Rząd Mario Draghiego dąży do zwiększenia konkurencyjności gospodarki i zmniejszenia obciążeń budżetu państwa z tytułu polityki społecznej. Niezachowanie równowagi pomiędzy realizacją obydwu celów może doprowadzić do opuszczenia przez Włochy strefy euro po 2023 r.

Głównym celem polityki gospodarczej powołanego 13 lutego br. rządu Draghiego jest wprowadzenie Włoch na ścieżkę trwałego wzrostu gospodarczego i regularnej redukcji długu publicznego. Obejmując władzę, zapowiadał realizację reform strukturalnych: zmiany w systemie zabezpieczenia społecznego, redukcję biurokracji, poprawę jakości edukacji i szkolnictwa wyższego, usprawnienie pracy sądownictwa i zwiększenie produktywności gospodarki.

Nowy premier deklarował też przywrócenie wzrostu gospodarczego poprzez zwiększenie nakładów na badania i rozwój oraz wykorzystywanie funduszy UE do finansowania inwestycji przynoszących wysoki zwrot. Na liście priorytetów wciąż jest dążenie do zrównoważenia finansów publicznych poprzez redukcję liczby firm otrzymujących pomoc publiczną w związku z kryzysem gospodarczym (odebranie jej firmom będącym w dobrej kondycji finansowej i tym nie rokującym szans na uratowanie) oraz zakończenie subsydiowania zatrudnienia (jego redukcja ma pomóc w uratowaniu firm). Działania rządu mają zapewnić krajowi płynne przejście od okresu antykryzysowej interwencji gospodarczej do powrotu funkcjonowania dyscypliny budżetowej wynikającej z europejskiego paktu stabilności, co ma nastąpić w 2023 r.

Realizacja powyższych celów wymaga zbudowania ponadpartyjnego konsensusu, którego nie był w stanie osiągnąć jego poprzednik Giuseppe Conte. Sprzyjać ma temu struktura rady ministrów. Składa się ona z 8 bezpartyjnych fachowców odpowiedzialnych za najważniejsze z punktu widzenia gospodarki resorty oraz z 15 przedstawicieli różnorodnych partii politycznych: antysystemowego Ruchu 5 Gwiazd, prawicowych Ligi i Forza Italia, lewicowych Partii: Demokratycznej i Articulo 1 oraz liberalnej formacji Italia Viva. Jedyną partią opozycyjną pozostaje konserwatywne i eurosceptyczne ugrupowanie – Bracia z Włoch.

Dotychczas najważniejszym osiągnięciem rządu było doprowadzenie do zatwierdzenia przez Komisję Europejską Krajowego Planu Odbudowy, co nastąpiło 23 czerwca br. Na jego podstawie w latach 2021-2027 Włochy otrzymają unijne wsparcie w wysokości 191 mld euro. Najważniejsze inwestycje w ramach planu odbudowy po pandemii mają dotyczyć: transformacji energetycznej kraju (66,6 mld euro), cyfryzacji (45,5 mld euro), zrównoważonej mobilności (32 mld euro), badań i rozwoju (26,7 mld euro) oraz modernizacji turystyki i kultury (8 mld euro).

Środki te powinny pozwolić na realizację celów polityki energetycznej Włoch, wskazanych w Narodowym Zintegrowanym Planie na rzecz Energii i Klimatu, uchwalonym w styczniu 2020 r. Zakłada on m.in., że do 2030 r. 55 proc. krajowej produkcji energii elektrycznej ma pochodzić ze źródeł odnawialnych, emisja dwutlenku węgla ma zostać obniżona o 56 proc. w sektorze dużych przedsiębiorstw, a do 2050 r. Włochy mają dokonać całkowitej dekarbonizacji gospodarki. Służyć będzie temu m.in. kontynuacja programów zapoczątkowanych przez rządy poprzedniego premiera Giuseppe Conte, czyli dofinansowania w 100 proc. prac budowlanych służących podniesieniu efektywności energetycznej i odporności sejsmicznej budynków oraz dopłat do zakupu samochodów elektrycznych. Działania te mają też za zadanie pobudzenie wzrostu gospodarczego Włoch.

