Nie jestem zwolennikiem demokracji, dlatego też nie należałem i nie będę należał do jej „obrońców”. To zły ustrój. Nie premiuje najlepszych, tylko przeciętniaków, a na nich nie zbudujemy przecież najlepszego państwa. Widzieliście kiedyś odnoszącą sukcesy światową korporację zarządzaną przeciętnie? Ja też nie. W demokracji nie ma miejsca dla Steve’a Jobsa ani Billa Gatesa, tam pierwsze skrzypce gra Zbigniew spod warzywniaka.

U nas średnia jest bardzo smutna i nie ujmując niczego statystycznemu Zbigniewowi, który pewnie ciężko pracuje na chleb dla swojej rodziny, to zadbać o jego interesy powinny tęższe głowy. Typowy Polak to nie pracowity, obiektywny i dobrze zarabiający tytan intelektu oraz działacz społeczny, tylko człowiek zmęczony życiem, z trudem wiążący koniec z końcem i ograniczający swoją wiedzę fachową do wykonywanego zawodu. I to naturalne. Nie każdy musi znać się na wszystkim i dlatego operację wyrostka robaczkowego powierzamy chirurgowi a nie Zenkowi z sąsiedniej klatki schodowej, który zrobi to taniej otwieraczem do konserw.

O ile (w istocie banalne) otwarcie jamy brzusznej zostawiamy fachowcowi, to dlaczego o losie 38 milionów ludzi – w tym o ich nędzy, wojnie, zdrowiu, setkach miliardów budżetu i środowisku naturalnym – pozwalamy decydować ludziom, którzy nie mają o tym żadnego pojęcia? W parlamencie nie powinni zasiadać "chłopi z chłopów" i "baby z bab" (co wcale nie wyklucza ludowców!), tylko intelektualna elita, która jest w stanie zrozumieć sens i skutki uchwalanych praw. Państwo nie powinno też kierować się żadną ideologią, a jedynie chłodnymi zasadami sprawiedliwości i racjonalnego zarządzania. Mniej emocji, więcej matematyki.

Każda ideologia w praktyce oznacza większe lub mniejsze niszczenie ludzi o odmiennych poglądach – nie ma przed tym ucieczki. Ludzie chętnie ulegają modom, nikt nie chce być „nudny” a za to każdy chce być „oryginalny”, co przekłada się też na manifestowany światopogląd i popularność tzw. partii społecznego protestu. Wysłuchanie eksperta od ekonomii, medycyny czy dyplomacji nuży, w dodatku jego słowa są niezrozumiałe dla laika, który woli swojskiego krzykacza odgrażającego się pięścią i mówiącego że "wszyscy kradną". Zbyt dosłownie pojmowana demokracja sprzyja szerzeniu radykalnych doktryn politycznych, które przy „nijakości” średniej społecznej uzyskują nieproporcjonalną nośność i chwilowe poparcie, które jednak zachowuje moc prawną nie tylko w dniu wyborów, ale też przez kolejne lata.

Trzymając się kryterium intelektualnego nie narażamy żadnej grupy społecznej na ucisk i dyskryminację, ograniczamy ryzyko ambicjonalnych konfliktów zewnętrznych (zapewnienie bezpieczeństwa terytorium kraju i nienaruszalności jego granic to jeden z najważniejszych obowiązków patrioty!), rozstrzygnięć niemerytorycznych (za to ideologicznych aż poza granicę abstrakcji) oraz wyzysku jednych obywateli przez drugich – zarówno biednych przez bogatych, jak i odwrotnie. Zrównoważony rozwój społeczny powinien bezwzględnie dążyć do prymatu klasy średniej, najmniej... zdegenerowanej.

Człowiek nie może mieć za mało. Bieda to nie tylko kwestia niesprawiedliwości, ale również ryzyko rozwoju przestępczości szkodzącej innym klasom, a brak środków na odpowiednie odżywienie, edukację i lekarstwa przekłada się na daleko idące przyszłe wydatki pokrywane oczywiście z podatków lepiej zarabiających obywateli, w tym na zasiłki, resocjalizację, zaawansowane leczenie zaniedbanych schorzeń, likwidację niepokojów społecznych itp. Słowem – likwidacja biedy opłaca się wszystkim, na tym na dłuższą metę zyskują absolutnie wszyscy. Co się dzieje, gdy biedni nie stają się beneficjentami rozwoju, tylko ofiarami brutalnego tłumienia i wyzysku? To pokazała nam rewolucja bolszewicka w carskiej Rosji, która w końcu zaprowadziła Armię Czerwoną nad Wisłę i aż do Berlina, a później na 50 lat pokryła Polskę i 1/3 planety czerwoną kurtyną. Rządzić zaczyna pijany, pazerny i wściekły tłum, nienawidzący tych którzy mieli więcej. Dziękuję, widziałem świat chorych z nienawiści komunistów, więcej nie chcę.

