie reelekcji Bidena, który wyraźnie opowiada się za defensywnym stylem prowadzenia wojen (tego, poniekąd słusznie, oczekuje od Ukrainy i Izraela), co daje potencjał do zastraszania nuklearną eskalacją. Z kolei jeśli wygra Trump, to on sam będzie odpowiednikiem rosyjskiej głowicy nuklearnej, która wysadzi stary porządek świata. W obu wariantach Polska ma poważne powody do obaw, choć… nie cała.

Na przekór polityce Berlina, niemiecka gospodarka wciąż pogłębia symbiozę z najważniejszym sojusznikiem Rosji – Chinami. Niemcy są uzależnieni od tamtejszych dostaw towarów, terapia szokowa nagłego odcięcia pozbawiłaby kraj miana lidera światowej gospodarki, a to zaproszenie do rządów populistów, w tym partii neonazistowskich finansowanych przez Kreml i wbrew nacjonalistycznej ideologii wspierających wolny handel z Pekinem. 

Moralność w biznesie znaczy wiele, ale tylko do momentu, w którym nie okazuje się nazbyt droga, a cały budżet przeznaczony na moralne naprawianie świata został już spożytkowany po odcięciu od taniej rosyjskiej energii. Stąd w minionym, 2023 roku Niemcy bezpośrednio zainwestowali w Chinach około 13 miliardów dolarów, co przy kumulacji wcześniejszych inwestycji pozwala je sumarycznie szacować na grubo ponad 100 miliardów dolarów. Do tego Chiny są od 8 lat najważniejszym partnerem handlowym Niemiec z zeszłorocznym wolumenem o wartości 252 miliardów euro. To nie jest węzeł z którego można się łatwo wyplątać ani który warto przecinać. Rząd Olafa Scholza udaje, że ma władzę nad przedsiębiorcami w swoim kraju, ale doskonale wie, że to od głosów ich pracowników zależy kolejna kadencja kanclerza. A bezrobotni prędzej zagłosują na Alternative für Deutschland (AfD) niż na SPD czy CDU. 

Co chińsko-niemiecka układanka znaczy dla Polski? Wschodniej – niewiele, zachodniej i północnej – bardzo dużo. Relacje na linii Berlin-Pekin są kluczowe dla zachodu Polski. O ile Niemcy będą współpracować z głównym partnerem Putina, to Putin nie zrobi niczego co godziłoby w niemieckie narodowe interesy, a zgodnie z jego ideologią wprost odwołującą się do porządku świata anno domini 1914, czyli sprzed I Wojny Światowej, wtedy Śląsk, Pomorze i Mazury były częścią Deutsches Reich – Cesarstwa Niemieckiego. A bez Deutsches Reich nie ma wielkiej carskiej Rosji kończącej się za Łodzią, którą Władimir Putin za wszelką cenę pragnie wskrzesić.

Bez względu więc na wszystko, czyli wolę Kanclerza Niemiec, wynik amerykańskich wyborów oraz tempo dostaw uzbrojenia na Ukrainę, wygra gospodarczy tandem chińsko-niemiecki, z coraz bardziej marginalizowaną (serwilistyczną) rolą Niemiec. Obie potęgi gospodarcze są sobie potrzebne do przetrwania i wzrostu PKB, a moralizatorski ton Waszyngtonu, Warszawy i Paryża niewiele zmieni przy twardej matematyce. Dobre w tym to, że ryzyko zbombardowania Śląska, Pomorza i Mazur będzie w takim układzie geopolitycznym znikome. W końcu nie atakuje się przyjaciół protektora. Powodów do radości nie ma jednak Mołdawia, Estonia czy Litwa. Również Podkarpacie nie powinno otwierać jeszcze szampana.


Kazimierz Turaliński 

 



TPL_BACKTOTOP