Realizację planów rządu utrudniają jednak niespodziewane problemy energetyczne kraju. Znoszenie ograniczeń dla działalności gospodarczej zwiększyło bowiem popyt na energię elektryczną. Równolegle wyjątkowo niskie temperatury zimą br. doprowadziły do wyczerpania zapasów gazu w UE i tym samym do wzrostu jego cen. W wyniku polityki klimatycznej UE wzrosły też koszty emisji dwutlenku węgla. Wszystkie te czynniki doprowadziły do wzrostu ceny Megawatogodziny prądu na rynku hurtowym we Włoszech z 85 euro w czerwcu do 159 euro we wrześniu.

W celu ograniczenia uciążliwości skutków tych podwyżek dla obywateli i firm rząd zdecydował się na działania interwencyjne zawarte w tzw. dekrecie rachunkowym z 28 września br. Na jego podstawie w ostatnim trymestrze 2021 r. rząd przeznaczy: 1,2 mld euro na wsparcie działań krajowego regulatora energetyki w zakresie obniżenia cen prądu oraz 800 mln euro na dopłatę do kosztów rachunków ponoszonych za energię elektryczną przez gospodarstwa domowe oraz małe i średnie przedsiębiorstwa.

Dodatkowo we wskazanym okresie podatek VAT za gaz został obniżony z 10 proc. i 22 proc. do 5 proc., zawieszono opłaty administracyjne za dystrybucję prądu oraz wprowadzono tymczasowe świadczenia dla gospodarstw domowych złożonych z osób będących w trudnej sytuacji ekonomicznej lub mających zły stan zdrowia. Rozwiązania te mają kosztować budżet państwa łącznie prawie 1,5 mld euro. Połączenie tych działań interwencyjnych ze świadczeniami i ulgami podatkowymi wprowadzonymi podczas pandemii ma skutkować na koniec 2021 r. deficytem budżetowym w wysokości 7,5 proc. PKB.

Problemy strukturalne włoskiej gospodarki

Słabości długookresowe gospodarki to niski wzrostu i wysoki dług publiczny. W ciągu ostatnich 13 lat kraj na przemian przechodził z recesji do stagnacji. Załamania gospodarki w latach 2008-2009 i 2012-2013 nie zostały zrekompensowane okresami prosperity. W latach 2010-2019 średnia dynamika wzrostu PKB oscylowała wokół zera. W latach 2008-2019 dług publiczny kraju wzrósł z poziomu 103 proc. PKB do 134,5 proc. PKB. W latach 2012-2019 stopa bezrobocia wynosiła ponad 10 proc. wśród ogółu populacji i ponad 30 proc. wśród osób poniżej 30 roku życia ( w 2014 r. aż 43 proc.).

Jednocześnie ani prowadzona w latach 2011-2018 polityka w kierunku zwiększenia oszczędności, ani realizowana od 2018 r. stymulacja gospodarki poprzez konsumpcję nie rozwiązały głównych problemów strukturalnych kraju. Co prawda działania rządów centroprawicy i centrolewicy polegające na prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych, deregulacji na rynku pracy, podwyżek podatków VAT i akcyzy na benzynę oraz stopniowego podnoszenia wieku emerytalnego do 67 lat przyniosły oszczędności dla budżetu. Jednak zmiany te wywołały zmniejszenie się siły nabywczej gospodarstw domowych, osłabiając konsumpcję i wzrost gospodarczy.

Z kolei podjęte w latach 2018-2019 działania na rzecz pobudzenia konsumpcji w postaci wprowadzenia świadczenia dla osób najuboższych o nazwie „dochód obywatelski”, umożliwienia wcześniejszego przechodzenia na emeryturę dla osób z długim stażem pracy oraz dofinansowania zakupu samochodów elektrycznych, nie ożywiły gospodarki.