Ta sama moneta ma również drugą, także ciemną stronę. Nadmierne bogactwo, ziemiaństwo, oligarchia i majętny kler również nie świadczą o sile społeczeństwa. Powszechnie wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Gdy ma się miliardy, człowiek pragnie proporcjonalnej do zamożności władzy, prawo staje się tylko niezobowiązującą teorią krępującą swobodę innych (biedniejszych) a potęga kusi by jej nadużywać. Warstwy nadmiernie bogate w stosunku do mediany społecznej zbyt często stają się nowotworem, prowadzącym kraj do upadku – zwłaszcza poprzez nadmierne zbratanie z urzędnikami państwowymi i warstwą polityczną, która zamiast kontrolować staje się służalcza. Ośmiorniczki kupują nie tylko żołądki, ale i serca. Tak było w I Rzeczypospolitej szlacheckiej prowadzącej nas prosto do rozbiorów i utraty niepodległości, choć jeszcze bez ośmiorniczek na suto zastawionych stołach.

Wbrew temu co może sądzić wielu moich Czytelników, jestem pragmatykiem, legalistą i państwowcem. Ideologie to ważne sprawy motywujące do działania, ale są niczym jeśli służą złym celom. Cel nie uświęca środków! Nie ma dla mnie znaczenia, czy urzędnik państwowy pełniąc swoją służbę obywatelom siłę moralną czerpie z etyki Kanta, czy z biblijnego dekalogu. W obu przypadkach to świetne rozwiązanie. Ale jeśli ktoś zaczyna eliminować etykę w imię idei, wtedy bez względu na jego cele traci pozytywne przymioty i staje się fanatykiem, a fanatykom ręki nie warto podawać. Jeśli ktoś w imię idei jest gotowy skrzywdzić drugiego człowieka, to znaczy, że stanowi bezpośrednie zagrożenie dla społeczeństwa i porządku publicznego. Wszyscy widzieliśmy rządy fundamentalistów islamskich a także słyszeliśmy o wielkich ruchach społecznych, które wyniosły do władzy Mussoliniego, Hitlera i Stalina. Oni działali nie w imieniu prawa, tylko urojonych wyższych wartości. Nie chcę tego nigdy więcej.

Dlatego uważam, że najkorzystniej dla kraju będzie, jeśli skrajna lewica i skrajna prawica będą zajęte zwalczaniem siebie nawzajem, a normalnym ludziom (których jest zdecydowana większość) pozwolą żyć w spokoju. Aby to było możliwe, żadna z tych stron nigdy nie powinna w Polsce objąć władzy. Nigdy. Przeciwdziałać temu powinien zakaz opierania kampanii wyborczej na zapowiedziach konkretnych transferów pieniężnych. To nie pieniądze partii tylko podatników, więc nikt poza Skarbem Państwa nie ma prawa finansować nimi wybranych kategorii obywateli, a więc wyborców. Już dzisiaj istnieje w Kodeksie karnym zapis zakazujący przekupstwa wyborczego (art. 250a § 2 k.k.), pora zacząć go stosować.

Demokracja nie może też być wymówką dla wprowadzania rządów fanatyków czy dewiantów, korumpujących władzę miliarderów ani tłumu żądnego zemsty za prawdziwe lub wyimaginowane niepowodzenia życiowe. Wszyscy wiemy, że dwa wilki zawsze przegłosują owcę i „legalnie” zjedzą ją na obiad, ale dlatego pojęcia „demokracja” i „demokratyczne państwo prawa” nie znaczą tego samego. Nie mogą, bo wtedy zamiast standardów brytyjskich mamy standardy NRD-owskie. Wszak wiadomo powszechnie, że nie było bardziej demokratycznych państw od tych wchodzących w skład bloku wschodniego. Chcecie takiej demokracji? Bo ja nie bardzo.

Od zbyt dosłownie rozumianego państwa demokratycznego wolę państwo prawa, a PRAWO – jak mawiał największy prawnik starożytnego Rzymu Ulpianus – wywodzi się od SPRAWIEDLIWOŚCI (łac. ius - prawo, iustitia - sprawiedliwość). Inaczej nie jest prawem. Sprawiedliwość to nie rewanżyzm, wrabianie w przestępstwa to nie zwalczanie przestępczości, a nadużywanie praw jest zbrodnią a nie cnotą – nawet jeśli demokratycznie większościowy tłum wykrzyczy, że właśnie tak ma być i właśnie ta owca ma tego dnia wyzionąć ducha. Prawo ma bronić jednostkę przed bezprawiem większości. Dosłownie rozumiana demokracja takie bezprawie i przemoc wobec słabszych legalizuje.

Demokracji mówię nie. Chcę aby moją Ojczyzną rządzili najmądrzejsi i najlepiej w danej dziedzinie wykwalifikowani, a nie ci, którzy tylko najlepiej potrafią schlebiać gustowi tłumu. Albo wyrzucimy ideologię z polityki, albo wrócimy do lat 30. XX wieku. Wybierajcie. Na disco polo niech będzie miejsce na dyskotece i weselu, ale w parlamencie zdecydowanie wolę dźwięki Mozarta lub Bacha. I z szacunku do naszej bolesnej historii, trzymajmy się z daleka od Wagnera!


Kazimierz Turaliński

 



TPL_BACKTOTOP