Pandemia i związany z nią lockdown doprowadziły natomiast do największej recesji w gospodarce Włoch od czasów II wojny światowej (spadek PKB o 8,9 proc. w 2020 r.) i wzrostu długu publicznego do 156 proc. PKB. W celu uniknięcia katastrofy społeczno-ekonomicznej państwo zostało zmuszone do subsydiowania zatrudnienia, wsparcia firm zagrożonych upadkiem, wprowadzenia specjalnych świadczeń dla osób zagrożonych ubóstwem oraz dla rodziców zmuszonych do opieki nad dziećmi w wyniku zamknięcia szkół.

Do chwili obecnej nie udało się rozwiązać strukturalnych problemów osłabiających gospodarkę. Pomimo, że Włochy są wciąż jednym z ośmiu najsilniejszych ekonomicznie państw świata, zajmują dopiero 58 miejsce w Rankingu Doing Business. Inwestorów do wejścia na włoski rynek zniechęca niestabilność polityczna (średni czas trwania rządu to 10 miesięcy), nadmierna biurokracja, korupcja i przewlekłość postępowań sądowych m.in. w zakresie egzekucji realizacji umów. Wysokie koszty pracy wpływają negatywnie zarówno na pozyskiwanie inwestorów, jak i na konkurencyjność włoskiego eksportu. Jest to szczególnie istotne, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że po wstąpieniu do strefy euro Włochy straciły możliwość stosowania ważnego instrumentu zwiększania konkurencyjności eksportu w czasach kryzysu, jakim jest dewaluacja waluty.

Kondycja sektora finansowego pozostawia także wiele do życzenia. W latach 2014-2017, w wyniku wzrostu liczby zagrożonych kredytów (wynikającego ze spadku poziomu życia obywateli wywołanego przez politykę oszczędności) oraz złego zarządzania upadło 7 banków ogólnokrajowych i liczne banki regionalne. Jednocześnie na wzrost zadłużenia państwa wpływają rosnące wydatki budżetowe z tytułu emerytur. Włochy są bowiem drugim po Japonii najstarszym społeczeństwem na świecie, ze średnią wieku wynoszącą 44 lata. Jednocześnie od 2013 r. kraj silnie ograniczył realizację inwestycji infrastrukturalnych, które mogłyby być naturalnym czynnikiem pobudzania wzrostu gospodarczego.

Pandemia osłabiła istotnie ważne dla wzrostu gospodarczego sektory: turystyczny i handlu. Państwo utraciło w ten sposób znaczne wpływy podatkowe. Deficyt budżetowy w 2020 r. osiągnął poziom 9,5 proc. PKB.

Pierwszy test

Pierwszym sprawdzianem skuteczności koncepcji Draghiego będzie realizacja budżetu państwa na 2022 r. Jego projekt został uchwalony 19 października br. W przeciwieństwie do budżetów z lat 2011-2018 nie jest on skoncentrowany wyłącznie na prostej redukcji wydatków i zwiększaniu dochodów państwa. Zakłada on bowiem również zmniejszenie wpływów podatkowych w celu wygenerowania wzrostu siły nabywczej i możliwości inwestycyjnych klasy średniej. Liczba progów podatku od osób fizycznych ma być zmniejszona z 5 do 3, poprzez likwidację drugiego (27 proc.) i trzeciego (38 proc.) progu, przenosząc jego płatników do progu pierwszego (23 proc.). Wprowadzone mają zostać nowe ulgi podatkowe z tytułu inwestycji zwiększających ekologiczność mieszkań w wysokości 36-90 proc. oraz ulga na zakup sprzętu i oprogramowania komputerowego.

Wobec nieudanych eksperymentów obydwu rządów Conte związanych z pobudzaniem wzrostu gospodarczego przez konsumpcję, obecna ekipa koncentruje się na redukcji świadczeń socjalnych w celu zmniejszenia zadłużenia państwa. Oszczędności ma wygenerować zmiana kryteriów przyznawania dochodu obywatelskiego. Jest to świadczenie wprowadzone w 2019 r. Początkowo miało ono stanowić dochód gwarantowany w wysokości maksymalnie 780 euro dla wszystkich obywateli zarabiających mniej niż ta kwota. Po sporach z Komisją Europejską jego wysokość została zmniejszona do 403 euro. Od nowego roku będzie on wypłacany wyłącznie osobom, które starają się uzyskać zatrudnienie.

Zmianie mają ulec też zasady przechodzenia na emeryturę. Dotychczas suma wieku i stażu pracy potencjalnego emeryta musiała wynieść 100 (np. 60 lat + 40 lat stażu pracy), od nowego roku będzie ona wynosić 102, a od 2023 r. 104.

Rząd przewiduje, że w kolejnych latach deficyt budżetowy i dług publiczny będą maleć dzięki pobudzeniu wzrostu gospodarczego. Służyć temu ma przeznaczenie 15,5 proc. środków w budżecie na inwestycje. Przewiduje się, że w 2022 r. dynamika wzrostu PKB osiągnie poziom 1,2 proc., deficyt budżetowy 4,4 proc. PKB, a dług publiczny 153,5 proc. PKB. W wyniku działań rządu w latach 2023-2024 tempo wzrostu PKB osiągnie poziom 2,3 proc. rocznie, a deficyt budżetowy 1,2 proc. PKB. Dług publiczny do 2024 r. ma zmniejszyć się do 146 proc. PKB.

Ryzyka

Polityka gospodarcza rządu Draghiego daje nadzieję na wyjście kraju z kryzysu gospodarczego. Obniżenie obciążeń finansowych dla klasy średniej najprawdopodobniej pobudzi konsumpcję i być może też częściowo inwestycje. Rozbudowa infrastruktury energetycznej stworzy nowe miejsca pracy i wygeneruje wyższy wzrost gospodarczy. Z kolei zaostrzenie kryteriów uprawniających do przechodzenia na emeryturę i uzyskiwania świadczeń socjalnych oraz odchodzenie od świadczeń tymczasowych stworzonych na potrzeby pandemii i subsydiowania zatrudnienia powinny doprowadzić do zmniejszenia wydatków budżetu państwa.

Jednak jeśli te procesy nie będą ze sobą właściwie zsynchronizowane, koszty społeczne reform mogą okazać się zbyt duże, by można było je kontynuować. Wzrosnąć może wtedy bezrobocie i zmniejszyć się konsumpcja, prowadząc do podobnych rezultatów, jakie przyniosła polityka oszczędności realizowana w latach 2011-2018. Jednocześnie zagrożeniem dla realizacji polityki rządu są negatywne konsekwencje transformacji energetycznej w postaci wzrostu cen energii elektrycznej. Jeżeli tendencja ta okaże się stała – społeczeństwo zacznie domagać się wprowadzenia nowych rozwiązań z zakresu zabezpieczenia społecznego, a wydatki państwa wzrosną.

Jeżeli pozytywne skutki przewidywane przez rząd pojawią się znacząco później niż koszty ponoszone z ich tytułu, zacznie on sukcesywnie tracić poparcie większości parlamentarnej. Pierwszym ugrupowaniem, które może przejść do opozycji jest Liga, która na poziomie regionalnym współpracuje z Braćmi z Włoch. W przypadku przedłużania się kryzysu gospodarczego, ugrupowania te mogą przejąć władzę w kraju w wyniku wyborów w 2023 r. Wówczas, jeśli podejmą się one realizacji swojego programu, Włochy mogą rozpocząć proces wychodzenia ze strefy euro, a być może nawet z Unii Europejskiej, co będzie mieć negatywne konsekwencje nie tylko dla gospodarek europejskich, ale również dla Polski.


Maciej Pawłowski

Niekonwencjonalna polityka pieniężna przez długi czas była domeną półkuli północnej. COVID-19 to zmienił. Jednym z krajów, który zdecydowały się na nowe rozwiązania, została Australia. Warto przyjrzeć się jej polityce pieniężnej i walucie, w której utrzymywanych jest 8 proc. polskich rezerw.


Dolar australijski to stosunkowo młoda waluta – skończył dopiero 55 lat. Jego debiut przypada na 14 lutego 1966 r. Zastąpił on funta australijskiego z różnych powodów, w tym chęci wprowadzenia w życie, ułatwiającego rozliczania dziesiętnego systemu monetarnego. Odejściu od funta australijskiego towarzyszyła zresztą bardzo ożywiona dyskusja na temat nowej waluty. Obok dolara proponowano inne nazwy, w tym austral czy emu. Największe kontrowersje wzbudziła jednak nazwa zaproponowana przez ówczesnego premiera Roberta Menziesa. Był on zwolennikiem bliskich więzi z macierzą i stąd nazwa royal. Została ona w 1963 r. nawet wstępnie zaakceptowana. Oburzenie społeczne wywołane tą nazwą było jednak tak duże, że pełniący obowiązki ministra finansów Harold Holt (i który w 1966 r. przejął schedę po Menziesie) musiał szybko wycofywać się z royalsów na rzecz dolara.

Znaczenie dolara australijskiego

Dolar australijski w latach 70. oraz 80. XX wieku dorobił się mało chlubnego określenia „peso Pacyfiku”. Przełomowym momentem było upłynnienie jego kursu w grudniu 1983 r., któremu towarzyszyła szeroko zakrojona liberalizacja systemu finansowego. Mimo starań ze strony władz monetarnych Australii, liberalizacja nie została przeprowadzona w sposób modelowy, co miało przełożenie na wartość waluty.

Później (od lat 90.), nie było już tak źle, ale na świecie paradoksalnie więcej pisano o Nowej Zelandii niż o Australii. Głównie za sprawą nowozelandzkiego wynalazku, czyli celu inflacyjnego. Niskie ceny surowców na świecie, jakie występowały w ostatniej dekadzie XX w., nie służyły jednak ani Australii, ani Nowej Zelandii. Na przełomie stuleci niektórzy nawet rozważali unię walutową z udziałem tych dwóch krajów. Nowa waluta miała nazywać się ANZAC, ale idea ta nie została wprowadzona w życie, głównie za sprawą sceptycyzmu Nowej Zelandii.

Dopiero boom surowców w pierwszej dekadzie bieżącego stulecia przyniósł tłuste lata dla waluty australijskiej. W pewnym momencie (to jest od końca grudnia 2010 r. do maja 2013 r.) australijski dolar kosztował więcej niż jego odpowiednik z USA. Poprawa notowań waluty australijskiej pociągnęła za sobą wzrost znaczenia waluty australijskiej zarówno w jej roli transakcyjnej (a dokładniej jej udziału na rynku walutowym), jak i w roli waluty rezerwowej. Jeśli chodzi o tę ostatnią, to pod koniec 2012 r. MFW uznało dolara australijskiego za walutę rezerwową. Od 2013 r. udział tej waluty w rezerwach walutowych banków centralnych oscyluje wokół progu 1,7 proc., co gwarantuje jej tytuł siódmej najczęściej preferowanej przez banki centralne waluty rezerwowej.

Udział ten odpowiada mniej więcej udziałowi australijskiej gospodarki w światowym PKB. O ile do końca XX w. udział dolara australijskiego na światowych rynkach walutowych z trudem osiągał poziom 3 proc., o tyle w ostatnich latach supercyklu surowcowego uległ potrojeniu i wyniósł 9 proc. Wraz ze spadkiem cen surowców, udział ten zaczął maleć, ale i tak wynosi 7 proc., co gwarantuje dolarowi australijskiemu piąte miejsce w rankingu walut, za sprawą których dokonuje się obrót na światowych rynkach walutowych.

RBA poszedł daleko

W ostatnim czasie, sporo uwagi przykuwał nie tyle sam dolar australijski, ale instytucja go emitująca. Mowa oczywiście o RBA (Reserve Bank of Australia – Bank Rezerwy Australii) i jej doświadczeniach z niekonwencjonalną polityką pieniężną. Owszem, za sprawą kryzysu epidemiologicznego, niekonwencjonalna polityka monetarna straciła swój ekskluzywny charakter. Nawet i na półkuli południowej udałoby się znaleźć inne kraje niż Australia, które zdecydowały się na nowy rodzaj polityki pieniężnej. RBA wydaje się jednak być bankiem, który poszedł najdalej, gdyż zakres jego działań wyszedł daleko poza sam skup aktywów. RBA jest drugim – obok Banku Japonii – bankiem centralnym, który odwołuje się do kontroli krzywej dochodowości. Działania RBA jednak nie ograniczają się jedynie do kombinacji skupu aktywów oraz kontroli krzywej dochodowości.

Pierwszą odpowiedzią RBA na dający się coraz bardziej we znaki COVID-19 była naturalnie redukcja stóp procentowych. 3 marca 2020 r. RBA obniżyła stopy z poziomu 0,75 proc. do 0,50 proc. Jak można się domyślić, tak skromna redukcja okazała się niewystarczająca. Dlatego 19 marca 2020 r. doszło do nadzwyczajnego posiedzenia RBA. Wówczas oprócz kolejnej obniżki ceny pieniądza (o kolejne 25 punktów bazowych), RBA ogłosiła zamiar kontroli krzywej dochodowości. Wybór padł na trzyletnie obligacje, a punktem odniesienia stała się rentowność na poziomie 0,25 proc.

Wysokość stawki referencyjnej stała się też punktem referencyjnym dla udzielanych przez RBA bankom komercyjnym atrakcyjnych trzyletnich kredytów w ramach programu o nazwie Term Funding Facility (TFF). Jego pula pierwotnie wynosiła 90 miliardów dolarów australijskich. No i oczywiście uruchomiono skup obligacji rządowych. Pierwsze obligacje opiewające na kwotę 5 miliardów dolarów australijskich skupiono nazajutrz po ogłoszeniu decyzji. Programem skupu zostały objęte obligacje rządu centralnego, czyli Australian Government Securities oraz obligacje emitowane między innymi przez jednostki terytorialne, czyli tzw. semi government securities.

Ponadto RBA na wszelki wypadek wyraźnie podkreśliła w swoim oświadczeniu, że skup ten ogranicza się do rynku wtórnego. Co ważniejsze, RBA nie zapomniała o polityce forward guidace, czyli o określeniu ram czasowych, w trakcie których na pewno nie zostanie podniesiona stawka referencyjna. Omawiane ramy czasowe zostały wyznaczone za sprawą następujących parametrów: pierwszy to pewność, że został dokonany trwały postęp na drodze pełnego zatrudnienia oraz drugi już bardziej kwantyfikowany – osiągnięcie przez inflację w sposób trwały przedziału od dwóch do trzech procent.

W maju 2020 r. poluzowano politykę zabezpieczeń za sprawą uwzględniania przez RBA jako zabezpieczenia papierów emitowanych przez krajowe tzw. korporacje niebankowe (ale pod warunkiem, że posiadają one przynajmniej rating inwestycyjny). Z kolei we wrześniu zwiększono pulę kredytów w ramach TFF. O ile w chwili ogłoszenia tego programu jego dostępność miała trwać do marca 2021 r. tak we wrześniu 2020 r. wydłużono ją do czerwca 2021 r.

Nie tak, jak w Japonii

Początkowo, od marca 2020 r., skup obligacji miał charakter dyskrecjonalny. Do największych zakupów doszło w marcu i kwietniu. RBA chodziło najprawdopodobniej o to, aby zapewnić sobie maksymalny stopień elastyczności w prowadzeniu operacji skupu. Rzecz w tym, że nie da się wykluczyć układu, gdzie równoczesny skup obligacji oraz kontrola krzywej dochodowości wykluczają się nawzajem. Dobrze to obrazuje nieraz opisywany przeze mnie w „OF” przykład Banku Japonii. W Japonii rentowności spadały czasami poniżej pułapu wyznaczonego przez bank centralny i w takiej sytuacji dalszy ich skup przez bank centralny staje się wręcz kontrproduktywny.

Australia jednak nie jest drugą Japonią i już w pierwszych dniach sierpnia 2020 r. RBA musiała dokupić obligacje warte około 6 miliardów dolarów australijskich, gdyż rentowność trzyletnich obligacji zaczęła piąć się w górę i zahaczała nawet o poziom 0,3 proc. Zakupy z sierpnia 2020 r wywindowały łączną wartość skupionych obligacji do około 55 mld dolarów australijskich.

Dopiero w listopadzie 2020 r. podjęto kolejne istotne decyzje. Przede wszystkim obniżono po raz kolejny stawkę referencyjną, z 0,25 proc. do 0,1 proc. Analogicznej zmianie uległy wszystkie parametry zarówno dla TFF, jak i przede wszystkim dla działań na rzecz kontroli krzywej dochodowości. Najważniejszą zmianą było jednak odgórne wyznaczenie pułapu dla skupowanych przez RBA obligacji rządowych. Tym samym ogłoszono w listopadzie, że na przestrzeni nadchodzących najbliższych sześciu miesięcy, RBA będzie chciała skupić obligacje rządowe warte 100 miliardów dolarów australijskich. Szybko okazało się, że i nawet tak ambitny plan może być niewystarczający.

Dlatego trzy miesiące później, to jest 3 lutego 2021 r. RBA postanowiła zwiększyć pulę skupowanych obligacji rządowych o kolejne 100 mld dolarów australijskich. RBA zaczęła zwiększać skalę swoich zakupów z wielu powodów. Oczywiście najważniejszym była chęć utrzymania stóp procentowych na niskim poziomie. Nie jest to jednak jedyny powód.

Aby móc zrozumieć ten drugi, to trzeba przyjrzeć się bliżej notowaniom dolara australijskiego. Wybuch pandemii na przełomie lutego i marca 2020 r. oczywiście mu nie służył. O ile do początku 2020 r. notowania AUD/USD oscylowały wokół poziomu 0,68, tak w trakcie pierwszych dni paniki związanej z wybuchem COVID, jego wartość spadła do poziomu 0,58. Waluta australijska zaczęła jednak szybko odrabiać straty, między innymi za sprawą podpisania porozumienia swapowego z Fed, na kwotę 60 miliardów dolarów amerykańskich.

W celu inflacyjnym – dopiero w 2024 r.

W połowie 2020 r. dolar australijski odzyskał ważny próg 0,70, a na przełomie 2020 r. i 2021 r. jego notowania poszybowały w kierunku 0,78. Dlatego prezes RBA nie krył w swoich wypowiedziach, że prowadzony przez RBA skup obligacji ma za zadanie nie tylko zagwarantować niską cenę wewnętrzną dolara, ale także zapewnić nieco niższą cenę zewnętrzną emitowanego przez jego bank pieniądza. Obecnie relacja AUD/USD oscyluje nadal wokół poziomów bliskich 0,78. Rodzi się jednak pytanie, jakie wartości osiągnąłby kurs wymiany gdyby nie działania RBA. Jej prezes nie ma wątpliwości, że doszłoby do dalszego wzmocnienia się waluty krajowej.

Jak widać, paleta środków RBA niewiele różni się od stosowanych przez banki centralne, które odwołują się już od dłuższego czasu do niekonwencjonalnej polityki pieniężnej. A jaka jest skuteczność tych działań? Gospodarka australijska pokazuje oznaki ożywienia gospodarczego. RBA spodziewa się wzrostu gospodarczego 4,75 proc. w tym roku oraz 3,5 proc. w roku następnym. Zatrudnienie rośnie, ale jeszcze nie na tyle szybko, aby zagwarantować powrót do poziomu sprzed pandemii. Ostatni odczyt inflacji wyniósł jedynie 1,1 proc.

Droga do przedziału, o którym mówi forward guidance jest zatem daleka. Natomiast z samej lektury ostatniego komunikatu RBA można między wierszami przeczytać, że stopa inflacji znajdzie się w przedziale od 2 proc. do 3 proc. najwcześniej do 2024 r. Innymi słowy, niekonwencjonalna polityka monetarna poczuła się dość dobrze w krainie kangurów i nie zamierza jej szybko opuszczać.


Paweł Kowalewski

 



TPL_BACKTOTOP